
Gruzja to nie jest turystyczny raj. Łamiemy kanon polskiej blogosfery
Stare ludowe przyslowie głosi, że jak ktoś ma pecha to i w tyłku palec złamie. A jak ktoś ma duże oczekiwania, to może się rozczarować. Tak było z naszym pobytem w Gruzji – niby wszystko w porządku, ale zdecydowanie nie było tak sielankowo, jak wynikałoby z książek, relacji i zeznań naocznych świadków zakochanych w ojczyźnie chaczapuri.
Przeczytaj też: Gruzja – 28 dobrych rad, które musisz poznać przed wyjazdem
Mamy z Gruzją lekki problem. Może nie taki jak Władimir Putin w 2008 r., ale jednak. Problemu tego nie wywołali sami Gruzini, tylko ich goście, czyli my – turyści. W efekcie (odkąd do Gruzji zaczęły latać tanie linie) powstały te wszystkie entuzjastyczne książki, fachowe recenzje i blogowe wpisy. Niezbicie wynika z nich, że gdy jako strudzony wędrowiec przybywasz do pierwszej lepszej wioski, to jej mieszkańcy już czekają na ciebie z ucztą na 40 dań, po czym poją cię do nieprzytomności boską ambrozją i na koniec jeszcze biją się między sobą, by rozstrzygnąć, któremu z mieszkańców przypadnie zaszczyt goszczenia cię na noc. Oczywiście za darmo, bo pieniędzmi to się statystyczny Kowalskishwili brzydzi.
I to wcale nie znaczy, że Gruzini nie są uprzejmi, bo są. Parę godzin przed wylotem w Kutaisi, gdy nie mieliśmy już ani grosza gotówki mili panowie w uroczo kiczowatym miejskim parku pozwolili Heldonowi za darmo przejechać się ciuchcią, wyścigowym autem i innymi atrakcjami w miejscowym postsowieckim parku rozrywki. A gdy mieliśmy problem ze znalezieniem adresu naszego noclegu w Batumi i spytaliśmy o drogę, trzech nieznajomych szybko sformowało grupę operacyjną, która wsiadła do taksówki i przez dobry kwadrans krążyła z nami po mieście, próbując pomóc. Inna sprawa, że jak się okazało, w Batumi nie ma takiego adresu, ale szacunek za starania.
Katedra Bagrati w Kutaisi. Wygląda dobrze, ale tylko na zewnątrz.
Czemu w takim razie mamy ból d…? Bo wydaje nam się, że wraz z napływem tłumu turystów trochę się w Gruzji zmieniło (naszą skalą porównawczą są wspomniane wyżej relacje). Tak się dzieje wszędzie, gdzie w grę zaczynają wchodzić pieniążki. Ciągle jest miło, ale jednak widać, że dla Gruzinów obok gościnności mocno zaczyna się liczyć tej gościnności zmonetyzowanie. A może jest też tak, że gdybyśmy pojechali do Gruzji na wariata z plecakiem, na żywioł i bez żadnego planu, dalibyśmy się porwać temu wirowi życzliwości. Jednak podróż z małym dzieckiem z góry nakazuje mniejszą spontaniczność i choćby ograniczone planowanie, a chyba właśnie dziki spontan jest w takiej podróży najfajniejszy.
W Gruzji spędziliśmy równo tydzień. Trochę za mało, by zwiedzić cały kraj, ale z drugiej strony jesteśmy przekonani, że na spokojne obejrzenie wszystkiego 14 dni starczy z dużym naddatkiem. Plan naszej wyprawy przedstawiał się następująco.
Dzień 1: Przylot bladym świtem do Kutaisi i przejazd do Tbilisi, które dość dogłębnie zwiedzamy.
Dzień 2: Przejazd Gruzińską Drogą Wojenną do Stepancminda, wejście na górę ze słynnym kościołem Cminda Sameba z widokiem na Kazbeg (niestety, z uwagi na mgłę Kazbeg nam tylko śmignął zza chmur) i wieczorny powrót do Tbilisi.
Dzień 3: Malownicza trasa Dawid Garedża – Signaghi – Telawi – Tbilisi
Dzień 4: Mccheta – Gori – Upliscythe – Borjomi
Dość częsty obrazek podczas jazdy Gruzińską Drogą Wojenną
Dzień 5: Borjomi – Akhaltsikhe – Vardzia i przejazd do Batumi
Dzień 6: Całodzienna kontemplacja Batumi (za długo!)
Dzień 7: Przejazd do Kutaisi i zwiedzanie okolic połączony z całonocnym koczowaniem na lotnisku, znanym zapewne każdemu podróżującemu przy pomocy Wizz Aira.
Czy nam się podobało? Jak najbardziej (na szczegółowe opisy przyjdzie czas), ale na pewno nie wszystko.
Skupmy się więc dzisiaj na minusach.
1. Największym były noclegi.
Ale nie chodzi nam wcale o standard ani o ceny, bo faktycznie było tanie (najdrożej nocowaliśmy w Batumi za 100 zł w dużym 2-osobowym pokoju), a na standard raczej nie zwykliśmy narzekać. Chodzi nam o logistykę i taką zwykłą dbałość o turystę – w Gruzji rezerwowanie noclegu przez internet idzie dość sprawnie, ale próby ich późniejszego zlokalizowania przypominają drogę przez mękę. Szukając nolegu kierowaliśmy się tradycyjnym kryterium stosunkowo niskiej ceny w stosunku do jakości, o której mogliśmy wywnioskować na podstawie opisów i zdjęć. Niestety – nie zawsze pokrywały się one z prawdą. Już pierwszy nocleg w Tbilisi wyglądał tak obskurnie i tak daleko odbiegał od opisu, że po pobieżnym rzuceniu okiem na pokój, uciekliśmy stamtąd gdzie pieprz rośnie. Z pomocą przyszedł nam gość, od którego wynajęliśmy auto, którego znajoma zupełnym przypadkiem prowadziła uroczy hotelik w samym centrum. Tam już było miło i cena po negocjacji też okazała się przyjemna. Nie zmienia to jednak faktu, że Gruzini czasem kręcą, a wszelkie rekordy przebił pan z Batumi, u którego zarezerwowaliśmy „apartament”. Na zdjęciach – super, cenowo – bajka. Problemy zaczęły się już jednak w momencie, gdy próbowaliśmy znaleźć mieszkanie, bo podanego adresu…albo nie było, albo był tak dobrze zakamuflowany, że problemy z jego znalezieniem mieli bardzo uczynni miejscowi (w tym znający świetnie teren taksiarz), których prosiliśmy o pomoc. W międzyczasie gość nie odbierał od nas telefonu. Odebrał dopiero, gdy ze swojego telefonu zadzwonił do niego jeden z Gruzinów, który pomagał nam znaleźć lokal. Po czym okazało się, że gość miał do nas dzwonić, bo jest rzekomo awaria, bo w mieszkaniu nie ma ciepłej wody i że przeprasza i anuluje rezerwacje i poleca nam dobry hotel w tej samej cenie całkiem niedaleko. I nawet byśmy to kupili, gdyby dzień później na maila nie przyszła informacja z Bookingu – właściciel zgłosił, że mimo zarezerwowania pokoju nie stawiliśmy się na miejsce, w związku z czym zostaliśmy obciążeni dodatkowymi kosztami. Od razu napisaliśmy reklamację i Booking załatwił całą sprawę w godzinę, ale niesmak pozostał.
Nasza skromna noclegownia w Batumi. Dość dobrze komponuje się z obskurnymi blokami dookoła
A generalna uwaga jest taka, że gruzińscy hotelarze w większości kompletnie nie dbają o oznaczenie swoich włości – możesz krążyć i drążyć dookoła i nie zauważyć tej malutkiej karteczki formatu A4 w oknie informującej, że to tu jest taki a taki apartament. O ile w ogóle ktokolwiek pomyślał o wywieszeniu takiej kartki lub choćby mikroskopijnej tabliczki.
2. Wydaje mi się, że trochę przereklamowana bywa też gruzińska gościnność i serdeczność.
Albo inaczej – zwłaszcza w popularnych turystycznie punktach zastępuje ją zwykła pazerność na kasę. Słaby przykład mieliśmy w Stepansminda. Gdy dojechaliśmy na miejsce dość mocno padało, więc od razu zdecydowaliśmy, że wchodzić na górę raczej nie będziemy i pierwsze kroki skierowaliśmy do kierowców miejscowych pick-upów. Akurat stały dwa, a podyktowana przez obu cena 50 lari była mocno zaporowa i nie podlegała negocjacjom. Cóż było robić – wokół nie było nawet innych turystów, z których moglibyśmy zmontować mocniejszą grupę negocjacyjną. A szukając opcji na tańszy przejazd w miejscowej knajpie, barman zapytał tylko: „My friend, chętnie pomogę, ale za ile tamci kierowcy oferują ci przejazd? Idź, spytaj, wróć do mnie i ponegocjujemy”. Z uwagi na porę i warunki pogodowe w tych negocjacjach byliśmy skazani na klęskę, więc przystaliśmy na pierwotne warunki i ruszyliśmy przed siebie. Na szczycie było przyjemnie, choć padało i była solidna mgła, więc Kazbeg tylko nam śmignął zza chmur.
Przejścia mieliśmy zresztą już na samym początku z powodu naszego pana z wypożyczalni aut i bardzo chcielibyśmy wierzyć, że tylko przez jego niefrasobliwość. Wszystko było dogadane – pan miał na nas czekać z samochodem na lotnisku w Kutaisi, ale tuż przed naszym przylotem zaczął trochę kręcić. Zaczęło się od pytań, dokąd jedziemy z lotniska i czy może do Tbilisi, bo jak jedziemy do Tbilisi, to może on by się z nami zabrał, bo stamtąd przyjechał. My mieliśmy w planach Tbilisi, ale dopiero na wieczór, bo wcześniej chcieliśmy obejrzeć sobie Kutaisi, Gori i jak da radę, jeszcze zahaczyć o Upliscythe, więc uprzejmie odmówiliśmy. Ale i tak stanęło na jego, bo po przylocie okazało się, że auto jest, ale zamiast fotelika dla naszego 2-letniego bobasa pan zabrał półleżące nosidełko dla naszego niemowlaka, do którego Helka w żaden sposób nie była w stanie się zmieścić. A nawet gdyby się zmieściła, to i tak byłoby jej bardzo niewygodnie, więc nie było opcji, żeby wytrzymała tydzień intensywnej jazdy w takich warunkach. Oczywiście, nasz kierowca znalazł idealne rozwiązanie – fotelik dla dziecka jest, ale w Tbilisi, więc może jednak pojedziemy od razu do stolicy, czyli całkiem przypadkowo go podwieziemy. Wywróciło to nasz plan podróży do góry nogami, ale nie mieliśmy wyjścia, bo bez fotelika i tak nie byliśmy w stanie podróżować. Jasne, takie rozwiązanie miało też swoje plusy, bo po całonocnym locie (wylot przed północą, na miejscu byliśmy o 5 rano miejscowego czasu) byliśmy totalnie zmordowani, a pan z wypożyczalni zaoferował się, że będzie naszym szoferem, ale i tak jego intryga była raczej niesmaczna.
Po drodze było całkiem miło – dziewczyny spały, a ja toczyłem z panem długą dyskusją o historii, biznesie, kulturze i miejscach wartych zobaczenia. W pewnym momencie pan zaczął dopytywać o nasz nocleg – zdziwił się, gdy usłyszał, że znaleźliśmy nocleg w centrum miasta za 50 lari, ale po chwili stwierdził, że jego koleżanka ma hotel na samiuśkiej starówce i jeśli chcemy, może nam zaoferować taką samą cenę. Po wstępnej zgodzie pan wykręcił numer do znajomej i powiedział, że nie ma problemu. Dalszy ciąg historii macie kilkanaście linijek wyżej – z naszej pierwotnej lokalizacji uciekliśmy z krzykiem, a zaproponowany przez niego nocleg rzeczywiście był na poziomie. Fajna lokalizacja, czysto, przestronnie, więc zostajemy. Jeszcze tylko dopytałem pani w recepcji czy podtrzymuje tą cenę 50 lari za nocleg i oczywiście, nie ma problemu. Pan z wypożyczalni pojechał tymczasem po fotelik i obiecał, że będzie za 2-3 godziny, a my się rozgościliśmy w hotelu i poszliśmy na śniadanie. Schody zaczęły się, gdy wróciliśmy i chcieliśmy zapłacić – okazało się, że cena za nocleg skoczyła do 120 lari. 50? Jakie 50? – pytała właścicielka i przekonywała, że w takiej lokalizacji nie dostaniemy noclegu taniej. Ale przecież „nasz pan” wynegocjował te specjalne warunki? No tak, ale przecież nie 50 lari. Po krótkich negocjacjach pani zgadza się na 100 lari, ale nie chce opuścić ani grosza więcej. Ewentualnie może opuścić cenę do 80 lari, ale wtedy musimy się przenieść do jakiejś sutereny poniżej poziomu podłogi. Negocjacje kończą się tymczasowo fiaskiem, a my robimy się lekko podkurwieni i idziemy na spacer z mocnym postanowieniem spuszczenia wpierdolu naszemu negocjatorowi.
W drodze powrotnej zdzwaniamy się z panem z wypożyczalni, który załatwił już fotelik. Jest oczywiście bardzo zdziwiony naszym „nieporozumieniem” i obiecuje wszystko wyprostować. Chwyta za telefon i wykonuje telefon. Dalej mamy typową gruzińską rozmowę – dużo krzyku, emocji i gestykulacji. – No tak, my friend, przepraszam za nieporozumienie – skoro tak zaczyna się tłumaczyć, to już wiemy, że coś jest nie tak. Zresztą, kurde – gdzie byśmy nie byli to zawsze jak słyszymy hasło „my friend” to czujemy, że ktoś chce nas oskubać na pieniążki.
Tu jest trochę podobnie – pan się co prawda trochę pomylił (drugi raz od rana, pierwszy raz z fotelikiem), ale wspiął się na wyżyny swoich negocjacyjnych talentów i udało mu się załatwić dla nas rabat. Nie musimy się już wyprowadzać z naszego pokoju, a cena spadła do 75 lari. Czyli można? Słabe to było.
3. O gruzińskich drogach i kierowcach nie ma co się za bardzo rozpisywać, bo tu akurat nasze oczekiwania spełniły się w stu procentach. Fakt, fantazja kierowców nie zna granic – wyprzedzanie na trzeciego na zakrętach i ciągłej linii, szalone przyspieszanie przy wymijaniu tirów, gdy z naprzeciwka jedzie kawalkada samochodów i potem desperackie wciskanie się przed nas praktycznie na sam zderzak. No i popisowy numer, wynikający z konstrukcji niektórych dróg, dzięki którym w Gruzinach widzimy duże podobieństwo do Albańczyków, czyli jest sobie szeroka droga, taka na trzy pasy, ale nie ma na niej żadnych linii i innych onzaczeń. Oznacza to, że po dwóch stronach karnie jadą sobie samochody, a domniemany trzeci pas należy do tego, kto ma lepsze auto, więcej odwagi i fantazji. Kto ma mniejsze cochones, ostatecznie zjedzie na „swój” pas.
No dobrze, to sobie trochę ponarzekaliśmy. A przecież "podobno" summa summarum nam się podobało. Bo to prawda – ale do pozytywów przejdziemy następnym razem 😉
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!


50 komentarzy
L
Ogolnie spedzilem w tamtym kraju ponad pol roku…
Ostatni raz tam bylem w 2022, przyjechalem na pare tygodni przed “ruska inwazja”, ucieklem stamtad jakos pod koniec maja.
Troche sie najezdzilem swoim wlasnym autem…
W zyciu nie bylem w kraju, w ktorym cena tak kompletnie nie oddaje JAKIEJKOLWIEK jakosci…
Jakies zupelnie nory wynajmowane na booking…
10 % za “obsluge” w knajpach i restauracjach, o jakosci takiej, ze to mnie powinni doplacac za korzystanie z takiej “obslugi”. Bo wlasciciel baru pilnie potrzebuje kasy na nowego mercedesa (wspomniane 10 % rzadko idzie do ludzi, ktorzy tam pracuja).
Jedzenie – jesli ktos mowi, ze jest wspaniale, chyba nigdy niczego dobrego nie jadl…Wszystko ciezkie jak dla drwala pracujacego 12 h fizycznie…Ser zawsze slony…
Ludzie ponurzy, chamscy, traktujacy cie jak idiote, brak jakiegokolwiek szacunku…
Samochody bez zderzakow (“nagroda” za styl jazdy)
Drogi kiepskie.
Bezpanskie psy, wiele na wpol zdziczalych…
Fajerwerki odpalane 6 razy w tygodniu, w srodku dnia i nocy…
Develoloperka bez ograniczen, jakosc budownictwa taka, ze nawet nie chcialbym miec takiego kibla…
Jedynie przyroda jest ladna w paru miejscach, ale nie jest jakas “wyjatkowa” – podobne widoki mozna spotkac w wielu innych krajach.
Klimat – zupelnie popieprzony. Zmienna pogoda, deszcz, snieg w kwietniu – maju, a dookola palmy (np.wybrzeze)
Jesli chodzi o cene jakosc, to pamietam ze juz przy okolo 3 GEL za 1 USD bylo kiepsko, nie chce nawet myslec jak jest teraz kiedy 1 USD= 2,6 GEL + inflacja z ubieglych lat…
Post sowiecki kraj, ktory wyglada kiepsko, a ma bog wie jakie aspiracje i jest przekonany o swojej “wyjatkowosci”.
Nie wiem z jakiej racji.
Marta
Cześć! Czytając ten wpis miałam wrażenie, że nie jesteście po prostu typem turysty, który rozsmakowałby się w Gruzji, i nic dziwnego. Podróżujecie z dzieckiem, więc oczekujecie pewnego komfortu, chcielibyście pozwiedzać, dobrze zjeść, wyspać się w hotelu i nic w tym dziwnego. Nie dziwię się, że kraj nie spełnił Waszych oczekiwań.
Ktoś pisał w komentarzach, że to wybór gruzińskich gospodarzy, czy turystyka w Gruzji pójdzie w stronę Ukrainy czy Bułgarii. Możliwośc pójścia w stronę dogadzania opalonym plażowiczom aż wzbudziła we mnie niepokój. Gdyby Gruzja poszła w ten styl, to przestałaby mieć swój urok. Nie ten typ rozrywki wywołuje euforię w ludziach, którzy stamtąd wracają i piszą te pełne superlatyw notatki na blogach. Raczej są to ci, co właśnie jadą na dziko, śpią w namiotach, łażą po górach i zjeżdżają równiny konno.
Inna osoba napisała, że to tak, jakby jadąc na Kubę oczekiwać salsy na ulicach 24/h, jakby Kubańczycy codziennie po pracy chodzili do klubów bawić się do białego rana, jak w Dirty Dancing 2, pomijając biedę tego kraju, drobną przestępczość itp. Ludzie wszędzie są ludźmi, jesli ktoś zbudował w swojej głowie wizję jakiegoś sielankowego, innego świata, to sam sobie odbiera radość podróży. Czy jakikolwiek Polak byłby skłonny gościć obcą osobę w domu za darmo i spędzać caly dzień na planowaniu jej atrakcji turystycznych w Polsce, jeśli np. byłby to rzekomo przyjazny nam Węgier? No nie sądzę. Nie wspomnę o tym, że nie ma co oczekiwać wiejskiej gościnności w środku miasta, od ludzi którzy z turystów żyją. Sama ubolewam nad wzrostem popularności Gruzji, bo co tu duzo mówić- jedną rodzinę mogą gospodarze ugościć jak swoich, ale nie pięć każdego miesiąca.
Poza tym najlepiej nigdzie, nie tylko w Gruzji, nie ulegajmy efektowi jednorodności grupy obcej.
Pozdrawiam
Asia
G… prawda. Gruzja jest mega przereklamowania i droga. Piekne krajobrazy, Tbilisi ładne, Kutaisi koszmarne, góry przereklamowane. naprawde jest wiele piekniejszych i tańszych miast. Podrozowanie marszrutkami – syfiastymi na maksa – to koszmar. i uwaga: nie jestem wybredna turystką, bo ziwedziałm świadoma co mnie czeka kawal świata. Ale kłamstwa w necie na temat Gruzji – jak to cudowna, pyszna, tania – to najwieksze kłamstwo i ściema, na które natjnełam sie od lat. mozna poiwedzieć, ze kłamiecie blogerzy zachwyceni Georgia jak z nut, bo musicie czyms przykryc ten brak wielkiego łała i rozczarowanie pusta kabzą bez wartości! Hotel za 600 zł w Kutaisi – co za bzdura drogi komentatorze – chyba jestes jakims bogaczem – i nie oceniaj ludzi oszczędnych, bo nie warto w syfie przepłacać. A odrobina cywilizacji jak sie płaci – wypada miec – i chodzi tu o minimum. NIE POLECAM GRUZJI!!!
Ela
Brawo Asia. Jest dokładnie jak piszesz.
marta
Nareszcie ktoś nie słodzi, a naczytałam się dużo bo lecimy do Gruzji za dwa tygodnie. Szukam auta, czy możecie podać namiary na wypożyczalnię, z której korzystaliście i czy konieczny jest samochód z napędem 4×4? Zwłaszcza jeśli chcemy pojechać na Kazbek?
Kinga
Dzięki za ten wpis. Wybieram się do Gruzji z 2 latka za miesiąc i kazda szczera i nieslodzona opinia jest na wagę złota! Dobra robota, czyta się Was z prawdziwą przyjemnością. Mnóstwo praktycznych informacji i dobrej wskazówek na co uważać ☺
Kinga
Dzięki za ten wpis. Wybieram się do Gruzji z 2 latka za miesiąc i kazda szczera i nieslodzona opinia jest na wagę złota! Dobra robota, czyta się Was z prawdziwą przyjemnością. Mnóstwo praktycznych informacji i dobrej wskazówek na co uważać ☺
izabela
Byłam w Gruzji dwa razy. Sama z plecakiem. Kocham ten kraj całą sobą i nie zgadzam się z Waszym opisem w pełni. Jeżeli chodzi o lokalizowanie hoteli/guesthouse’ów to owszem jest z tym problem lekki. Ale jeżeli wierzy się, że w biednym kraju dostaniemy nocleg za free i górę jedzenia, to chyba wierzymy w baśnie. Gruzini są wspaniali i bardzo gościnni, ale żyje im się biednie i poza sezon turystycznym ciężko im wyżywić rodzinę. Pracy jest niewiele a ta co jest to za grosze. Ceny i tak są niskie więc na prawdę nie ma na co narzekać. Nocleg na końcu świata, we wsi gdzie może są ze 3 auta i nie ma sklepu dostajesz nocleg z kolacją i śniadaniem za 50 lari, to moim zdaniem jest uczciwa cena. Nie oceniajcie ludzi, bo ktoś Wam naopowiadał bajek. Przypadek z hotelem nie był w porządku, ale tacy krętacze zdarzają się też i we Władysławowie. Gruzja to piękny kraj, warto jechać na dłużej i zwiedzić go powoli, zrozumieć kulturę, porozmawiać z miejscowymi, nie oceniać i dać się pozwać, bo warto. W listopadzie lecę 3 raz, gdyby ktoś miał jakieś pytania to zapraszam do kontaktu.
Kama
Dziękuję za tą opinię, Gruzja jest wspaniała i negatywne opinie skłaniają mnie tylko do refleksji nad wymaganiami oraz wiarą w bajki z folderów
Kasia
Hej Iza, ja sie wybieram niedlugo do Gruzji i mialambym kilka pytan glownie o to czy wypozyczac auto czyjednak poradzimy sobie busami? zostawie moj adres mailowy niddus@gmail.com napisz albo podziel sie swoim to chetnie napisze 😉
Pozdrawiam
Agata
Cześć, czy moglibyście podać nazwę noclegu w Tbilisi jeśli polecacie?
Buyucada
Oczekiwania są największym wrogiem świadomego podróżowania. Dziękuję za taki fajny wpis. Lęcę do Gruzji za miesiąc na tydzień i opis Waszej perspektywy z nutką przestrogi jest bardzo przydatny!
kasia-wkròtce w Gruzji
Leżę i kwiczę, świetny wpis. Podobny można by toczka w toczkę o Kubie napisać, że jakoś dziwnie , ale Kubańczycy nie tańcza salsy 24/7 na ulicach…
Londynczyki
Brawo! Podziwiam poklady pozytywnej energi u Was. My tez na celowniku mamy Gruzje. Pomocna moze sie okazac gruzinska au pair ktora dolaczy do nas za pare tygodni.
tak czy inaczej – Georgia is on the cards, for sure!
pozdrawiamy z Londynu
weekendowi
Super:) bawcie się dobrze!
Maria
Lece do tego dzikiego kraju w grudniu. Pierwszy raz. Podziele sie wrazeniami.Ps. mysle ze Iran tez mozna juz odmitologizowac.
avtandil
A z ciekawości, po jakiemu się w tej Gruzji porozumiewaliście? Angielski, rosyjski, polski (coraz częściej łapią podstawy)? Może chociaż trochę gruziński?
weekendowi
Głównie angielski. Pozdrawiamy.
Kaja
Niestety mamy podobne doświadczenia z lipca tego roku i, szczerze mówiąc, drugi raz bym tam już nie pojechała. Zdarzają się gościnni i mili Gruzini ale w miejscach turystycznych częściej można spotkać pazernych, cwanych i niesłownych ludzi, którzy kompletnie nie rozumieją stosunku ceny do jakości. Ale myślę, że potrwa to tak długo dopóki nie zauważą konkurencji ze strony innych, równie atrakcyjnych turystycznie miejsc.Szczerze mówiąc w Polsce jest lepsza jakość i niższe ceny już w tej chwili.
weekendowi
dzięki za komentarz! Pozdrawiamy.
Lok
Właśnie wybieram sie w lipcu do Gruzji z żoną. Tak, tak. Z racji ery tanich lotów. Smutne co piszecie i zapewne prawdziwe. Ale jest światełko w tunelu. Gruzini muszą po prostu nauczyć się obsługi turysty i tylko od nas (turystów) i od ludzi tam mieszkających, a pozostających w kontaktach zarówno z turystami jak i miejscowymi, zależy czy Gruzja pójdzie w kierunku np. Bułgarii, czy może Ukrainy. Tego co tu piszecie doświadczyłem właśnie w tych dwóch krajach. Poziom obsługi turysty w Bułgarii nie do porównania z tym na Ukrainie, gdzie każdy próbował nas na czymś oskubać. Efekt jest taki, że Bułgaria zaczyna się piąć jeśli chodzi o statystyki turystyczne a Ukraina stoi w miejscu (kwestie przynależności do UE zostawiam na boku). Więc Gruzini…albo zrobicie to po rusku albo po światowemu. Wybór należy do Was. W Bułgarii też się nie przelewa a jednak nikt nie próbował nam wciskać połowy porcji za 150% ceny (jak na Ukrainie), nikt nie kroił nas na drobne z byle powodu. A cała ta gościnność wcale nie musi być słabością Gruzinów jak sugeruje autor. Moga to wykorzystać jako wielką siłę. Wiadomo, że wśród turystów spotka się pańcie, buraków i ludzi normalnych. Na szczęście tych normalnych jest zwykle najwięcej. Więc w ostatecznym rozrachunku jeśli po wpuszczeniu do kraju turystów Gruzini pójdą ruską drogą, to ci normalni turyści się wycofają. A jeśli nauczą się dobrej obsługi, skończą z krętactwami odnośnie noclegów czy wynajmu aut (słyszałem, że łyse opony w terenówkach to norma), to ci normalni turyści powiedzą kolejnym normalnym jak tam jest i tych kilku buraków zginie w tłumie a Gruzja będzie krajem turystycznym.
Celina
Przeczytałam relację i niestety potwierdzę, że zwiększająca się ilość turystów i co za tym idzie możliwość zarobku zmieniają Gruzję i jej mieszkańców. Znamy to z drugiej strony, ponieważ od roku mieszkamy w Gruzji. Widzimy, co dzieje się z Gruzinami, gdy widzą turystę. Nie chce generalizować, bo znamy też takich, którzy do turysty wychodzą z sercem na dłoni. Ale teraz to już jest loteria w miejscach turystycznych. I nie zawsze opinie pisane na bookingach czy innych tego typu stronach oddają rzeczywistość, bo często turysta nawet nie jest świadomy wmanewrowania w sytuację.
Całe szczęście, że osoby przylatujące do Gruzji coraz dokładniej weryfikują oferty noclegów, przejazdow i atrakcji. W naszym mieście chyba żaden guesthouse nie ma klimatyzacji, ale prawie wszystkie mają taką opcję zaznaczoną na booking.com. Tylko nieliczne mają centralne ogrzewanie, ale wszystkie mają też tę opcję w ofercie. Niektórzy oferują też bankomat lub bibliotekę w domu, których oczywiście nie ma. A wiecie dlaczego to robią? Bo wciąż większość turystów tego nie weryfikuje. Rezerwujecie pokój z klimatyzacją, przyjeżdżacie i dostajecie wiatraczek, bo klimy nie ma więc negocjujcie cenę.
A dlaczego, kiedy rezygnujecie z zarezerwowanego pokoju, właściciel zaznacza, że klient się nie pojawił? Bo za to, że obiekt istnieje na np. booking.com i ktoś z tego skorzysta, zarezerwuje i zapłaci za pokój, to właściciel musi odpalić dla bookingu prowizję. I to jest normalna sytuacja, tylko nie dla wszystkich. Niektórzy myślą, że jak zaznaczą, że klient nie pojawił się w obiekcie, to nie zapłacą prowizji. Może się uda?
Gruzja jest piękna, gościnna i przyjazna, ale pieniądz zmienia ludzi na całym świecie. Nie tylko tutaj. I faktycznie w miejscach mało turystycznych można jeszcze poczuć tę gościnność. A tam, gdzie turystów jest dużo trzeba brać pod uwagę, że może być komercyjnie. A ludzie wszędzie są różni. Na szczęście o miejsce na nocleg trudno nie jest i jest w czym wybierać.
Pozdrawiam
Celina
weekendowi
Dzięki za komentarz. Niestety mamy w głowie pewną wizję kraju i chcemy się jej trzymać. Obejrzenie kraju to weryfikuje w obie strony. Pozdrawiamy serdecznie!
Nikodem
Bardzo fajna strona. Mógłby ktoś polecić jakiś atrakcyjny kierunek na sierpień w tym roku?
ewa
byłam w Gruzji jeszcze przed tnaimi lotami i boomem na ten kraj. było tak, jak w opowieściach. teraz… chciałabym pojechać, ale z relacji znajomych czuć, że zmiany nastąpiły. z drugiej strony, to o czym wspominacie – obecnie dwie koleżanki są w Gruzji/Armenii totalnie na dziko, już prawie miesiąc a na powrót się nie zapowiada prędko, z rzadko wrzucanych zdjęć widzę, że krążą “poza szlakiem” i gdzie je poniesie, spotykając nieskażonych turystycznym szałem Gruzinów.
Weekendowi
Myśmy w naszym tekście jedno zastrzegli: być może gdybyśmy byli sami (bez małego dziecka) i pojechalibyśmy na żywioł, to pewnie tez bawilibyśmy się setnie, poznali pełną paletę gruzińskiej gościnności etc. Ale w naszej sytuacji, gdy pobyt musiał być siłą rzeczy mniej spontaniczny (rezerwacje etc.) jużsię niestety natknęliśmy na komercyjne rafy koralowe 😉
Pozdrawiamy 🙂
Pingback:
ElDesmadre
Bardzo ciekawe wpisy o Gruzji. Byłem w Gruzji i Armenii na początku miesiąca i też mnie ta pierwsza rozczarowała, po tych wszystkich rozentuzjazmowanych wpisach które na jej temat można znaleźć w polskojęzycznym internecie. Natomiast Armenia mnie zachwyciła. Bardziej różnorodne krajobrazy, bardziej imponujące obiekty sakralne, bardzo mili ludzie którzy się autentycznie cieszą jak widzą turystów a nawet sobie z nimi zdjęcia potrafią robić, no i wyższa kultura jazdy. Też ‘południowa’ ale mniej bezwzględna wobec pieszych. A Erywań wieczorową porą był mimo obecności dużej ilości policji i wojska (manifestacje) bardzo przyjemny, przyjemniejszy od Tbilisi czy Batumi.
pmorga
W Batumi jest wiele pieknych miejsc – parki, Ogrod Botaniczny z pieknym widokiem na zatoke i kolejke wzdluz wybrzeza, stara turecka dzielnica, cza-cza tower gdzie leciala za free wodeczka…, biedne dzielnice gdzie sa super targowiska, ludzie i knajpy – m.in. Zakara – pietrowa mala knajpka dla miejscowych cala w boazerii – ale klimat, obsluga i jedzenie mega. Kolejka linowa na wzgorza skad jest fajny widok. Jedyny w Batumi Kosciół katolicki, delfinarium i okliczny park niezle. Bylem pare dni – dwa razy i jak sie czlowiek zagłebi w miasto – prawdziwe nie dla turystow – to znajdzie super miejsca wszedzie. Tiwerdza Gonio – mizeria – ale tam zostalismy zaproszeni na prawdziwe gruzinskie wesele w ich miejscowym OSP (sala bez okien – a’la barak z grecka taoaleta w środ starych rumowisk i blokow -niedaleko plazy – gdzie jedzienie ułozone pietrami i mega przyjacielscy ludzie – choc mlodzi chcieli nas spic – ale starsi ich tonowali. Stad BAtumi traktuje z uczuciem bo tam doznalem prawdziwej gruzinskiej goscinnosci i kuchni
Gruzofobia
Ach te oczekiwania……. stóp też nie chcieli myć pewnie co?
Weekendowi
Myli stopy i sprzedawali pewien cudowny preparat —> http://x3.cdn03.imgwykop.pl/c3201142/comment_YE7D5qpiG3c5ZJnTQH7QtrHZAmoK8In0.jpg
Podaj adres, to prześlemy, bo chyba trochę potrzebujesz 😉
axov
Do Gruzji latam od lat i niestety wszystko zmieniło się ostatnio. Wcześniej turysta był gościem teraz niestety coraz częściej problemem. Niestety sam byłem świadkiem jak nasi obywatele się do tego przyczyniają. Kilka razy widziałem jak Polak nie chciał zapłacić za marszrutkę bo uważał że nie ma Lar albo raz sympatyczny Pan który zabrał kilku osób za darmo z przystanku przy lotnisku bo jechał do pracy w Tbilisi dostał od młodego imprezowicza 5 zł z komentarzem żeby sobie coś ładnego kupił … Gruzja to piękny kraj i wspaniali ludzie, szanujmy ich a i oni będą nas szanować!
Weekendowi
Pełna zgoda. Ale mamy nadzieję, że w naszym tekście nie dopatrzyłeś się braku szacunku dla Gruzinów 🙂 Bo jak czytamy niektóre komentarze (nie Twój), to zastanawiamy się, czy czytanie ze zrozumieniem nie jest w naszym kraju upadłą sztuką.
Pozdrawiamy 🙂
Karuzela
Rozumiem pewne rozczarowane ale w ogólnym odczuciu nie potrafię zgodzić się z powyższym wpisem. Owszem – odkąd zaczęły do Gruzji kursować tanie linie a książki, relacje i blogowe wpisy chwalić szczerą gruzińską gościnność – trochę się zmieniło. Przede wszystkim wpłynęli na to sami turyści, którzy zaczęli podróżować do Gruzji z roszczeniowym nastawieniem – “skoro mieszkańcy tak słyną z gościnności to my wszystko powinniśmy dostać za pół darmo”. Gruzja nie jest krajem ani bogatym ani głupim, żeby sobie na to pozwalać. Sytuacja jest jaka jest – a turystyka może być jedynym ratunkiem na biedę i brak pracy. Wcale więc nie dziwi mnie fakt, że Gruzini próbują na turystach zarabiać. Z resztą nikt nigdzie nie napisał, że każdy Gruzin jest serdeczny, uczciwy i na czole ma napisane “mój kraj słynie z gościnności więc każdego za darmo nakarmię, napoję i zaoferuję nocleg”. Ludzie są tylko ludźmi. Niezależnie od narodowości.
I zgodzę się w 100% z amused0bserver. Skoro odwiedzamy miasta turystyczne – nie oczekujmy reprezentacyjnej “dzikości” kraju, wielkich przyjaźni i braku próby zarobku. I nie oceniajmy całej Gruzji przez pryzmat takiej wizyty. Wystarczy zboczyć trochę z trasy i ustalonych przez przewodniki ścieżek. Zwolnić tempo. Nie oczekiwać niczego. Właśnie wtedy odnajdziemy to wszystko o czym czytamy w książkach czy internecie. Serdeczność i przyjaźń. To tak jak z podróżą do Zakopanego a odwiedzinami jakiejś małej góralskiej wioski, wakacjami na Helu a tymi spędzonymi w mało komu znanym Junoszynie. Turystyka zawsze będzie szła w parze z pieniędzmi, nie czarujmy się.
Pozdrawiam
Erynia
Tak ale niezupełnie. Byliśmy dwa razy w Gruzji i trafiliśmy zarówno na usiłujących nas oskubać cwaniaków jak i wspaniałych ludzi, którzy jak najbardziej odpowiadają pojęciu gruzińskiej gościnności. Na szczęście w naszym przypadku tych drugich było znacznie więcej. 14 dni na Gruzję, to zdecydowanie za mało – chyba że zaliczacie kolejne atrakcje z wywieszonym językiem. My planujemy pojechać tam po raz trzeci i spokojnie dooglądać…
Weekendowi
Zgoda. Myśmy też spotkali przesympatycznych ludzi po drodze (o czym napisaliśmy), a nasz wpis to była próba zmierzenia się z pewnym, mimo wszystko szkodliwym dla Gruzji, stereotypem.
Co do 14 dni i latania z wywieszonym jęzorem, to trudno nam się zgodzić. Wydaje nam się, że jeżdżąc autem, czyli nie będąc uzaleznionym od marszrutek, jest to jak najbardziej do zrobienia na tzw. luzie. Ale wiadomo, że każdy w danym kraju szuka różnych rzeczy. Plus – nie bylismy w częściach Gruzji uznawanych za szczególnie warte odwiedzenia (typu Swanetia), więc druga wizyta jest jak najbardziej wskazana. I pewnie się zdecydujemy, bo chodzi nam po głowie Armenia 🙂
Pozdrawiamy 🙂
Erynia
Akurat tak się składa, że dwukrotnie wybraliśmy się do Gruzji samochodem (tak, ok 10 tys. km i trzy tygodnie w trasie razy dwa). W samym Tbilisi spędziliśmy dwa i pół dnia i wcale nie zobaczyliśmy wszystkiego. Tak że pozwólcie, pozostanę przy swoim zdaniu. De gustibus non disputandum est…
Hanna kula
Omg, co za dziwacy nie rozumieja roznicy miedzy cwaniactwem, kanciarstwem a zarabianiem Na turystach!!!!!!!
Jesli rezerwoje pokoj I otrzymoje co innego niz w opisie to zwykle naciaganie a nie roszczeniowe podejscie do sprawy!! Chce yo co mi obiecano I za co zaplacilam.
amused0bserver
Przyznam, że czytam takie wpisy z pewnym niedowierzaniem – z niedowierzaniem co do oczekiwań turystów kiedy wpadną na kilka dni, przelecą przez kraj i dziwią się, że ludzie są ‘tylko mili’, nie nawiązując przyjaźni na śmierć i życie. Żeby poznać ludzi, trzeba się gdzieś zatrzymać na chwilę dłużej, podróżować wolniej i czasami odjechać od najbardziej turystycznych miejsc.
Gruzja jak najbardziej jest ‘turystycznym rajem’ – całkiem niezłe ceny, dużo ciekawych miejsc i przyjaźni ludzie.
Ale wy nie chcecie turystycznego raju, wy chcecie raju, który nie jest turystyczny – a to już zupełnie coś innego.
Poznaj Gruzje
gora nazywa sie KazbeK ( K na koncu) , miejscowosc na dole KazbeGi ( obecna nazwa Spepancminda) Zapraszamy na facebook na profil Poznaj Gruzję
Weekendowi
A nam się wydawało, że STepancminda 🙂 Dziękujemy i pozdrawiamy.
Erynia
Podziękowaliście, a Kazbek nadal z błędem…
Weekendowi
Żeby zwiększyć liczbę odsłon, jak będziesz sprawdzać czy już poprawione 🙂
Pozdrawiamy i poprawi(a)my 🙂
Mateusz Jakubowski
Polak to drugiemu Polakowi źdźbło trawy w oku znajdzie! Czy jakoś tak 😉 Dalej nie zmienione! Według profesora Miodka poprawna jest tylko Spepancminda, wszystko inne złe, banuję i zgłaszam do administracji.
A tak na serio, to tak, gruzińska gościnność jest w chwili obecnej przereklamowana. Chcą zarobić. I żaden to grzech, w końcu ile można dawać się wykorzystywać przez turystów…
Erynia
Chyba zapomnieliście zapisać zmiany:
“Dzień 2: Przejazd Gruzińską Drogą Wojenną do Stepancminda, wejście na górę ze słynnym kościołem Cminda Sameba z widokiem na Kazbeg (niestety, z uwagi na mgłę Kazbeg nam tylko śmignął zza chmur) i wieczorny powrót do Tbilisi.”
Wojciech Ganczarek
starówka to jest w warszawie!
; )
Weekendowi
ergo: dla Warszawianki i (przyszywanego) Warszawiaka każde Stare Miasto to starówka 🙂 Pozdrawiamy 😉
kami
nie jesteście jedynymi blogerami, którzy o tym piszą 😉 samej mi się zdarzył słodko-gorzki gruziński wpis, a i u innych to widziałam. W Gruzji byłam dwa razy, w 2011 (jeszcze przed erą tanich lotów) i dwa miesiące temu. Przepaść jest ogromna i wcale mi sie nie podobało to co teraz zastałam. Te 3.5 roku temu jeszcze udało mi się doświadczyć fantastycznej Gruzji, teraz uciekałam jak najszybciej do Armenii… pzdr!
Ewelina
A ja byłam 3 lata temu i było fantastycznie! Dokładnie tak, jak oczekiwaliśmy 🙂
magda
Ufff… Jak miło przeczytać podobne odczucia 🙂 też nas rżnęli na czym się tylko dało. Koleś powiedział, że złapie nam odpowiedni autobus, bo wszystko jest napisane po gruzińsku, więc dla nas to problematyczne. Kobieta zamiatająca obok sklep wzięła mnie na stronę i przestrzegła przed typem. Jak zapytaliśmy kierowcę o cenę biletu to nasz “przyjaciel” krzyknął drugie tyle, a kierowca nie wiedział co powiedzieć. Udało się i podał normalną cenę. W Batumi mieliśmy taką historię: zmieniliśmy plany i postanowiliśmy spędzić tam 2 noce a nie 1, jak zarezerwowaliśmy. Jak się okazało nasz hotel był nieco inaczej położony, wzięliśmy opcję ze śniadaniem, której nie było na miejscu, więc oddali nam pieniądze. Początkowo zapłaciliśmy mniej niż było podane na bookingu (pewnie wg lokalnego cennika), ale właściciel szybko się zorientował i kazał dopłacić różnicę. Po powrocie dostaliśmy maila od bookingu, z którego wynikało, że nie przyjechaliśmy do tego hotelu.
Mogę mnożyć przykłady. Fajnie, że nie jestem osamotniona w odczuciach. Trzeba odmitologizować Gruzję, która jest nadal piękna, tylko z pomocą i gościnnością lokalnych już trochę inaczej niż przed laty.
Ściskam mocno
magda