
Z wizytą u największej mafii świata. Muzeum FIFA w Zurychu
Po odwiedzeniu jednej z największych atrakcji turystycznych szwajcarskiej metropolii czujemy się trochę jak Anglicy po meczu z Argentyną na mundialu'86 albo wszyscy rywali Korei Południowej w 2002 roku – lekko wydymani. Ale jakie to piękne dymanie!
Już za chwilę rozpocznie się ten magiczny miesiąc, podczas którego głowy rodzin będą wizytowały markety z elektroniką, by kupić na raty drugi telewizor (dla żony, „Singielka” i „M jak Miłość” same się nie obejrzą), a wszyscy jak jeden mąż będziemy się zastanawiali, czy Lewandowski odpali i czemu reprezentacji znowu się nie udało awansować, skoro grupę jak zwykle mieliśmy taką łatwą? Tak, zbliżają się mistrzostwa Europy w piłce nożnej.
I znów będziemy się ekscytować pojedynkami 22 spoconych facetów kopiących skórzaną kulę. I nie przeszkodzi nam nawet to, że współczesna piłka nożna na najwyższym poziomie coraz bardziej przypomina amerykański wrestling – ustawiane mecze, przekupywanie sędziów, powszechna korupcja.
A skoro jesteśmy przy korupcji, to dziś chciałem wam opowiedzieć o Muzeum FIFA – jednej z największych atrakcji Zurychu. Gotowi? No to zaczynamy.
Muzeum, a jednak nie do końca…
Zacznijmy od tego, że bilety wstępu do muzeum FIFA nie są tanie, choć jak na szwajcarskie standardy nie jest to też fortuna – normalny bilet kosztuje 25 franków szwajcarskich (obecnie ok. 100 złotych, ale przecież w Polsce wszyscy to doskonale wiecie. Prawda, frankowicze?), choć oczywiście jest szereg ulg dla dzieci, młodzieży i rodzin.
Muzeum zlokalizowane jest w nowoczesnym, choć trochę ciasnym przeszklonym budynku w centrum miasta i mieści się na trzech poziomach.
Gdybym miał określić je jednym zdaniem dla wszystkich miłośników tl;dr, byłoby to: „przerost formy nad treścią”.
Bo muzeum FIFA jednych zachwyci, a innych niekoniecznie. Jego podstawową atrakcją są bowiem wszechobecne multimedia. To z pewnością spodoba się przygodnym zwiedzającym. Z drugiej strony są jednak piłkarscy kibice, którzy w muzeum nie zastaną tego, po co przyszli, czyli spektakularnych piłkarskich pamiątek.
Zacznijmy jednak od początku: już przy wejściu wita nas wielki multimedialny ekran, na którym widzimy śniadych (chyba) Brazylijczyków grających w piłeczkę na plaży. Joga bonito, wiadomka, pierwsze wrażenie na plus.
Tuż obok w sporym okręgu ułożone są alfabetycznie oryginalne piłkarskie koszulki wszystkich członków FIFA. Wygląda wciąż efektownie, ale czekamy na prawdziwe mięso.
Aby się do niego dostać schodzimy poziom niżej, gdzie w gablotkach czekają pierwsze eksponaty (m.in. strój piłkarski sprzed 100 lat i pierwsze reguły gry w piłkę nożną). Główną atrakcją tej sali jest jednak wielki multimedialny ekran z obsługiwaną dotykowo konsolą z mapą świata. Najeżdżając na dowolny kraj ekran otwiera się i naszym oczom ukazuje się garść informacji o danym kraju oraz krótki filmik z najlepszymi akcjami reprezentacji. W przypadku Polski mamy urywki z Grzesia Laty i Zbigniewa Bońka, co jasno pokazuje, kiedy osiągaliśmy największe sukcesy i jakie miejsce w światowej hierarchii teraz zajmujemy.
Przechodzimy do sali obok, gdzie w całkiem fajny sposób pokazano kolejne mundiale. Każda impreza ma swoją gablotkę z efektownym kolorowym kolażem, a pod nią znajdują się jakieś pamiątki z imprezy.
W centralnym punkcie sali znajduje się Puchar Świata. Jak zapewnia pan przewodnik, jest to oryginał, czyli ten sam puchar, który zwycięskie drużyny unoszą w górę po finale. Procedura jest zdaje się taka, że po finale dana reprezentacja dostaje tylko replikę pucharu, który wraca na honorowe miejsce do muzeum.
Kolejny punkt to…kino, czyli ok. 10-minutowy filmik propagandowy na temat mistrzostw świata. Projekcja jest OBOWIĄZKOWA – tak tylko piszę na wszelki wypadek, jeśli pójdziecie do muzeum z kimś, kto niekoniecznie ma ochotę na ten punkt programu. Niestety, nie da się – szeroki jak szafa pan ochroniarz informuje, że winda na następny level znajduje się w sali kinowej. A winda otwiera się automatycznie dopiero po skończonej projekcji. Chcąc nie chcąc jesteśmy więc skazani na projekcję filmu, który jest taką historią futbolu w pigułce. I jak przystało na organizację mafijną, znalazły się tam wszystkie kontrowersje i przekręty z historii mundialu. Mamy więc poprzeczko/bramkę dla Anglii w finale z Niemcami na Wembley w 1966 roku, „rękę Boga” Maradony i będącego po zatruciu pokarmowym Ronaldo w czasie finałowego meczu mudialu'98 z Francją. Film dość przyjemny – fajny montaż, podniosła muzyka. Da się wysiedzieć. A w czasie gdy będę oglądał wrzucę wam jeszcze kilka kolaży. No co ja poradzę, że tak mi się podobają…
Następnie ruszamy windą na ostatnie piętro, a tam już sama forma i zero treści. To znaczy oczywiście – jest Fifa Fair Play, są fragmenty poświęcone piłce niepełnosprawnych i jest…miejsce, w którym zwiedzający mogą zostawić swoje pamiątki, które mogą dołączyć do grona muzealnych eksponatów. Hajlajtem jest tutaj koszulka czy tam opaska 90-letniego dziadka, który 66 lat temu oglądał na żywo słynny finał Brazylia-Urugwaj na Marakanie, a 2 lata temu w 2014 roku był…wolontariuszem podczas brazylijskiego mundialu.
Ostatnia odsłona muzeum to…granie w piłkę. Naprawdę! Każdy ze zwiedzających bierze udział w kilku konkurencjach – strzelamy rzuty wolne, karne, gramy w piłkarskiego flipera, a na koniec nasze wyniki są zliczane na specjalnej tablicy, gdzie możemy zobaczyć jak wypadamy na tle innych. To bardzo fajna zabawa, ale wyobrażam sobie, że w weekendy to miejsce musi być oblegane przez zwiedzających.
I…to wszystko. A nie, przepraszam – jest jeszcze sklep z pamiątkami, gdzie możemy zaopatrzyć się we wszystko z logo FIFA. Niestety, nie ma jednej pamiątki z podobizną Seppa Blattera – miła pani sprzedawczyni w odpowiedzi na moje pytania śmiała się przez minutę, a potem stwierdziła, że zobaczą, co da się zrobić i może w przyszłości ten błąd zostanie naprawiony. No ja myślę! Koszulkę z Blatterem np. tarzającym się w stosie dolarów kupiłbym za naprawdę duże pieniądze.
Przyznam się, że z Muzeum FIFA mam niezły zgryz. Z jednej strony jestem przekonany, że taka Helka byłaby zachwycona i np. na stoiskach z kopaniem piłki spędziłaby dobre kilka minut. Z drugiej strony – cholercia, nazwa zobowiązuje i po muzeum największej piłkarskiej organizacji świata spodziewałbym się jednak znacznie ciekawszych i znacznie bardziej bogatych zbiorów. Bo wreszcie po trzecie – nawet w Zurychu znam lepsze sposoby na wydanie 250 zł za godzinkę-półtora (ale to max, dłużej już się znudzi nawet największym fanatykompiłki) rozrywki dla trzyosobowej rodziny.
A na koniec – jeszcze jeden kolaż. Zajebiste są, co nie? 🙂
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!


17 komentarzy
podróży szczypta
Patent z obowiązkową projekcją filmu doskonały do wykorzystania w innych dziedzinach 🙂 Kurcze, jakoś tak ubogo w atrakcje w tym muzeum. Po takim miejscu człowiek spodziewa się duuuużo więcej.
Krzysiek
Dobrze, że napisaliście, że nie warto go oglądać – akurat wybieram się do Zurychu!
weekendowi
Udanego wyjazdu:)
Joanna
Dla mnie to nie byłoby zbyt ciekawe, ponieważ nie lubię piłki nożnej. No i ta cena! Już lepiej zwiedzić "normalne" muzeum 🙂
Karolina
Dobrze, ze trafiłam na Was wpis bo samo sprawozdanie mi w zupełności wystarczy 🙂 Ktos by mi musiał zapalić 100 zł zebym tam
poszla 😜 (Żarcik)
Romantic Vagabonds
Na naszcze szczęscie nikt u nas nie jest fanatykiem piłki nożnej więc relacja wystarczy. Tym o to sposobem dzięki wam 250 zł. zostaje w kieszeni, a ciekawość zaspokojona. Dziękujęmy 😀
tatou
czyli reasumując – wiedzieli skubańcy jak wyciągnąć od Was kasę 🙂
Weekendowi
Na szczęście nie musiałem płacić za bilet, bo mam paszport Polsatu 😉 Gdyby było inaczej – cóż…pewnie i tak bym poszedł z czystej ciekawości 😉
PANHEAD
NAJWIEKSZA MAFIA NA TEJ PLANECIE TO KOSCIÓŁ KATOLICKI Z SIEDZIBA W WATYKANIE……..
Weekendowi
Ale chociaż Muzeum mają na poziomie. No i siedziba główna też jest bardzo imponująca 🙂
Pozdrawiamy!
Asia
Biegam po muzeach i nigdzie nie zaplacilam wiecej niz do 20 zl wiec na szczescie fanem futbolu nie jestem. Ale zawsze juz wiem jak tam jest z phnktu widzenia mezczyzny:-)
Paweł
Szkoda, ze nie mogę edytować postu – bo nie dość, że zrobiłem babola to zapomniałem dopisać po drugie 🙂
Więc po drugie : odnoszę wrażenie, że osoba zwiedzająca nie jest zbyt wielkim fanem piłki nożnej 🙂
Weekendowi
Jest to (wiel)błąd, ponieważ autor jest wielkim fanem piłki nożnej 🙂
Paweł
Ok, po pierwsze. Co Was Pokusiło aby wydać 250 zł wydać tyle na zwiedzanie Muzeum Korupcji. Przeczytałem, pośmiałem napisane z dystansem – mnie na pewno ostrzegliście aby tam nie wchodzić 😛
Weekendowi
Cześć 😉
Nie wydaliśmy 250 zł. Muzeum zwiedzałem sam przy okazji wyjazdu służbowego i na szczęście nie musiałem płacić 🙂 A napisałem to wszystko po to, żebyście też nie czuli się w obowiązku tam wchodzić 🙂
Evi Mielczarek
Choć muszę przyznać, że piłką interesuje się tyle o ile, byle wiedzieć z grubsza kto aktualnie rządzi a kto nie bardzo to tego typu miejsca też miałam okazję zwiedzać m.in. w Madrycie na Staduinie Santiago Bernabeu, gdzie też jest calkiem spore muzeum football'u. Dla fanów to już musi być prawie jak świątynia 🙂 Chociaż 250 zł również spożytkowałabym lepiej 😀
Weekendowi
Pojedynczy kosztuje "tylko" 100 zł. Co nie zmienia faktu, że summa summarum gra nie jest w tym przypadku warta świeczki.