Mała litewska wioska, która mogła zmienić losy świata
O wsi Ploksciai położonej na terenie Żmudzińskiego Parku Narodowego mało kto słyszał. I całe szczęście, bo gdyby usłyszał jakieś pół wieku temu, współczesny świat na pewno wyglądałby inaczej. I kto wie – być może "zimna wojna" między USA i ZSRR wcale nie byłaby taka zimna?
Okolice jeziora Plateliai to idealne miejsce, jeśli chcesz się zrelaksować, wyciszyć, zniknąć w leśnej głuszy albo wybudować pieprzoną podziemną bazę pocisków nuklearnych. Zapewne z tego punktu widzenia wyszedł Nikita Chruszczow i jego koledzy, gdy we wrześniu 1960 roku nakazali budowę nieopodal wioski Plokscsiai tajnej podziemnej bazy wojskowej.
O tym, jak dobre jest to miejsce świadczy to, że mieszczące się tu obecnie Muzeum Zimnej Wojny nawet teraz jest cholernie trudno zlokalizować – także przy włączonym GPS-ie. Zero tablic, napisów, kierunkowkazów. A to przecież tylko 30 kilometrów od Połągi, w samym sercu parku narodowego.
Jak dojechać?
Najprościej od Połągi dojechać do miejscowości Pługniany (Plunge). W jej centrum skręcamy w prawo przy strzałce na biuro informacji turystycznej i jedziemy prosto jakieś 5-6 kilometrów. Po drodze mijamy jezior Berzoras, które wydaje się idealnym miejscem na przed lub pozwiedzaniowy chill – świeżo wyremontowane ławeczki, molo, plac zabaw dla dzieciaków. W końcu widzimy małą tabliczkę z odpowiednim napisem i skręcamy w lewo w żwirową drogę. Jakieś 2 kilometry później jesteśmy na miejscu. No dobrze, ale po co tyle zachodu?
Witamy w miejscu, w którym nic się nie dzieje.
Przez 2 lata prowadzono tu supertajne prace, wcześniej wysiedlając kilkanaście rodzin. Jak udało się zachować budowę tej bazy w tajemnicy, skoro przy jej budowie pracowało 10 tys. żołnierzy Armii Czerwonej? Nie mam pojęcia.
Grunt, że w 1962 r. zakończyli prace i powstałą tajna baza, która potencjalnie mogła zniszczyć każde miasto w Europie. Jak? Dzięki 4 ogromnym silosom, w których znajdowały się rakiety R-12 U z ładunkiem nuklearnym. Każda z rakiet miała ponad 27 metrów wysokości, ważyła ponad 40 ton, z czego 1,5 tony ważyła sama głowica (mierzyła ponad 4 tony). Rakiety miały 2500 kilometra zasięgu, co oznacza, że były w stanie dosięgnąć niemal każdego celu od Londynu po Stambuł.
Co ciekawe, już na samym początku swojej działalności baza mogła zmienić losy świata. Miało to miejsce podczas tzw. kryzysu kubańskiego pod koniec 1962 roku, w apogeum zimnej wojny. To wtedy ZSRR chciał rozmieścić na terytorium Kuby pociski balistyczne średniego zasięgu zagrażające bezpośrednio USA i to wtedy napięcie między oboma mocarstwami było największe. Litewska baza miała w tym wydarzeniu dość spory udział, bo pracujący w niej naukowcy przygotowywali analogiczną bazę na Kubie, gdzie…miały się znaleźć właśnie pociski z bazy w Plokstine. Głowice w tajemnicy przetransportowano nad Morze Czarne, skąd miały popłynąć do Hawany. Na szczęście do tego nie doszło.
Jednorazowo w bazie przebywało ok 300 osób, w większości byli to wojskowi strażnicy, strzegący do niej dostępu. Bo choć baza znajdowała się na totalnym pustkowiu, niczego nie zostawiono przypadkowi – wejścia do niej strzegły 3 rzędy drutu kolczastego podłączonego do prądu o napięciu od 220 do 1700 V (wyższy próg aktywował się automatycznie po naruszeniu zamontowanego na całej długości zasieków systemu obronnego).
Baza była samowystarczalna – była w stanie utrzymać się przez 15 dni bez żadnych kontaktów z zewnątrz lub przez 3 dni w całkowitym zamknięciu – podziemne tunele były hermetycznie zamykane. O tym, jak zaawansowana była to konstrukcja świadczy fakt, że była zaopatrzona w bieżącą wodę poprzez specjalny 2,5-kilometrowy wodociąg także ciągnący się pod ziemią.
Bazę zamknięto w 1978 roku, ale właściwie do upadku komunizmu była ona ważnym strategicznym punkem zimnowojennej strategii ZSRR. Wszystko z powodu mobilnych wyrzutni rakiet SS-20, które zastąpiły R-12 i pozostawały tu w pełnej gotowości do momentu podpisania układu rozbrojeniowego Rosjan i USA w 1987 roku.
Podobno zwiedzanie odbywa się tylko z przewodnikiem, ale ponieważ byliśmy jedynymi gośćmi, pani w kasie (pojedynczy bilet kosztuje 5 euro) po prostu wskazała nam drogę do pierwszego włazu. Samo zwiedzanie to kilkanaście sąl wystawowych na dwóch poziomach. Znajdują się w nich zarówno dość wiernie zrekonstruowane sale pokazujące życie w tajnej bazie, jak i wystawa obrazująca historię zimnej wojny. Są podświetlone mapki, propagandowe radzieckie plakaty i krótkie archiwalne filmy pokazujące bazę w czasach jej istnienia.
Co chwilę pojawiają się ubrane w wojskowe uniformy plastikowe kukły, które strzegą obiektu. W części muzealnej znajdziecie broń, modele rakiety, a nawet specjalna skrzynka i klucze, które uruchamiają mechanizm.
Bunkier jest trochę klaustrofobiczny, ale dzięki strzałkom na podłodze łatwo można dojść do kolejnych sal. Które swoją drogą są antraktem przed wisienką na torcie – jednym z czterech udostępnionych silosów, w którym znajdowały się rakiety. Aby się do niego dostać, trzeba pokonać kilkunastometrowy i dość wąski korytarz, którego strzeże manekin w masce gazowej (który dość skutecznie wystraszył Heldona 😉 ).
Sam silos jest oczywiście pusty, ale wygląda bardzo imponująco. Zwłaszcza jeśli wychylimy się odrobinkę z tarasu i zajrzymy na sam dół (raczej mało ryzykowne – przed upadkiem chroni nas dość solidna siatka).
Co ciekawe, każdy z silosów przykrywa ogromna betonowa pokrywa, która była zamontowana na specjalnych torach przypominających kolejkę. W razie konieczności ataku pokrywa mogłą być przesunięta w ciągu 30 minut, a pocisk był gotowy do wystrzału.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
9 komentarzy
Pingback:
Pingback:
hegemon
Odkrywanie tejemnic krajów postsowieckich, to bardzo ciekawa przygoda. Jest wiele miejsc, których nie znajdzie się w przewodnikach. Nie miałem pojęcia, że coś takiego istaniało na Litwie. Jestem ciekaw jak to daleko od ich elektrowni atomowej.
weekendowi
Litwa kryje wiele fajnych i niezatłoczonych miejsc. Warto wpisać ją na listę wakacyjną:)
Maciek
Bardzo intrygująca jest ta zawiła lokalizacja muzeum. Zwiedzanie obiektu bez przewodnika musiało być interesującym przeżyciem.
weekendowi
Zdecydowanie! My polecamy 😉
Anna's Place
Interesujące miejsce. Skoro byliście tam sami na pewno towarzyszył Wam niesamowity klimat. Odkrywanie takich miejsc dawno przez wszystkich zapomnianych jest wspaniałe i przynosi mnóstwo frajdy.
weekendowi
Klimat się potęgował przez brak innych zwiedzających 🙂
Krzysiek
Wow, ciekaw miejsce.
A co do zbudowania kolosa o którym nikt nie wie – prawdopodobnie robotników zabili. Tak samo działo się przy budowie bunkrów dla Hitlera ;/