Idealna jednodniówka z Warszawy: „Mała Łódź”, pałac i gorące źródła
Niecałe 60 kilometrów na zachód od Warszawy w promieniu kilkunastu kilometrów znajdziecie wystarczającą moc atrakcji, która na upartego wystarczy wam na cały weekend.
Naszą wycieczkę zaczynamy w Żyrardowie – niewielkiej, nieco ponad 40-tysięcznej miejscowości, która swego czasu była europejską potęgą włókienniczą. Choć historia miasta liczy nieco ponad 180 lat, to jest ciekawsza niż wielu miejsc ze znacznie większą historią. Weźmy już samą nazwę, która pochodzi od nazwiska Filipa de Girarda – francuskiego inżyniera i wynalazcy. Był to fachura wysokiej klasy, wynalazca mechanicznej maszyny do przędzenia lnu, który od 1833 roku nadzorował prace fabryki wyrobów lnianych, która szybko stała się największą tego typu inwestycją w Europie.
Fabryka i miasto rosły w siłę, a przełomowym momentem w historii miasta był marzec 1857 roku, gdy dwaj niemieccy przemysłowcy Karol Hielle i Karol Dietrich zakupili fabrykę. Zaczęli ją szybko modernizować i rozbudowywać, a w ślad za kolejnymi etapami fabryki rosła żyrardowska osada fabryczna, która dziś stanowi unikatowy na skalę europejską przykład XIX-wiecznego miasta.
Tym bardziej cenny, że mimo niejednej wojennej zawieruchy do dzisiaj zachowało się bliskko 95 proc. historycznej zabudowy, dla której warto dzisiaj Żyrardów odwiedzić. Unikalność tego miasta polega właśnie na tym, że zachowano tamten układ urbanistyczny: jest osada robotnicza z budynkami mieszkalnymi, szpital, wille dyrektorskie, dużo terenów zielonych. Absolutnym majstersztykiem jest Stara Przędzalnia, czyli stara fabryka lniarska w Żyrardowie, dziś pięknie odnowiona w stylu postindustrialnym na podobną modłę jak łódzka Manufaktura.
Która mocno zaskakuje, bo pamiętam, jak kilkanaście lat temu przejeżdżałem przez Żyrardów i wówczas miasto bardziej straszyło niż zachwycało. Ale trzeba przyznać, że wszystko jest dość fajnie rozplanowane. Począwszy od niegłupio zaadaptowanych sieciowych sklepów, przez fajne kafejki i restaurację (tej akurat nie polecamy, nazwę przemilczymi), nawet ten nieszczęsny supermarket – zmora tego typu budynków – jakoś się broni. Na miejscu jest też hotel apartamentowy i lofty. Niektóre projekty sprawiły, że zacząłem snuć nieśmiałe myśli o przeprowadzce (w końcu do Warszawy jedzie się stąd kilkanaście minut pociągiem). Na szczęście Iza postawiła dość zdecydowany sprzeciw.
Stara Przędzalnia jest to też pierwsza pozycja na liście miejsc do obowiązkowego obejrzenia. A spacer po Żyrardowie wbrew pozorom nie będzie aż tak krótki, bo w mieście lnu jest aż 296 obiektów umieszczonych w rejestrze zabytków. Spacer oczywiście wypada rozpocząć od głównego placu Jana Pawła II w Żyrardowie, gdzie oprócz pomnika tytułowego bohatera (akurat wpisującego się w dość niechlubną tradycję rzeźbiarskich potworków papieskich) znajduje się sporo fajnych budynków z epoki, np. magistrat, zabytkowa resursa czy centrum kultury z charakterystyczną kopułą.
Najbardziej charakterystycznym budynkiem jest jednak zabytkowy kościół pw. Matki Bożej Pocieszenia z dwiema charakterystycznymi, strzelistymi wieżami. Zbudowano go w ekspresowym w tempie w latach 1900-1903 w stylu neogotyckim, a do jego bududowy użyto aż 3 mln cegieł wypalonych w pobliskich Radziejowicach. Warto tam zajść, choćby dla fantastycznych secesyjnych witraży, podobno Mehoffera (tego od polichromii kościoła Mariackiego w Krakowie i zwłaszcza fenomenalnej katedry ormiańskiej we Lwowie). To robotniczo-usługowa część miasta, gdzie obok budynków mieszkalnych znajduje się wszystko, czego przeciętny fabrykant mógł potrzebować do życia.
W drugiej, oddzielonej ulicą części fabryczno-kierowniczej na uwagę zasługuje choćby malowniczy park miejski z willą Karola Dietricha. Centrum Żyrardowa zanurzone w czerwonej cegle przywodzi trochę na myśl Łódź i z pewnością warto wpaść tu na solidny, przynajmniej dwugodzinny spacerek.
Z Żyrardowa ruszamy do Radziejowic, gdzie nad wodą znajduje się uroczy zespół pałacowo-parkowy. Pałacyk, zbudowany na przełomie XVIII i XIX wieku został zbudowany w formie romantycznego zameczku. Myślę, że jeśli zimą przy trzaskającym mrozie jest to urokliwe miejsce, to wiosną czy latem z pewnością prezentuje się równie okazale. I tym bardziej warto tam zajrzeć dla jednej z największych w Polsce kolekcji obrazów Józefa Chełmońskiego – jednego z najbardziej znanych rodzimych malarzy.
Jeśli miałbym wynaleźć jakieś wady kompleksu, to z pewnością jest to dość zauważalny hałas dochodzący od położonej nieopodal ekspresowej drogi nr 8. I właśnie na „ósemkę” musimy wjechać, by dojechać do ostatniej atrkacji naszego weekendu, czyli do term w Mszczonowie.
Tamtejszy kompleks basenów termalnych nie jest tak imponujący jak ten w Uniejowie (zwłaszcza zimą), ale to przyjemne zakończenie takiej krótkiej wycieczki. Fakt, nie jest bardzo tanio (w weekendy poza sezonem pojedynecze wejscie kosztuje 14 zł za godzinę), a temperatura wody (ok. 30 stopni) nie wytrzymuje porównania z podobnymi placówkami na Słowacji czy Węgrzech, ale… Ale przynajmniej nie są to zimne Termy Warmińskie z temperaturą wody nieco powyżej 20 stopni, którą trzeba podgrzewać. No i wystarczy 40 minut jazdy autem, byśmy znów siedzieli w ciepłym domku i planowali kolejny weekendowy wypad. Ten, który opisaliśmy powyżej, z pewnością polecamy wam z pełną świadomością.
W cyklu #weekendowapolska znajdziesz także Olsztyn i Toruń oraz jego okolice.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
10 komentarzy
Pingback:
Pingback:
Grzegorz
https://goo.gl/e71ClP
Zenekk
Bardzo lubię takie krótkie podróże, nie trzeba na to dużej ilości pieniędzy, a co najważniejsze wspieramy co nasze ;)))
Magda
Super. Nie zawsze trzeba daleko jechać by dobrze i ciekawie spędzić czas. Zachęcacie do odwiedzenia bliskich miejsc.
weekendowi
Dokładnie. Zachęcamy, żeby po prostu ruszyć się z domu:) Pozdrawiamy I&M
Natalia
Śledzę Wasze wyjazdy już od jakiegos czasu ponieważ wraz z mężem takze mamy turystycznego hopla 😉 zaskoczyliscie mnie kierunkiem! Od 2lat mieszkam w tym miescie (to dom rodzinny męża ) i stwierdzam ze wielu osobom to miejsce wyjatkowo zle sie kojarzy – niestety glownie z bieda i patologia. Sama nie zamienilabym Zyrardowa na zadne inne miejsce – ma niesamowity klimat! Pozdrawiam!
weekendowi
Dzięki, że z nami jesteś! Postaramy się jeszcze nie raz zaskoczyć;) Pozdrawiamy I&M
Ela
Ja się przeprowadziłam do Żyrardowa z Torunia. Reakcją lekarza psychiatry na tę wiadomość był zdecydowany sprzeciw wystawienia zaświadczenia, z którego by wynikało, że jestem poczytalna 😀 Miasto faktycznie ma urokliwe zakątki. Szkoda, że tak słabo się z tym reklamuje. Mimo wszystko da się tutaj spokojnie mieszkać, jest to, co potrzebne, a do Warszawy faktycznie moża spokojnie dojeżdżać. Mąż jeździ pociągiem i dojazd door-to-door zajmuje mu 1h, więc do przeżycia, a o ile spokojniej 😉
Daria/PoboczemDrogi
Chełmoński to mój ukochany malarz i dziwię się, że jeszcze nie zajrzałam do Radziejowic. Dzięki za inspirację! Natomiast Żyrardów pamiętam z dawnych lat – i zgadzam się z Wami – bardziej straszył niż zachęcał do zwiedzania. Fajna zmiana!