Najbardziej odpychające miasto świata. Z najbardziej fascynującą historią
Tirana zasmuca, przygnębia i trochę straszy – do tej pory nie byliśmy chyba w równie odpychającym mieście. Ale z drugiej strony – ta kompletnie nieznana stolica kompletnie nieznanego kraju kryje w sobie wiele niesamowitych historii. Tyle tylko, że lepiej o nich słuchać i czytać niż oglądać na żywo
Po czym rozpoznać Weekendowych Podróżników? Oprócz tego, że ja zagaduję co chwilę tubylców, np. pytając o drogę, co irytuje moją żonę? Otóż naszą cechą charakterystyczną jest zazwyczaj odmienna i głośno artykułowana opinia dotycząca odwiedzanych miejsc. Mi podobało się w większości miejsc, w których do tej pory byliśmy – zazwyczaj znajduję chociaż jeden element czy zaułek, który urywa przysłowiową dupę. Iza przeciwnie – znaczy bardzo podobało jej się w Sztokholmie, Mediolanie i Skopje, uwielbia Porto i Rzym, ale większość miejsc to dla niej równie przysłowiowe „szału ni ma”.
I tak jak zazwyczaj się nie zgadzamy, tak w przypadku Tirany jesteśmy jednomyślni: miasto robi absolutnie fatalne wrażenie.
I tu nie chodzi o to, że jest biednie (na świecie są biedniejsze miejsca), drogi są w fatalnym stanie (po przejechaniu 150 kilometrów od granicy z Macedonią nie miałem problemu z tym, że od naszego hotelu w jednej z głównych dzielnic Tirany do centrum prowadzi elegancka żwirowo-ziemna droga), a kierowcy jeżdżą jak wariaci.
Trasa do ścisłego centrum Tirany. Nie wyglądała na rozkopaną z powodu budowy drogi.
Ewentualnie budowy rozpoczętej 5 lat temu i porzuconej po 3 miesiącach.
Na niektórych drogach zauważyłem ciekawy przypadek – asfalt jest wylany szeroko na trzy pasy, ale nigdzie nie ma namalowanych linii. Jak się jeździ po takich drogach? Skrajnymi pasami jadą przeciętni kierowcy, pas środkowy jest przeznaczony dla kierowców o najmocniejszych nerwach, niezależnie od tego, z której strony jadą. W tej zabawie decyduje wielkość auta, klakson i oczojebność długich świateł o zmroku. Słabszy zjeżdża na „swój” wolniejszy pas.
Nie chodzi też nawet o te rzucające się na maskę samochodu dzieci (sprawdziliśmy – podbiegają tylko do okien, w które walą piąstkami, gdy zignorujesz ich prośby. Z kolei w staniu między pasami na drogach szybkiego ruchu przodują głównie staruszki).
Nieustraszona zbieraczka drobnych na wylotówce z Tirany. Jedna z wielu
A szkoda, bo ja naprawdę się pozytywnie nastawiłem. Pomógł mi w tym Enea – recepcjonista w naszym hotelu. Człowiek, który przy okazji krótkiego pytania o drogę do centrum opowiedział mi w skrócie w swój życiorys. Wniosek – mój rozmówca jest taki jak cała Albania, czyli mocno pokręcony.
Jego rodzina ma korzenie ortodoksyjno-greckie ze strony babci i muzułmańskie po dziadku. Nie ma to jednak żadnego znaczenia, bo odkąd w 1967 roku Enver Hodża wprowadził w kraju urzędowy ateizm, nie można było w Albanii wyznawać żadnej religii. – Hodża to kawał chuja i dlatego jako kraj jesteśmy w strasznej dupie – nie przebiera w słowach Enea. Trudno się dziwić – jeszcze 30 lat temu Albania była Koreą Północną Europy. Krajem wyizolowanym, do którego nie można było wjechać i z którego nie można było wyjechać. Krajem, który wydał wszystkie pieniądze na budowę 800 tys. bunkrów dla każdej albańskiej rodziny ze strachu przed atakiem nuklearnym (a zaatakować mógł ich każdy, bo dla Hodży wrogiem była nie tylko imperialistyczna Ameryka, ale też zbyt mało komunistyczne Związek Radziecki i Chiny).
Z kałachem pod poduchą
Ale nawet kiedy komunizm upadł, Albańczycy i tak mieli pod górkę – na początku lat 90-tych dali się masowo wpuścić w pułapkę piramid finansowych i zainwestowali w nie sumie ponad 1,5 mld dol. – równowartość rocznego PKB ich gospodarki. Przez kilka lat albańscy Marcinowie P. jakoś sobie radzili, ale kiedyś to w końcu musiało pierdyknąć – w 1997 roku upadło właściwie jednocześnie 16 wielkich piramid finansowych, pozostawiając 2/3 mieszkańców Albanii bez środków do życia. Reszta jest historią: krwawe zamieszki, stan wyjątkowy i prawie 2 tys. ofiar. Dodajcie sobie do tego splądrowanie 1200 magazynów wojskowych i zaginięcie 652 tys. sztuk broni. Do dziś prawie każda albańska rodzina ma w domu mały nielegalny arsenał.
Honor – rzecz święta
A teraz połączcie to sobie z faktem, że Albańczycy to chyba najbardziej honorny naród świata – dla wielu tutejszych rodów najważniejszym obowiązującym prawem jest Kanun – kodeks honorowy, który reguluje zasady życia Albańczyków od 2 tys lat. Jednym z jego głównych punktów jest obowiązek krwawej zemsty w przypadku, gdy ktoś zhańbi członków twojego rodu. Przy czym hańba to nie tylko zabójstwo członka rodziny – tu jest najbardziej przesrane, bo zemsta może dosięgnąć któregokolwiek męskiego członka rodziny zabójcy. I nie pomoże ucieczka – bo hańba przechodzi z pokolenia na pokolenie, a zmyć może ją jedynie krew. Słabo? Przepisy są dużo ciekawsze – w ich myśl ojciec jest jedynym dysponentem życia dzieci i ma prawo to życie im odebrać, jeśli wykażą się nieposłuszeństwem.
Bo w Albanii dystans do samego siebie i poczucie humoru nie są raczej najbardziej cenionymi walorami człowieka – ród w myśl Kanunu może się poczuć zhańbiony nawet wtedy, gdy pozwolisz sobie na niezbyt wyszukany żart dotyczący któregoś z jego członków. Gdybyś więc, drogi Czytelniku, był Albańczykiem, a Twoja żona Albanka wróciłaby właśnie do domu, radośnie ci oznajmiając: „Wróciłam właśnie od kosmetyczki, kochanie”, a ty byś odpowiedział „I co? Zamknięte było?”, to nie powinieneś się dziwić, jeśli na drugi dzień zastaniesz w swoim plecach trzonek od siekiery wbity przez zadowolonego z siebie szwagra. Bo żona to nie jest już twój ród.
I choć Kanun został oficjalnie zakazany na początku XX wieku, a Albania ogłosiła się państwem prawa, to wielu Albańczyków nie śpi spokojnie. Według różnych danych od 1989 roku z tytułu rodowej zemsty zabito nawet 10 tys. osób.
Więcej o Kanunie możecie przeczytać w tym świetnym opracowaniu, a także w równie ciekawych reportażach. Znajdziecie je klikając tutaj i tutaj.
Radio Tirana od wieczora do rana
Tyle informacji, a ja tylko chciałem zapytać, co ciekawego poza placem Skanderbega jest do zobaczenia w centrum Tirany. Okazało się, że jest tego trochę – główna aleja z budynkami rządowymi, plac znanej albańskiej miliarderki Matki Teresy (o niej jeszcze napiszę), słynna piramida, która w przeszłości była mauzoleum Envera Hodży i Blloku – dawna dzielnica rządowa, w której mieszkali komunistyczni dygnitarze i przez lata żaden Albańczyk nie miał do niej wstępu. No i jest jeszcze wieżowiec Sky Tower z barem na górze, z którego rozpościera się podobno fantastyczny widok na miasto. A ja jeszcze chciałem poszukać śladów słynnego Radia Tirana – niesamowitej stacji radiowej nadającej w czasach komuny na cały blok wschodni, którą niektórzy fani muzyki mogą kojarzyć choćby z kultowej piosenki Kultu.
Radio Tirana zrzeszało najbardziej hardkorowych komunistów z wielu krajów świata, którzy dobrowolnie przyjechali do Albanii, by stąd głosić dobrą nowinę na falach eteru. Dobra nowina była taka, że tylko Albania jest modelowym komunistycznym, a wszystkie inne kraje bloku wschodniego to imperialistyczne pachołki. Dobra nowina z Tirany była też głoszona po polsku za sprawą niejakiego Kazimierza Mijala.
Niesamowitą historię Radia Tirana możecie przeczytać np. w tygodniku "Polityka".
Od siebie dodam tylko, że dziś Radio Tirana to najbardziej zachodnia i komercyjna stacja radiowa. Przez cały nasz pobyt w Albanii słuchaliśmy jej, kiedy tylko mieliśmy sygnał, bo zamiast muzułmańskich smętów puszczała na okrągło Red Hotów, U2 i tym podobnych klasyków gatunku.
Styrana Tirana
Do sky baru nie dotarliśmy, a nasz spacer po Tiranie trwał godzinę. Czemu tak krótko? Bo Tirana już od pierwszego momentu sprawia wrażenie miasta, którego nie da się polubić. I takiego, w którym…nie czujesz się bezpiecznie. A może to tylko moja rola nadopiekuńczego ojca sprawiła, że tuż po zaparkowaniu w centrum zobaczyłem trzech kolesi obcinających nasz samochód (w tym jednego dość ostentacyjnie z odległości dwóch metrów) i raczej nie były to spojrzenia w stylu: „Uuu, ale macie niemodną Kijankę. Nie wiecie, że tu się jeździ Mesiami?”.
Narodowe Muzeum Historyczne – najczęściej fotografowany "zabytek" Tirany
Obejrzeliśmy więc plac Skanderbega (jedyne reprezentacyjne miejsce Tirany), szybko oglądając zabytkowy meczet i wieżę zegarową, a odpuszczając sobie muzeum historyczne z tą słynną socrealistyczną mozaiką przy wejściu (potem dowiedziałem się, że nic nie straciliśmy), szybko obejrzeliśmy sobie piramidę, fragment Blokku i pospacerowaliśmy po głównym bulwarze miasta – brudnym i zwyczajnie brzydkim. Mieliśmy w planach zostać tu dłużej, ale jakoś nie bardzo mieliśmy ochotę.
Plac Skanderbega w całej okazałości
Po chaotycznej zabudowie miasta widać jak szybko (zbyt szybko) się ono rozwija – jeszcze 30 lat temu mieszkało tu tylko 200 tys. ludzi. Dziś Tirana liczy sobie prawie 4 razy więcej mieszkańców.
Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy do Durres, które jest letnią stolicą Albanii. Tu było już zdecydowanie przyjemnej, choć też nie zabrakło absurdów rodem z Barei. Wizyty w Tiranie raczej nie polecamy – być może są tam miejsca godne obejrzenia, ale my się takich nie dopatrzyliśmy. To jedno z tych miejsc, przez które jeśli już musisz przejeżdżać, to możesz zatrzymać się na chwilę. Krótką chwilę.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
28 komentarzy
Piotr
Jak można oceniać miasto po godzinnym pobycie?
Roksana
Wiele sie zmienilo od tego czasu 😉 http://albaniapopolsku.pl/przewodnik/tirana/
Roksana
Link sie zle wkleil http://albaniapopolsku.pl/przewodnik/tirana/
weekendowi
Na pewno! Chyba czas ponownie zawitać:)
Zuz
Czytam ten artykuł i nie wierzę :O bylam w Albanii w te wakacje na stopa… Nie zgodzę się ze to odpychające miasto a ludzie zamknięci. Kiedy wy tam byliście? Ja widziałam co innego. Myślę, że takie artykuły psują opinię o tym kraju. Przykre.
weekendowi
To są nasze odczucia n.t. miasta jako takiego w roku 2013. Po prostu Albania ma dużo więce do zaooferowania niż sama Tirana. Pozdrawiamy I&M
Madamme
Ja polecam jogurtownię w Tiranie blisko głównego placu. To jedyne co udało mi się skosztować w czasie wolnym. No i chyba jedyne co było pozytywne w tym miejscu.
weekendowi
Dzięki za tipa! Pozdrawiamy:)
Oliwciak
Świetny ponadczasowy artykuł! Byłam tam 5dni temu i nic sie kompletnie nie zmieniło (moze oprocz nowszych wersji mercedesa?)
Ilona
Ty nie jesteś podróżnikiem -Ty jesteś podłym frustratem
balkanyrudej
Ja Tirane bardzo lubię i uważam,że jest znacznie przyjemniejsza niż choćby Durres. Jak na stolicę nie ma zabojczych cen (pomijam hotele,na jeden z nich nacieli się moi przyszli teściowie,którzy byli tam w zeszłym roku i za pokój hotelowy zapłacili małą fortunę.)
weekendowi
Pierwsze wrażenia i mało czasu na zwiedzanie – pewnie to wpłynęło na naszą ocenę. Co nie zmienia faktu, że na razie nie mamy chęci tam wracać 🙂 Jeśli już, to myślimy, czy może nie warto by skoczyć do Giro i Beratu, np. z Salonik. Ale to melodia odległej przyszłości 🙂
kawairakija
Ja z kolei byłem Tiraną zachwycony. Wiadomo, miasto jest brzydkie, ale po prostu pełne życia! Wygląda na to, że jeśli chciałbym o godzinie 2 w nocy kupić sobie buty albo pójść do fryzjera, to nie miałbym w tym żadnego problemu. Na każdym kroku dzieje się coś nowego, a za każdym rogiem zobaczymy coś, co nas kompletnie zaskoczy.
Natomiast najbardziej odpychające miasto, w jakim byłem, to Podgorica. Nie wiem, czy je widzieliście?
weekendowi
Nie byliśmy na szczęście 🙂 Uczyliśmy się na błędach znajomych, którzy w Czarnogórze byli miesiąc przed nami i kategorycznie nam odradzali.
Co do Tirany pełna zgoda. Ale wiesz – tak sobie myślę, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Inaczej pewnie odbieralibyśmy Tiranę zwiedzając ją pojedynczo, inaczej we dwójkę, a zwiedzając ją z 12-tygodniowym dzieckiem optyka jest już zdecydowanie inna (nie tak przychylna dla “dzikiego” charakteru miasta)
Pozdrawiamy i dzięki za komentarz 🙂
kawairakija
Pełna racja. I tak podziwiam, że zabraliście trzymiesięcznego malucha do “dzikiego” kraju. Jak przeżywał trudy podróży?
weekendowi
totalnie bezproblemowo. Na 2 tygodnie miała 1 atak niekontrolowanego płaczu (W Kotorze) i 2 razy dała nam do wiwatu w nocy trochę. A poza tym sprawiła się idealnie 😉
kawairakija
W Czarnogórze też bym płakał. Muszę w końcu napisać tekst, w którym wyleję wszystkie żale na ten kraj.
weekendowi
e, Czarnogóra fajny kraj. Ale tak góra na 2 dni 🙂
Przemo
Na mnie z kolei Tirana wywarła wrażenie. Jest tam jeszcze sporo bajzlu, ale po ludziach i architekturze widać zacieranie jakichkolwiek kompleksów.
Szkoda, że nie byliście na górze Dajti. Wjeżdża się tam kilkukilometrową kolejką (wybudowaną przez Włochów). Widok oświetlonego miasta w nocy zapierał dech w piersiach. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało :).
Pingback:
Pingback:
Marcelina Gurbala
Tirana jest obskurna i tragiczna, ale nadmorskie miejscowości są całkiem ładne , pamiętam jak pojechałam z rodzicami w wieku 6 czy 7 lat na wycieczkę po Bałkanach i zatrzymując się za potrzebą w Albanii natkneliśmy się na tabliczkę informacyjną “Uwaga! Miny”
weekendowi
Zgadzam się, Marcelina. W północnej Albanii podobało nam się znacznie bardziej. I pewnie wkrótce to się pojawi na blogu 🙂