Cetinje: Tego miasta nie musisz zwiedzać, ale MUSISZ przez nie przejechać. Niepozorny cud świata
Dawna stolica Czarnogóry ma trochę pecha, bo nie jest położona nad samym morzem, przez co wielu turystów odpuszcza wizytę w tym mieście. A to błąd (a nawet wielbłąd) i to nawet nie dlatego, że tam tak ładnie (jest ładnie, ot tak na godzinny spacer). Ba, być może trochę przesadziliśmy z tytułem, ale nie jakoś strasznie – bo najlepsze i tak zaczyna się w momencie, gdy z Cetinje wyjeżdżamy. Drogą, znad której widoki są absolutnie zjawiskowe.
Do Cetinje powinniście wjechać od strony Budvy – hipsterskiej enklawy, którą pokochali nowobogaccy Rosjanie i bananowa młodzież z Belgradu. Rosyjski słychać tu na każdym kroku, widać też, że miasto dostosowało się do ich potrzeb. Eksluzywne marki, drogie butiki i domy mody, nawet ceny noclegów – wszędzie indziej w Czarnogórze nocleg w centrum znajdziesz spokojnie za 20 euro, a jak trochę poszperasz – bez problemu nawet taniej. W centrum Budvy ciężko nam było znaleźć coś poniżej 30.
Ale miło tam – warto zobaczyć Budvę dla jej klimatycznej starówki. Otoczona murami obronnymi, świetnie zachowana z klimatycznymi, wąskimi uliczkami – warto tu wpaść na przechadzkę. Ale taką góra półgodzinną, bo potem już robi się trochę nudno.
W tym miejscu chcielibyśmy pozdrowić wydawcę przewodnika, z którego korzystaliśmy. Litościwie przemilczymy nazwę, z kronikarskiego obowiązku odnotujemy jednak, że o starówce Budvy stoi tam jak byk (cytat dosłowny): „Nie jest zbyt duża, więc na jej zwiedzanie wystarczy ledwie kilka godzin”. Trudno się nie zgodzić z tym stwierdzeniem – o ile jesteś żółwiem lub sparaliżowany od pasa w dół i ktoś akurat podwędził ci twój wózek inwalidzki.
Najważniejszy zabytek? Stół bilardowy
A jak już zwiedzicie Budvę, to cofnijcie się kawałek i skręćcie w drogę na Cetinje. Oba miasta dzieli tylko 31 kilometrów, ale nie miejcie złudzeń – to bardzo stroma i wąska trasa pod górę, a jej pokonanie zajmuje co najmniej 45 minut (które może się wydłużyć, jeśli w przeciwną stronę jedzie ciężarówka albo tir – momentami jest tu tak wąsko, że dwa auta obok siebie mieszczą się cudem).
No i lądujemy w Cetinje – spokojnym i trochę ospałym miasteczku, położonym w pięknej okolicy masywu gór Lovcen. Cetynia to dawna stolica Czarnogóry (w latach 1878-1918 była stolicą niepodległego Królestwa Czarnogóry). Miasto ma fajny klimat – z jednej strony jest spokojnie, wręcz leniwie, z drugiej zaś spacerując co chwilę napotykamy na historyczne, świetnie zachowane budynki – tutaj jakieś ambasady, tam Muzeum Narodowe z kolekcją miejscowej sztuki, gdzie indziej jeszcze jakiś pałacyk. Sercem miasta jest miejski pasaż – ulica Njegoseva, wzdłuż której znajdują się kafejki, banki, najważniejsze sklepy. Przy końcu pasażu przechodzimy do skweru Drvorski Trg, przy którym znajdują się najważniejsze budowle miasta. Najważniejszy jest Pałac Królewski – już tylko dla niego warto tu przyjechać, bo to zdecydowanie najskromniejsza budowla tego typu w Europie.
Trochę skromniejszy niż Luwr i Buckingham Palace. Pałac Królewski w Cetynii
Tuż obok w historycznym budynku Biljarda znajduje się muzeum „świętego Piotra z Cetinje” – tak nazywano Piotra I Petrovica Njegosa – znanego myśliciela i władcy Czarnogóry, a później także prawosławnego biskupa, który przez serbską cerkiew został uznany świętym. Czym się zasłużył? Na przełomie XVIII i XIX wieku zjednoczył skłócone ze sobą rody i walczył o niepodległość kraju m.in. z Turkami i samym Napoleonem (nie bez sukcesów, w 1806 roku z pomocą Rosjan przegonił ich z Czarnogóry pod sam Dubrownik).
Na pewno warto odwiedzić to muzeum, którego nazwa wzięła się od…stołu bilardowego, który Njegos kazał sprowadzić z samego Wiednia. Nie wiadomo jak się to udało, tym bardziej, że rzeczony stół, który stoi tam do dzisiaj i jest uznawany przez władze za jeden z najważniejszych zabytków Czarnogóry (nie zmyślam!) został przetransportowany do Cetynii na osiołku.
Co ciekawe, Biljardę podobnie jak i wiele innych najbardziej reprezentacyjnych budynków w mieście zbudowali i zaprojektowali Rosjanie, do których Czarnogórcy do dziś mają sentyment (i vice versa, co widać na przykładzie Budwy). Powód? Oczywiście polityka – car Aleksander traktował Czarnogórę jako sojusznika w trwającej kilkanaście lat wojnie z Turcją.
Godnych uwagi zabytków w Cetynii jest jeszcze parę, ale naprawdę warto wspomnieć jeszcze o słynnym monastyrze, zbudowanym w 1701 roku, słynących z pięknych ikon i malowideł. I to tyle w sumie.
Jak poznaliśmy jugosłowiańskiego szpiega!
My w Cetinje pojawiliśmy się wieczorem i nocowaliśmy w pensjonacie Pansion 22 przy ul. Ivana Crnjojevica 22. Gospodarzami jest przemiłe starsze małżeństwo – bardzo fajne miejsce i ludzie – kiedy dowiedzieli się, że jesteśmy z Polski, od razu dali nam 5 euro rabatu. Właściciel od razu zaczął nam snuć opowieści, że on też jest podróżnikiem i był w Polsce pod koniec lat 80-tych. Tyle tylko, że zwiedzał jakieś dziwne miejsca.
– Polska, bardzo ładna. Pamiętam Warszawa, hotel Victoria, bardzo elegancki… – zaczął.
– A gdzieś jeszcze pan był w Polsce, czy tylko w Warszawie?
– Kochany, gdzie ja nie byłem. We Wrocławiu byłem i w Stalowej Woli.
– Chyba Żelazowej Woli, w muzeum Chopina – uprzejmie poprawiam.
– Gdzie, w Stalowej. Super Hutę tam macie – odpowiada mi gospodarz i dalej snuje opowieści o swoich polskich wojażach.
– W Katowicach byłem, i w Mielcu (co?) i w tej fabryce helikopterów w Lublinie…
– W Świdniku?
– Tak, w Świdniku. Bardzo ciekawe miejsce.
– Ale pan tam był turystycznie czy w jakiejś delegacji z pracy?
– Turystycznie, przecież mówiłem.
…i najlepszą pleskawicę!
Polecam więc pensjonat potencjalnego jugosłowiańskiego szpiega przemysłowego, a także położony vis-a-vis nich niepozorny bar, który nazwaliśmy szybko „U krwawej Ziuty”. Lokal, no cóż…hipsterzy nazwaliby go klimatycznym, ja nie jestem hipsterem, więc napiszę jak jest: brudny i zagracony. W środku urocza pani kelnerka w fartuszku, jakie u nas czasem noszą panie woźne w szkołach, z trwałą na głowie i papierosem w ustach. Na pierwszy rzut oka takie otoczenie nie sprzyjało konsumpcji, ale byłem taki głodny. Cóż więc robić? Wziąłem kartę, na której oprócz piwa (był mój ulubiony Jeleń), kawy, herbaty i vranaca były tylko może 6-7 pozycji do jedzenia (w tym takie wariacje jak Pleskavica z frytkami i bez frytek). Mieszaniną polskiego, angielskiego, mowy ciała i pojedynczych serbskich zwrotów, które pamiętałem i rzucałem kompletnie bez sensu w trakcie rozmowy udało mi się zamówić. Po przyjęciu zamówienia pani kelnereczka zakrzyknęła ile sił w płucach do równie uroczej kuchareczki (mającej takie samo emploi plus widoczne ubytki w uzębieniu, które podkreślał dziarsko trzymany w ustach pet). No i ta pani kuchareczka zabrała się do gotowania z tym petem w ustach, a ja pewnie bym wygłosił jakąś płomienną mowę o serbskim sanepidzie, kodeksie BHP i innych plagach egipskich, ale byłem taki głodny, a w hotelu czekała równie głodna małżonka.
Zamówione dania otrzymałem po jakichś 10 minutach i powiem tak: porcje były tak ogromne, że nawet gdybym zamówił tylko jedną pleskawicę z frytami na nas dwoje, to pewnie jeszcze byśmy trochę zostawili na talerzu (a kto mnie zna ten wie, że czasem potrafię sporo zjeść). Szokujące były też jeszcze dwie rzeczy: Cena (za oba dania spakowane na wynos zapłaciłem 4 euro z okładem) i smak. Bo nigdy wcześniej ani później nie jadłem tak dobrze przyprawionego mięsa. To kolejny argument, żeby nie patrzeć na ekskluzywne szyldy i kierować się intuicją (A przewodnikom to już w ogóle duży murzyński wiadomo co wiadomo gdzie).
Ale jakby dobrze nie było, to cały ten wpis możecie potraktować jak nieco przedłużony wstęp. Bo tak jak napisałem na początku, najlepsze zaczyna się w momencie, gdy opuszcza Cetynię i kierujesz się w stronę Kotoru. Ja bardzo nie lubię używać wielkich słów, ale w tym przypadku to chyba uzasadnione, napiszę więc: droga do Kotoru to jeden z cudów świata. Jest kręta, pełna serpentyn i nie można się za bardzo rozpędzać, ale to nie jest problem, bo widoki przy zjeździe na Bokę Kotorską są absolutnie nie z tej ziemi. Zresztą, lepiej to pokazać niż opisać…
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
8 komentarzy
Sławek
Czarnogórę można też zwiedzić w dwie godziny, ale co z tego? A gdzie kanion rzeki Pivy, most Durdevica na rzece Tara, kanion Nevidio, droga wzdłuż jeziora Szkoderskiego i rezerwat przyrody i Virpazar, kąpielisko na rzece niedaleko Podgoricy w Rakića Kuće i tamtejszy wodospad Niagara, kanion rzeki Morača, punkt widokowy niedaleko Rijeka Crnojevića- jak ktoś napisał, jest to jeden z najpiękniejszych widoków jakie można zobaczyć na pocztówkach, Twierdzą w Kotorze i kilkugodzinny spacer ulicą Spiljari pod górę, park narodowy Lovćen, park Durmitor, jezioro Slansko. Tyle co sam widziałem i mogę polecić ale oprócz tego jest jeszcze bardzo dużo ładnych miejsc na które zabrakło czasu w wakacje. Oczywiście najłatwiej wjechać do miast i pochodzic o starówkach czy innych polecany punktach z przewodników ale najlepsze atrakcje są często poza miastami.
Dorota
Rewelacyjne widoki, Czarnogóra jest zdecydowanie na mojej liście must see 🙂
Pingback:
Bogumiła
Cetinje jest bardziej do przejechania i szybkiego przejścia niż do delektowania się – nic bardziej mylnego. Kraków też można oblecieć w ciągu godziny. Kto pragnie poznać historię tego kraju, powinien tam zajechać – można się wiele dowiedzieć zwiedzając muzea z przewodnikiem /w cenie biletów wstępu/. Uważam, że należy propagować to miasto i brać pod uwagę w planach wycieczkowych. Kto tam przyjedzie i zobaczy – nie powiniem żałować, jest co robić przez cały dzień. Uczta na całego.
Pozdrawiam
Bogumiła
balkanyrudej
Cetinje jako miasto nie zrobiło na mnie wrażenia (może dlatego, że raz wylądowaliśmy tam w kompletnej ulewie, a za drugim razem prawie zderzyliśmy się z jakimś szalonym taksówkarzem). Natomiast trasę Cetinje – Kotor przejechaliśmy dwukrotnie raz w jedną, raz w drugą stronę. 2 lata temu wyglądało to tak:
https://balkanyrudej.wordpress.com/2013/12/07/balkany-2012-czesc-8-kotorskie-impresje/
https://balkanyrudej.wordpress.com/2013/12/10/balkany-2012-czesc-9-snieg-deszcz-i-burza-w-czarnogorze/
Z zeszłego roku relacja dopiero będzie, ale oczywiście było równie widokowo 😉
weekendowi
No właśnie. Cetinje jest bardziej do przejechania i szybkiego przejścia niż do delektowania się. Co nie zmienia faktu, że to i tak jedna z nielicznych “perełek” Czarnogóry 😉
Dzięki za komentarz 🙂
kawairakija
Cetynia była stolicą Czarnogóry dużo wcześniej, niż w 1878 roku. Wcześniej nie było to jednak królestwo, a teokratyczne księstwo z biskupem-władyką na czele.