Warning: file_exists(): open_basedir restriction in effect. File(core/post-comments) is not within the allowed path(s): (/home/weekendowi/domains/weekendowi.pl:/tmp:/var/tmp:/home/weekendowi/.tmp:/home/weekendowi/.php:/usr/local/php:/opt/alt:/etc/pki) in /home/weekendowi/domains/weekendowi.pl/public_html/wp-includes/blocks.php on line 532
Z wizytą u Emira Kusturicy: Piesek Miloszewicza, nacjonalista czy geniusz? - weekendowi.pl
Bałkany

Z wizytą u Emira Kusturicy: Piesek Miloszewicza, nacjonalista czy geniusz?

Trochę lewak, trochę nacjonalista i ksenofob. Pół Bałkanów go uwielbia, druga połowa ma o nim znacznie mniej pochlebne zdanie. No i kręci świetne filmy. Emir Kusturica – zapraszamy na wycieczkę na sam skraj zachodniej Serbii, tuż przy granicy z Bośnią. Do miejsc, które unieśmiertelnił. Wcześniej jednak dowiedzmy się o nim czegoś więcej. Jedno jest pewne – nie jest to jednowymiarowa postać.

Na pewno na wyjeździe przynajmniej raz zdarzyła wam się taka sytuacja, kiedy przelotnie poznajecie kogoś z innego kraju i zaczyna się small talk. Na początku zawsze jest łatwo: Co słychać? Ładna pogoda? Co robisz? Aż w końcu pada nieodłączna część takiej inicjującej rozmowy, czyli próba wykazania, co wiesz o kraju twojego rozmówcy. Obcokrajowcy rozmawiający z Polakami mają łatwo: święta trójka Wałęsa – papież – wódka (czasem zakąszana Chopinem lub kiełbasą, jeśli twój rozmówca jest Amerykaninem). Ja do tego momentu doszedłem podczas krótkiej rozmowy z Semirem, naszym gospodarzem w Sarajewie. Hmm…z czym mi się kojarzy Bośnia? No to wymieniam: wojna i oblężenie miasta, Miss Sarajewo U2, zimowe igrzyska olimpijskie, Alija Izetbegowić (No, tu Semirowi zaimponowałem), Edin Dżeko (Tak samo, Semir to fan Zeljeznicara). I nagle sobie przypomniałem – przecież Kusturica jest z Sarajewa! No, to jadę.

To był błąd. Duży błąd.

– Stary, nic mi nie mów o Kusturicy. Może i urodził się w Sarajewie, ale wyparł się nas i położył na nas lachę. To piesek Miloszewicza…jest jak ta reżyserka z czasów III Rzeszy za Hitlera. Znasz Leni Riefenstahl? – przytaknąłem. – No, to jest właśnie ten cały zasrany Kusturica.

Obrazek
Emir Kusturica. Źródło: Festival-cannes.com

Lekko mnie zamurowało, bo nie spodziewałem się takiej reakcji. I takich emocji w stosunku do reżysera, który o swojej twórczości mówi. „Moim celem jest zrobić film, dzięki któremu poczujesz ciepło. Film, który cię rozgrzeje. Aby tak było, musiałem zadać sobie pytanie: czy robisz filmy zgodne z duchem modernizmu czy z rytmem bicia twojego serca?” No, sami powiedzcie – czy człowieka mającego takie artystyczne motto można nie uwielbiać? Jak widać można. Spytajcie Bośniaków* – w najlepszym razie powiedzą wam, że Kusturicy „nie lubią”, w najgorszym – że jest „zdrajcą, który przeszedł na stronę wroga, odwracając się od swojego narodu, miasta i korzeni”.

Kosowo? Nie ma czegoś takiego. Jest Kossak, Wólka Kosowska…

Albo spytajcie Kosowarów, dla których znany reżyser ma status persona non grata. Kilka miesięcy temu jeszcze mocniej awansował w tej „hierarchii”, gdy ogłosił, że tematem jego kolejnego filmu będzie handel ludzkimi organami w Kosowie. To mało znana część konfliktu w Kosowie – według Serbów i części społeczności międzynarodowej w latach 1998-99 bojownicy z Armii Wyzwolenia Kosowa UCK (w tym obecny premier Hashim Thaci) utworzyli grupę, która handlowała organami serbskich więźniów i zabitych jeńców. Choć sprawą interesowały się organizacje międzynarodowe, ostatecznie ukręcono jej łeb – zapewne dlatego, że Serbowie to w tym konflikcie agresorzy.

Reakcji Kosowa na plany reżysera można było się spodziewać – szef kosowskich filmowców ogłosił, że Kusturica nie ma tu czego szukać. Nie ma problemu – odparł reżyser – film nakręcę w Rosji. Zdjęcia jeszcze się nie zaczęły, ale mają potrwać przynajmniej 3 lata.

Słowami Kosowa się jednak nie przejął, bo jak przystało na porządnego Serba, takiego kraju nie ma dla niego na mapie (co od lat publicznie podkreśla). To więc trochę tak, jakby ktoś ci powiedział, że nie możesz pojechać np. do Olsztyna.

Druże Tito wiecznie żywy

Gdybym miał opisać Kusturicę jednym zdaniem, napisałbym, że to człowiek pełen sprzeczności. Urodzony w Sarajewie w bośniackiej rodzinie. Serb, który doszukał się korzeni po stronie dziadków, od 2005 roku ochrzczony prawosławny ortodoks. Jak wielu jego rodaków, choruje na nieuleczalną chorobę – jugonostalgię.  Sam Emir często mówi o sobie „Jugosłowianin”. Oddajmy mu zresztą głos. – Jugosławia była prawdziwym supermocarstwem. Świetne filmy, piękne powieści, wspaniała muzyka. Byliśmy też potęgą w koszykówce. Ale po śmierci Tity ludzie przestali się mocno identyfikować z Jugosławią – mówił kilka lat temu.

Ludzie, czyli wszyscy poza Serbami. Bo choć ojciec Tito był Chorwatem, a matka Słowenką, to politycznym centrum komunistycznej federacji od początku był Belgrad, a Serbowie mieli największy wpływ na politykę bałkańskiego mocarza.

Jest więc Kusturica nostalgiczny, ale jest też patriotą. Po „Underground” – jednym z jego najgłośniejszych filmów – część opinii publicznej w byłej Jugosławii i zagranicą oskarżyła go o szerzenie propagandy e na zlecenie Slobodana Milosevicia, który zresztą sfinansował ten film (Jeśli Kusturica przeczyta ten wpis, to być może złoży przeciwko mnie pozew w sądzie tak jak robił za każdym razem, gdy ktoś go o to oskarżał. Skoro jednak film współfinansowała państwowa serbska telewizja, a zdjęcia kręcono w czasie oblężenia Sarajewa, to kto stał za jego sfinansowaniem, jeśli nie były prezydent Jugosławii?).

Film obejrzeć warto – to alegoryczna historia Jugosławii przedstawiona przez pryzmat dwójki przyjaciół – od II wojny światowej do współczesnej wojny na Bałkanach. I jest to naprawdę wybitne dzieło, jednak problem w tym, że momentami rzeczywiście jest ono nieco…serbocentryczne. I o to ludzie z byłych jugosłowiańskich republik mają do Kusturicy pretensje. A największe Bośniacy, bo to w końcu „ich” człowiek. Ten sam, który nigdy publicznie nie stanął w obronie Sarajewa, choć będąc znanym reżyserem jego głos byłby słyszalny w świecie. O swoim rodzinnym mieście po latach wspomniał tylko mówiąc, że „Sarajewo, które znałem, już dawno umarło”.

I choć jego twórczość jest tak naprawdę antywojenna, a wojnę na Bałkanach zawsze potępiał i mówił, że to wielka tragedia, to nigdy publicznie nie potępił serbskich zbrodni Miloszewicza i jego generałów. A gdy pytali go o to zachodni dziennikarze, odpowiadał krótko: "Nikt nie jest doskonały".

Zresztą Kusturica wiele zrobił, aby Bośniacy za nim nie szaleli jakoś specjalnie.  „Nigdy nie byłem za niepodległą Bośnią. Zawsze byłem za Jugosławią, bo to jest mój kraj” – mówił kilka lat temu.

Przyjaciel Diego i Fidela

Ale wiara i patriotyzm nie kłóci się u niego z mocno lewicowymi poglądami. Kusturica jest antyamerykańskim antyimperialistą (nie znosi Busha i Hollywood), przyjaźni się z Diego Maradoną, uwielbia Che Guevarę i Fidela Castro, którego uważa za najwybitniejszego polityka naszych czasów. – Kocham Fidela za jego wizję i charyzmę – przyznaje otwarcie.

Ale kim by nie był prywatnie, Kusturica to świetny reżyser. Jego filmy najbardziej cenię za ich…sielskość – główni bohaterowie to najczęściej prości ludzie, żyjący blisko natury, często na odludziu. Jak wszyscy, mają swoje problemy, ale są przy tym szczęśliwi i zadowoleni z tego, co mają, choć z naszego punktu widzenia mają tak niewiele. Mają co jeść, gdzie spać i z kim wypić – niektórym tak niewiele potrzeba do szczęścia. A teraz pomyśl o swoim życiu i własnych problemach: Zapomniałeś ładowarki do iPada i w pracy nie ściągniesz nowej apki? Bilety na Orange są wyjątkowo drogie? Siedzisz w pracy po 12 godzin dziennie i nigdy nie poznasz swojej drugiej połówki? W Lidlu skończył się nakład darmowych książek kucharskich Pascala i Okrasy? A teraz pomyśl sobie, czy nie chciałbyś wyrwać się z tego kieratu i zamienić się miejscami z bohaterami jego filmów? (Oczywiście, bardziej chodzi mi o „Życie jest cudem” czy „Czarnego kota…”, a niekoniecznie o „Czas Cyganów”).

"Sam wybieram sobie mieszkańców…"

To teraz sobie pomyśl, że te filmy to nie jest fantazja reżysera i w wielu miejscach Serbii ludzie żyją właśnie w ten sposób: biednie, ale godnie. Tak jest choćby w okolicach Mokrej Gory, gdzie w 2003 roku Kusturica wybudował Drvengrad (zwany też Kustendorfem) – drewniane miasteczko, które z miejsca stało się kulturalnym centrum i największą turystyczną atrakcją zachodniej Serbii. A przy tym to prawdziwa oaza spokoju, w której Kusturica zamieszkał. I pomyśleć, że początkowo wioska została zbudowana na potrzeby filmu „Życie jest cudem”. Gdy miasteczko powstało, Kusturica mówił o nim tak. – Marzę o tym, aby było to otwarte miejsce pełne różnorodności, do którego nie dociera globalizacja. Mam dosyć demokracji, w której ludzie głosują na to, kto będzie burmistrzem. Chciałem zbudować miasto, w którym to ja będę wybierał mieszkańców – tłumaczył.

Jak wygląda Drvengrad i jakie są inne atrakcje w okolicach Mokrej Gory? Poniżej kilka fotek, więcej przeczytacie w kolejnym wpisie.

DSC_0172

DSC_0194
Czy znajdzie się tu cela dla Leszka Millera? 😉

Ale w Kusturicy cenię też to, że gdy był na topie, nie połasił się na wielkie pieniądze z Hollywood i pozostał wierny sobie. Choć przyznam, że jak pomyślę o niektórych projektach, które mu proponowano („Zbrodnia i kara” albo „Jesień patriarchy” Marqueza z Marlonem Brando w roli tytułowej), to myślę sobie, że mógłby być z tego kawał wybitnego kina. Tym bardziej, że Kusturica to też taki trochę realizm magiczny – bohaterowie jego filmów mogą np. zmartwychwstać albo odkryć w sobie magiczne zdolności, a ty to kupujesz jako część konwencji.

No i jest starym folk-pancurem, a No Smoking Orchestra to najfajniejsza bałkańska muzyka pod słońcem.

A poniżej macie jeden z fajniejszych koncertów jego grupy:

* Oczywiście, nie wszyscy Bośniacy, bo wielu jest za zapomnieniem dawnych win i życiem w pokojowej koegzystencji. Jednak w czasie naszej wizyty spotkałem kilku kierujących się hasłem "Są w ojczyźnie rachunki krzywd…"

PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI! 

Jesteśmy podróżniczą rodziną. Poznaliśmy się w 2007 r. i od razu okazało się, że podróże to jedna z naszych wspólnych pasji. I tak jeździmy razem przez życie. W 2011 r. wzięliśmy ślub, a od sierpnia 2013 r. dołączyła do nas Helenka. Nasza kochana córka od razu złapała podróżniczego bakcyla. Ale nie mogło być inaczej – już w brzuchu mamy zwiedzała m.in. Izrael i Islandię, a pierwszą świadomą podróż – samochodowy trip po Bałkanach – zaliczyła mając 12 tygodni. Obecnie jest nas czwórka do zespołu dołączyła druga córka Idalia.

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *