Frombork i Mierzeja Wiślana: sprawdź, gdzie czilował się Mikołaj Kopernik
Trudno powiedzieć czy to na słynnych plażach Krynicy Morskiej czy na tarasie jego penthouse przy fromborskiej katedrze mocniej przygrzało mu słońce, ale to właśnie tutaj Kopernik zmienił historię i oblicze ziemi. Całej ziemi, ale także tej tutaj, całkiem urokliwej ziemi. Do odwiedzenia której postaramy się Was niniejszym zachęcić.
Na Mierzeje Wiślaną udaliśmy się przy okazji naszego majówkowego pobytu w Elblągu, który w kategorii nietypowych starówek zaskoczył nas dość pozytywnie. Naszą bazą na dłuższe i krótsze wyprawy był Hotel Elbląg, który gorąco polecamy zwłaszcza rodzinom z dziećmi (mają basen i ogromną salę zabaw dla najmłodszych!). A jeśli myślicie nad pobytem w tym fajnym mieście, to nocleg możecie zarezerwować np. TUTAJ.
Wycieczka na Zalew Wiślany i Mierzeję była to dla nas podróż trochę sentymentalna – ja np. po raz ostatni odwiedzałem Mierzeję, a konkretnie jej najbardziej znany kurort, czyli Krynicę Morską, równo ćwierć wieku temu! Miałem wtedy… nieważne, ile lat. W związku z tym, w ramach powrotu do jakże modnego stylu retro, nasza podróż nie mogła odbyć się w sposób konwencjonalny. W związku z tym do Krynicy Morskiej wybraliśmy się statkiem wycieczkowym, jak za starych dobrych lat. Elwinga, bo tak nazywa się to cudo (bilety kupicie tutaj), wypływała z Tolkmicka, czyli miejscowości położonej jakieś 15 kilometrów od Elbląga.
Szybko zawinęliśmy się na statek i po chwili sunęliśmy już Zalewem Wiślanym w stronę Krynicy Morskiej.
Sunęliśmy to dobre słowo, bo Zalew zasadniczo jest bardzo płytki – w najbardziej ekstremalnych miejscach woda ledwo przekraczała 2 metry głębokości. Sama podróż nie trwała długo – może 45 minut, więc mimo płynących z głośników szant niekoniecznie był czas, aby poczuć się jak wilki morskie. Podróż upłynęła według hasła “dla każdego coś miłego”.
Dzieciaki bawiły się historycznym sterem i pozowały do zdjęć, dorośli dyskutowali zaś z zaprawionymi w bojach mierzejowymi marynarzami, uskuteczniając small talk na tematy bieżące. Czyli np. “Czy ryby biorą?” (Nie biorą, bo kłusownicy wytłukli), “Co z tym przekopem na Mierzei?” (Pewnie zrobią, ale to bez sensu, bo mułu jest tu tyle, że żaden większy statek nie przepłynie na takiej płyciźnie) i moje ulubione “Czemu średnia cena noclegu w Krynicy Morskiej w sierpniu wynosi 400 PLN za dobę, a i tak ciężko o wolny pokój?” (Na to pytanie nie uzyskałem satysfakcjonaującej odpowiedzi).
W końcu dobiliśmy do brzegu. Szybki rzut okiem i… kurczaki, tu się absolutnie nic nie zmieniło. Te same smażalnie, te same baraki z mydłem i powidłem. Przed konstatacją, że oto przejechaliśmy się nie statkiem, ale DeLorreainem Marty’ego McFly’a powstrzymał mnie jedynie znajomy zapach hot-dogów z Żabki. Czym prędzej udajemy się więc na plażę – spacerek zajmuje nam dobry kwadrans, ale to przyjemna droga wśród drzew, umilana wonią gofrów z bitą śmietaną, placka po cygańsku i wszystkiego, z czym mogą się Wam kojarzyć wczasy nad Bałtykiem. W końcu docieramy… na plaży jest bardzo przyjemnie i jest zaskakująco mało parawanów. Bawimy się nieźle, tylko że… No właśnie – mamy tutaj 8 godzin do wykorzystania, temperatura wynosi niecałe 20 stopni, a nasza rodzina zresztą i tak nie jest z takich, która lubi się smażyć na słońcu.
Ruszamy więc na spacer w poszukiwaniu atrakcji… no i co? Niestety, niewiele. Jest latania morska (z pomnikiem żołnierzy radzieckich, że też jeszcze stoi! 🙂 ), są jakieś stylizowane na historyczne chałupy apartamentowce i kawiarnie z cenami takimi, żeby nam się chyba nie zrobiło smutno, że wyjechaliśmy z Warszawy 🙂 No i to tyle, jeśli chodzi o rozrywki. Oczywiście, do mojej ogólnej noty dotyczącej Krynicy Morskiej dodają jeszcze 3 punkty, bo udało mi się zlokalizować ośrodek, w którym za dzieciaka spędziłem wczasy. I wiecie co? Kurde, kiedyś byśmy do tego Neptuna wpadli na jakiś weekend (Iza czyta i z politowaniem kiwa głową). Bo to taki ośrodek z rodziny tych samowystarczalnych – z długimi budynkami dla “hotelowych” gości, domkami z drewna dla kolonistów i całą dodatkową infrastrukturą, wśród której znalazł się nawet kurna amfiteatr (poważnie, były tam dyskoteki i “densingi” dla dorosłych wieczorową porą) a nawet… własna sala kinowa. Że żarty? Wcale nie – do dziś pamiętam, że to tam obejrzałem po raz pierwszy “Kevina”, “Zakonnicę w przebraniu” i “Przypadkowego bohatera”. Także mój sentyment jest tu spory, jednak mimo wszystko sprawa wygląda następująco: pewnie fajnie tu poplażować, ale jeśli pogoda nie dopisuje, to najpewniej umrzecie tu z nudów. Lub na zawał, gdy zobaczycie rachunek za te kilka nocy po 400 PLN doba.
Fromborku, robisz to dobrze!
Do Fromborka też możecie dopłynąć statkiem, choć tu trzeba się już przygotować na nieco dłuższą, ponad dwugodzinną podróż z Krynicy Morskiej. I wiecie co Wam powiem? To jedno z najładniej położonych miast w Polsce. Do tego stopnia, że przyjeżdżasz tam z nastawieniem, że ot, wpadniesz na godzinkę, przelecisz, siekniesz 2 zdjęcia i do domu, a tu nagle przychodzi wieczór i aż żal opuszczać to miasto.
Tym bardziej, że tłumów turystów raczej tu nie uświadczysz, co samo w sobie jest dość dziwne. Ostatecznie Toruń odcina kupony od tego, że to tam przyszedł na świat Mikołaj Kopernik, tymczasem Frombork pełnił w życiu genialnego astronoma znacznie bardziej doniosłą rolę. Przybył tu w 1510 roku z Lidzbarka i objął tu rolę kancelarza kapituły. Miał wtedy 37 lat… i był kanclerzem, a my jesteśmy niewiele młodsi i kurna, prowadzimy bloga…
Tak czy inaczej to tutaj powstały zręby teorii heliocentrycznej, słynne dzieło “De revolutionibus…” I tutaj też w 1543 roku słynny astronom wyzionął ducha.
Kopernik wraz z innymi braćmi zakonnymi mieszkał w warownej fortecy katedralnej, widocznej z daleka i położonej na wzgórzu.
Trzeba mu przyznać, że życie pędził w uroczych okolicznościach przyrody – mieszkał na Wzgórzu Katedralnym, w otoczonej grubymi murami fortecy, zza której z daleka już widać wysokie wieże katedry. Utrzymany w barokowej stylistyce (z gotyckimi elementami) budynek słynie ze zdobionych i wydobywających piękne dźwięki organów, a także grobu Mikołaja Kopernika, który został tu pochowany (i co jakiś czas bywa ekshumowany, żeby się upewnić, że to na pewno on). Oprócz samej katedry za murami kompleksu znajduje się m.in. muzeum Kopernika, jego dawne mieszkanie, wahadło Foucalt w wieży Radziejowskiego oraz pałac biskupi.
Zaskoczeniem jest jednak to, że Frombork to nie tylko katedra. Nas zdecydowanie najbardziej ujęła stojąca vis-a-vis murów XVI-wieczna wieża wodociągowa, z której rozpościera się najlepszy widok na katedralny kompleks oraz na Zalew i Mierzeję Wiślaną. Nie wierzycie? To spójrzcie na te zdjęcia.
To najstarszy zachowany tego typu obiekt w Polsce. Oprócz małego muzeum, znajduje się tu przesympatyczna kawiarnia (naprawdę, bardzo pozytywnie ujęły nas wnętrza) oraz sklep z pamiątkami, gdzie jedną z największych atrakcji są… toruńskie pierniki. No, ale jeśli Toruń może odcinać kupony od swojego słynnego syna, to tym bardziej może to robić Frombork, prawda? W końcu “wstrzymał słońce / ruszył ziemię / polskie go wydało plemię”. Nie czepiając się, że według dzisiejszych standardów narodowościowych z Kopernika byłby taki sam Polak jak z Rogera Guerreiro 😉
Tak czy inaczej, obie miejscowości musicie koniecznie odwiedzić.
W cyklu #weekendowapolska znajdziesz także Malbork, Żyrardów, Olsztyn, Sandomierz i Toruń oraz jego okolice.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
2 komentarze
zwiedzamy
Frombork jest super! Mój wyjazd był bardzo spontaniczny, kolega polecił mi stronkę https://dojedz.pl/, pobrałem aplikację i następnego dnia już wyjeżdżałem
Lew
Chill z Kopernikiem? – Czemu nie 🙂