Myślisz, że Polacy to pieniacze? Albańczycy nie znoszą (prawie) wszystkich
Albańczycy to naród mocno pokrzywdzony przez los i historię, ale na każde swoje nieszczęście zawsze znajdą wymówkę. I to dość podobną do innych państw regionu. Bo jak przystało na sieroty po komunizmie, kraje bloku wschodniego są jak jedna wielka rodzina – wszyscy się nienawidzą. Węgrzy nie cierpią Słowaków i Rumunów, Serbowie – Bośniaków i Chorwatów, Bośniacy – Chorwatów i Serbów, a Albańczycy – nienawidzą wszystkich swoich sąsiadów i uważają ich za przyczynę swoich klęsk.
O albańskiej niechęci do innych nacji przekonaliśmy się już chwilę po przekroczeniu granicy macedońsko-albańskiej, gdy zatrzymał nas patrol policji. Dziwna sprawa, bo jechaliśmy przepisowo (szkoda zawieszania na nadmierne szarżowanie). Rozmowa wyglądała mniej więcej tak:
– Dzień dobry, panie władzo.
– Dzień dobry. Jesteście z Grecji?
– Nie, z Polski.
– (chwila ciszy) Aha, to proszę jechać dalej.
O co chodzi? – Grecy to dupki – mówi Enea, "nasz" recepcjonista z Tirany. W tym miejscu należy dodać, że nie jest to przeciętny Albańczyk, tylko raczej wyższe stany klasy średniej. Młody, w dobrych ciuchach, tuż po studiach (skończył architekturę, w czasie naszej rozmowy 3 razy podkreśla, że studiował we Włoszech, bo albańskie uczelnie "to syf").
Enea zaraz dodaje, że chodzi o Epir, czyli sporny teren Albanii zamieszkały w dużej części przez Greków i północną część Grecji, zwaną przez Albańczyków Cameria, do której Tirana rości sobie prawa. A właściwie nie do samego terenu, ale majątków Albańczyków, którzy w czasie II wojny światowej musieli uciekać do Albanii w obawie przed greckimi czystkami.
Biedni Albańczycy? Niekoniecznie. Ale o tym, że albańscy uchodźcy pomagali Włochom, a potem Niemcom w podbiciu Grecji, często dobrowolnie wstępując w szeregi SS, dowiem się nie od mojego rozmówcy, tylko z internetu.
Do dziś Grecja zabrania Albańczykom z Camerii wstępu na teren swojego kraju, ci zaś bezskutecznie domagają się rekompensaty za zagrabione majątki. A stosunki są cały czas napięte – teoretycznie oba kraje w dalszym ciągu pozostają w stanie wojny.
Tęsknota za Wielką Albanią
Ale Albańczycy mają żal nie tyko do Greków – Macedończyków też nie lubią. Czemu? Bo Macedonia zwyczajnie im zazdrości. – NATO i Amerykanie chcieli zbudować nowoczesną sieć drogowo-kolejową prowadzącą od Bułgarii przez Macedonię i Albanię do naszego portu w Durres, który ma strategiczne położenie i miał być ważną bazą NATO. Z projektu nic nie wyszło, bo Macedończycy się nie zgodzili, aby droga szła przez ich tereny. Zwyczajnie nie mogli pogodzić się z tym, że będziemy mieli lepiej – mojemu rozmówcy ciśnienie skacze jak po podwójnym espresso.
A Macedonia to tylko początek listy, bo Albania ma też swoje „wąty” do Czarnogóry i Serbii. A wszystkie te napięcia mają jedno wspólne hasło przewodnie – Wielka Albania. Takiego państwa nigdy nie było na mapie – to etniczna wspólnota Albańczyków, którzy są rozrzuceni po wszystkich sąsiednich krajach. Gdyby plany stworzenia takiego państwa, którego pierwsze koncepcje powstały już w XIX wieku spełniły się, dzisiejsza Albania byłaby dwa razy większa i liczyłaby nie 3, ale 6 mln mieszkańców. To nie tylko ziemie greckie, południowy skrawek Czarnogóry (zamieszkały przez 30 tys. Albańczyków), przygraniczne rejony Serbii, ale przede wszystkim zachodnia część Macedonii (mieszka tam pół miliona Albańczyków) i Kosowo (ponad 1,8 mln mieszkańców).
Dziś nikt normalny nie wyobraża sobie stworzenia takiego państwa, choć jest to idea popierana przez większość Albańczyków. Co nie znaczy, że tej idei nie wykorzystują politycy – od ubiegłego roku działa partia Czerwono-Czarny Sojusz (Aleanca Kuq e Zi), w której programie jak byk stoi zjednoczenie albańskich ziem. Ale to ekstremalne przypadki. Gorzej, że taką retoryką posługują się też politycy głównego nurtu – w 2012 roku podczas obchodów 100. rocznicy niepodlegości premier Sali Berisha publicznie mówił o “albańskiej ziemi” rozciągającej się od Grecji przez Serbię i Podgoricę – stolicę Czarnogóry aż do Skopje, co oczywiście raczej zirytowało sąsiadów.
Włosi – krótka droga od przyjaźni do nienawiści
Osobny fragment na liście krajów, do których Albańczycy mają żale i pretensje zajmują Włochy. Tu także chodzi o zaszłości historyczne, w tym dwie włoskie okupacje Albanii w czasie I i II wojny światowej. Co ciekawe, klęska Włochów w Albanii w czasie I wojny światowej stała się trampoliną do sławy charyzmatycznego publicysty, który nazywał się…Benito Mussolini. Po klęsce w Albanii nie pozostawił w swoich tekstach suchej nitki na słabej armii i niewydolnym rządzie. Idealnie wpasował się tymi tekstami w fatalne nastroje społeczne po przegranej wojnie. Stworzył tym samym podwaliny dla masowego poparcia faszyzmu w tym kraju, którego wkrótce, po udanym marszu swoich zwolenników na Rzym w 1922 roku, stał się główną twarzą.
Druga włoska inwazja była jeszcze bardziej dziwna – miała miejsce w dniach 7-10 kwietnia 1939 roku. Czemu była dziwna? Bo Albańczycy oddali swój kraj właściwie bez walki. A oddali go bez walki, bo…Włochów generalnie lubili. Bez sensu? Może i tak, ale w latach 20-tych Włochy ekonomicznie uzależniły od siebie Albanię, inwestując ciężkie pieniądze w fabryki i infrastrukturę. Dlatego inwazję przeciętni Albańczycy przyjęli umiarkowanie ciepło. Tym bardziej, że Włosi pozostawili język i barwy narodowe, nie ingerując szczególnie w wewnętrzne sprawy Albanii. Do tego Włosi dali Albańczykom prezent, tworząc zręby Wielkiej Albanii – powiększając terytorium protektoratu o zamieszkałe przez Albańczyków Kosowo, grecki Epir i część Macedonii.
Czemu Albańczykom się odmieniło? Bo, pisząc kolokwialnie, Włosi to słabiacy. Poważnie – sympatia Albańczyków zamieniła się w niechęć już po kilku miesiącach, gdy Włosi przegrali batalię o kontrolę nad (znienGrecją, a ich wojska musiały w popłochu uciekać z tego kraju. A dalej poszło z górki: Albańczycy pomagali Włochom, więc Grecy wypędzili Albańczyków, pozbawiając ich majątków. Reszta tej historia to już początki komunistycznej dyktatury: niedobitki włoskich i niemieckich wojsk wygoniła z Albanii Armia Wyzwolenia Ludowego pod wodzą Envera Hodży.
Od tej pory jeśli już ktoś kogoś próbował w tej parze podbić, to raczej Albańczycy Włochów. I nie chodzi tu nawet o liczącą ponad 800 tys. ludzi albańską diasporę we Włoszech ani o będącą jej częścią albańską mafię, która brutalnością dorównuje swoim włoskim odpowiednikom.
Bo inwazja mogła mieć miejsce jak najbardziej dosłownie. Gdy w 1969 roku we Włoszech wybuchła tzw. gorąca jesień, w czasie której miały miejsce zamieszki i masowe strajki domagających się podwyżek robotników, do szefa włoskiej partii socjalistycznej zadzwonił telefon. Musiał być bardzo zdziwiony, bo telefonował do niego sam Enver Hodża. I złożył zdumionemu Włochowi ofertę nie do odrzucenia – jeśli tylko chce, Albania może wysłać do Włoch 20 tys. ochotników, którzy doprowadzą do wybuchu i zwycięstwa komunistycznej rewolucji w tym kraju. Ochotnicy ostatecznie zostali z Albanii.
Ale to nie do końca jest tak, że Albańczycy nie znoszą wszystkich. Bo lubią na przykład Amerykanów. A nawet bardzo lubią. W "New York Timesie" przeczytałem, że amerykańscy sekretarze stanu Madeleine Albright i Colin Powell byli witani jak gwiazdy rocka. Ale to nic przy honorach, z jakimi w 2007 roku przyjmowany był prezydent George W. Bush. Dostał owacje, najważniejsze albańskie państwowe oznaczenie (w uznaniu zasług dla Albanii), a jego imieniem nazwano jedną z głównych ulic w Tiranie (tuż obok parlamentu). Tylko dlatego, że przyjechał do Albanii (jako pierwszy amerykański prezydent). Co ciekawe – ciepłe uczucia do Ameryki Albańczycy żywią już od czasu I wojny światowe, kiedy to za powstaniem niepodległej Albanii wstawił się ówczesny prezydent Woodrow Wilson. Co ciekawe – w tym samym planie, w którym była mowa o utworzeniu Albanii, Wilson wspominał też o niepodległej Polsce, a jednak nad Wisłą o amerykańskim prezydencie pamiętamy jakby mniej.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
5 komentarzy
rivmak
Byłem w Albanii na wakacjach i więcej tam nie pojadę. Spotkałem się w ciągu 2tygodni z 3 atakami w moją stronę lub w bliskich. Dwie akcje głównie były w stylu podchodzili blisko i krzyczeli “fu*k out”. Jedna akcja była gruba i typ zaczął mnie i żonę szarpać, w naszej obronie stanęli jacyć Niemieccy turyści i zaczęła się napitalanka na rozbite butelki. W życiu tam nie pojadę. Totalna dzicz. Na świecie, chodząc luzem po mieście, tylko w Brazyli i Albanii spotkałem się z takimi dzikusami. Nawet ludzie mieszkający w lepiankach w Mozambiku byli dla nas mega mili.
Robert Szmigielski
Mam pozytywne wrażenia z pobytu w Albanii, ale z wieloma uwagami muszę się zgodzić.
Poczucie wspaniałości Albanii i jednoczesna niechęć do niej to chyba cechy Albanczyków.
Sprzedawca kasztanów opowiadał mi o wielkiej Albanii…
Piotr
Pracuje z Albanczykiem .. i on powiedzial Francuzowi .., ze Albanczycy nie lubia Polakow .. tylko czemu ?
Limon
“batalię o kontrolę nad (znienGrecją” tu coś się pokopsało
Pingback: