Rzym: Mniej i bardziej znane miejsca, których nie możesz przegapić. I o Paryżu, który na tle Rzymu ssie
Jestem przeciwnikiem powrotów do miejsc, w których już kiedyś byłem, bo przecież na całym świecie jest jeszcze tyle do zobaczenia. Od tej zasady jest jednak kilka wyjątków, a jednym z nich jest Wieczne Miasto.
Rzym od lat rywalizuje w powszechnym mniemaniu o miano najpiękniejszego miasta Europy z Paryżem. Najważniejszymi tego wyznacznikiem są nieprzebrane tabuny, które co roku odwiedzają oba miasta. A zakładając, że jesteś uważnym czytelnikiem, powinieneś już wiedzieć, że tłumów nie lubię, więc teoretycznie stolica Włoch powinna być dla mnie równie odpychająca jak Paryż. A jednak tak nie jest. Czemu? Mógłbym się długo nad tym rozwodzić, dlatego najlepiej będzie, jeśli oddam głos człowiekowi, który filmów dobrych już co prawda nie kręci od dawna, ale czasem zdarzy mu się powiedzieć coś mądrego.
„To niezwykła metropolia. Wszystko tam dzieje się w przestrzeni publicznej. Na ulicach, placach, skwerach. Imponował mi ten wspaniały rwetes. W Rzymie stale mijają się ze sobą ludzie, skutery, samochody, miasto żyje w słońcu. Włosi są głośni, krzyczą, nawołują się, sprzeczają. Kochają życie. Nie mają amerykańskiej opresyjności, braku odwagi, skłonności do akceptowania średniactwa i życia pod pantoflem korporacyjnego szefa. Kochają jedzenie, politykę, kobiety, muzykę, operę, modę, architekturę. Pragną czerpać ze świata pełnymi garściami” – opowiada nie kto inny jak Woody Allen. I mniejsza o to czy bardziej pokochał klimat urbs aeterna czy miliony euro od włodarzy tego miasta. Grunt, że nakręcił kolejną śmiertelnie nudną widokówkę miasta, której nie udało mi się nawet obejrzeć w całości. A to naprawdę coś znaczy – w kinie wytrzymałem do końca nawet na pierwszej części "Zmierzchu" i polskiej "komedii" "Fenomen". Tak więc Allen spieprzył nawet film o Rzymie – temat, który spieprzyć jest niezwykle trudno.
Moja przygoda z Rzymem też zaczęła się od filmu. Najpierw usłyszałem więc „o-tych-kultowych-Rzymskich-wakacjach-jak-to-nie-widziałeś-przecież-to-klasyka-i-absolutny-kanon-światowego-kina”. No, jakoś się wcześniej nie złożyło. Chcąc czym prędzej nadrobić braki z głupia frant wpisałem kultowy tytuł równie kultowego filmu do wyszukiwarki i przeżyłem traumę. Jakoś nie chciało mi się wierzyć, żeby turpistyczny wdzięk Olsenek stał na jednej półce z „Obywatelem Kanem” i „Sokołem Maltańskim”, ale wiecie jak to jest z kiepskimi filmami – im są gorsze, tym chętniej je oglądany, a potem mówimy wszystkim, że zrobiliśmy to „dla beki”. W każdym razie drugie podejście do „Rzymskich wakacji” zakończyło się pełnym sukcesem. Zachwyciła mnie Audrey Hepburn, zachwycił mnie Rzym – gwarny, słoneczny, pełen pięknych zabytków, roześmianych ludzi i fantastycznej atmosfery.
A w rzeczywistości wyszło jeszcze lepiej. Bo Rzym – jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmiało – po prostu żyje. I nie żyje dla turystów, choć traktuje ich z silnym poczuciem wyższości i własnej supremacji – a tak właśnie czułem się u żabojadów. Rzym żyje jak każde inne miasto, jakby nie był obarczony kompleksem kilkudziesięciu wieków historii. Rzymianie żyją jak gdyby nic, tworząc idealną symbiozę z turystyczną tłuszczą. Tutaj obok tłumów z mapami i aparatami widzisz normalne życie – tysiące Włochów spieszących się do pracy, popijających espresso, załatwiających codzienne sprawy. W centrum Paryża trudno znaleźć oznaki normalnego życia – w Rzymie to nic dziwnego, że obok kilkunastowiekowej kolumnady widzisz mały warsztat krawiecki, szewca czy zwykły spożywczak, w którym zaopatruje się połowa dzielnicy i gdzie z tego powodu na pewno nie wydymają cię na kasie.
Przez setki lat Rzym miał status najważniejszego miasta świata, a że taka cenzurka zobowiązuje – powstało w nim wiele zachwycających miejsc i budowli. Co warto zobaczyć? Właściwie wszystko, choć twórcy tzw. Ołtarza Ojczyzny tudzież pomnika pamięci Wiktora Emanuela II przy placu Weneckim w samym środku Rzymu najchętniej bym mocno niecenzuralnie nawtykał za szpecenie centrum miasta. Zważywszy jednak na to, że pisze to mieszkaniec kosz markowej architektonicznie Warszawy, pewnie nie miałbym z nim szczególnych szans w wojnie na argumenty. A i widok na Rzym z monumentu rozciąga się bardzo ciekawy. Ok, może zostać…
Zwiedzanie najlepiej rozpocząć właśnie od okolic tego architektonicznego koszmarku, czyli Piazza Venezia, którego nazwa nie jest przypadkowa, bo otaczające plac kamieniczki należące niegdyś do weneckich kupców do złudzenia ponoć przypominają te z placu św.Marka. Stamtąd jest równie blisko do wszystkich największych rzymskich atrakcji. Proponuję rozpocząć od tzw. jazdy obowiązkowej i ruszyć na dziesięciominutowy spacer w stronę Koloseum i Forum Romanum. Wejściówki do obu wizytówek Rzymu warto zamówić wcześniej w internecie, by uniknąć długich kolejek. Czy warto tam iść? Absolutnie tak, choć wcale nie musicie być zachwyceni. Koloseum robi z bliska ogromne wrażenie, ale bardziej na zewnątrz niż w środku. A Forum Romanum i pobliskie wzgórza to tak naprawdę ruina, choć park prowadzący do Forum wygląda fenomenalnie, a widok na panoramę zapiera dech. Samo Forum…to kwestia gustu, choć pewnie miłośnicy historii starożytnej nie będą rozczarowani. Ale dalej jest tylko lepiej – wychodząc mijamy z prawej strony wspomniane wcześniej mauzoleum Wiktora Emanuela i trafiamy na pierwsze z wiekopomnych dzieł Michała Anioła – plac na Kapitolu ze słynną Cordonatą – schodami, które także zaprojektował imć wizjoner.
Wracamy nimi do Piazza Venezia i…wchodzimy w labirynt uliczek ścisłego centrum, gdzie kryją się największe atrakcje Rzymu. Mijamy fenomenalne kościoły (największe wrażenie zrobił na mnie chyba Il Gesu) i dochodzimy do placu z Panteonem.
Jak na swój wiek budowla zachowała się w świetnym stanie i jest absolutnie obowiązkową pozycją. W tym miejscu chciałem skierować moją prośbę: niech mi ktoś wyjaśni, czemu, do chuja Wacława, w Polsce nawet zwykła wybetonowana droga startowa lotniska zaczyna się kruszyć po sześciu miesiącach, a wybudowana 2 tysiące lat temu świątynia stoi praktycznie w niezmienionej formie tyle czasu? Ale nie ma czasu na rozkminy – ruszamy dalej „trasą obowiązkową” i trafiamy na kolejne atrakcję fontannę di Trevi i Schody Hiszpańskie.
Oba te miejsca są pełne turystów od świtu do zmierzchu, więc o kontemplacji architektonicznej urody możecie zapomnieć. W przypadku drugiej budowli pamiętajcie dodatkowo, że na schodach nie można absolutnie niczego spożywać pod karą grzywny. Co prawda wielu turystów nic sobie z tego nie robi, ale osobiście widziałem, że karabinierom zdarza się w zależności od humoru i poziomu ostentacji turystów dość restrykcyjnie podchodzić do tego prawa. Piazza di Spagna to także niezłe miejsce na małą przekąskę – są tu niezłe bary z pizzą sprzedawaną w kawałkach. Jeden z najlepszych punktów jest położony nieopodal wejścia do stacji metra.
Zmęczeni? Mam nadzieję, że nie zabiegałem was za bardzo, bo jeśli trzymacie się mojego planu i realizujecie go od rana, to na waszych zegarkach jest już pewnie zdrowo po 16. Na pocieszenie – właśnie skończyliście obowiązkową część trasy i teraz zacznie się robić przyjemnie.
Co robić wieczorem?
To zależy od waszych preferencji. Ja proponuję spacer albo przejazd metrem na Piazza del Popolo. To chyba plac z najciekawszą historią w Rzymie, bo:
– przez lata pełnił funkcję bramy do miasta od północy
– do 1826 roku był oficjalnym miejscem publicznych egzekucji
– bo na skraju placu przy wejściu na Via del Corso w odległości 10 metrów od siebie znajdują się tzw. bliźniacze kościoły: Santa Maria dei Miracoli i Santa Maria in Montesanto, które na pierwszy rzut oka nie różnią się od siebie niczym
– bo po drugiej stronie placu znajduje się bazylika Santa Maria del Popolo, w którym znajdziecie freski Rafaela czy obrazy Berniniego i Caravaggia. Nie rusza? No dobra, Dan Brown ukatrupił na tym placu jednego z kardynałów w „Aniołach i Demonach”. Lepiej?
Dodatkową zaletą jest położenie placu blisko Tybru, a wzdłuż tej rzeki można zrobić sobie krótki spacer do Watykanu. Tu oczywiście pojawia się wątpliwość – czy lepiej iść tam wieczorem czy z samego rana, by od razu „zaliczyć” wszystkie turystyczne atrakcje. Wszystko zależy od tego, ile macie czasu, bo tak naprawdę prawidłowe są obie odpowiedzi, a oświetlona Bazylika św. Piotra i Zamek św. Anioła to miejsca, które warto zobaczyć z bliska po zmroku.
Drugą opcją jest udanie się na drugą stronę centrum Rzymu w celu obejrzenia dwóch wspaniałych skwerów. Pierwszy to Piazza Navona – długi na kilkaset metrów, pełen muzyki i malarzy sprzedających za bezcen swoje „widokówki” przedstawiające rzymskie zabytki. Jeśli to was nie przekonuje, to może warto dodać, że w pobliżu kościoła Sant’Agnese in Agone (to ten z charakterystyczną kopułą) sprzedają najlepsze lody – tamtejsze lodziarnie mają kilkusetletnią tradycję i uznaną markę. Mało? No dobra, tu też Iluminaci zamordowali jednego kardynała. Konkretnie w Fontannie Czterech Rzek.
Jednak na mnie znacznie większe wrażenie zrobił raczej niepozorny plac Campo De’ Fiori – za dnia spełniający funkcję targu ze świeżymi owocami i…wszystkim innym, wieczorem zaś przeistaczający się w miejsce spotkań z racji wielu lokali rozrywkowych posianych po placu i okolicach. Wszystkiemu przygląda się zaś z cokołu Giordano Bruno – znany filozof i heretyk, który 17 lutego 1660 roku w tym właśnie miejscu został spalony na stosie. To jest mój ulubiony plac w Rzymie – jakoś tak podświadomie kojarzy mi się z Polską, a zwłaszcza z Krakowem. Może to wpływ naszych eksportowych poetów Herberta i Miłosza, a może układ kamieniczek? Sam nie wiem, ale wiem, co najbardziej mnie na tym placu rozczuliło – to małe kino Cinema Farnese na południowej pierzei placu, które, choć kontekst inny, nieodmiennie kojarzy mi się z „Cinema Paradiso”. Mam do takich miejsc nieukrywaną słabość, bo takich kin już się nie buduje, a z roku na rok jest ich coraz mniej. Miałem swego czasu ulubioną placówkę tego typu – to Nasze Kino w Toruniu, gdzie zapoznawałem się z kanonem filmowej klasyki.
Campo de Fiori jawi mi się jako taki kawałek autentycznego Rzymu, cokolwiek to znaczy. Turystów tu jakby mniej, a język włoski słychać bardziej donośnie. To też zapowiedź jeszcze jednej wycieczki, na którą was zachęcam – na Trastevere, czyli Zatybrze. To chyba jedna z nielicznych części Rzymu, gdzie czas jakby się zatrzymał. Są tu urokliwe kafejki i restauracyjki (to chyba najlepsze miejsce na spędzenie wieczoru), malownicze skwery z małymi kościółkami, jest też targ rybny (uwaga! Otwarty tylko w porannych godzinach). No i te cholerne, urocze małe kina, do których mam słabość. A przy tym nie będzie to długa wyprawa – pobieżny spacer po Zatybrzu nie powinien zająć więcej niż godzinę.
Piazza Santa Maria in Trastevere
A potem już można wracać na nocleg. No właśnie, gdzie się najlepiej ulokować? Jeśli wasz budżet jest ograniczony i nie chcecie spać w zgiełku ścisłego centrum polecam hostele w okolicach dworca Termini. To położenie ma wiele plusów – nie będziecie musieli tachać walizek przez całe miasto, jadąc z lub na lotnisko. Dworzec jest położony 5-6 przystanków autobusowych od ścisłego centrum, jest dobrze skomunikowany za pomocą metra, a dodatkowo z Termini odchodzą autobusy do właściwie każdej części Rzymu (w tym bardzo wygodne połączenie do Watykanu).
Widok na Bazylikę w. Piotra z Zamku Anioła
Kolejny dzień proponuję przeznaczyć w całości na Watykan. Rano najlepiej udać się do Muzeów Watykańskich z ogromną kolekcją dzieł sztuki, którego choćby pobieżne przejrzenie zajmie wam 2,5-3 godziny. Kolejnym oczywistym krokiem jest Bazylika św. Piotra, która jest jednym z tych miejsc, gdzie co chwila słychać chrzęst upadających z wrażenia i roztrzaskującej się o malowniczą posadzkę szczęk. Warto przy tym wcześniej sprawdzić godziny nabożeństw w bazylice – w czasie mszy większość bazyliki jest wyłączona ze zwiedzania. Ostatnim żelaznym punktem zwiedzania jest zamek św. Anioła, w którym bunkrowali się atakowani papieże, przechodząc wcześniej tajnym przejściem w murach okalających Watykan. Sam zamek mimo imponującej fasady w środku dupy nie urywa – ot, kupa cegieł i kręte schody prowadzące na samą górę. Wszystko wynagradza jednak widok z murów zamku na Bazylikę – nie ma lepszego miejsca na obserwowanie wspaniałej watykańskiej kopuły w pełnej krasie. A jeśli macie czas w niedzielę, przyjedźcie też na Anioł Pański – niezależnie od tego czy wierzycie czy jesteście wojującymi ateistami. To po prostu fajna sprawa – miła atmosfera, tłumy pozytywnych, odświętnie ubranych ludzi no i możliwość obejrzenia białej kropki wystającej z okna, czyli Papieża.
Zwiedziliście już wszystko? W takim razie czas na późny obiad. Gdzie zjeść? Na pewno nie w Watykanie (nie ma tam dobrych restauracji karmiących za rozsądną cenę), nie na Piazza Navona (strasznie drogo!) ani w okolicach innych głównych atrakcji turystycznych (powód jak wyżej). Skoroś taki mądry autorze, to co polecasz? Ano polecam liczne restauracje zgromadzone w kwartale kamienic za Koloseum (idąc od strony Piazza Venezia, w bezpośrednim sąsiedztwie ogrodów Nerona). Nam szczególnie podobało się w Trattoria Luzzi położonej przy Via san Giovanni in Laterano 88, który to lokal poleciła nam znajoma Kasi. Było przepysznie, a przy tym bardzo tanio. Najlepsza pizza jaką jadłem w życiu, przepyszne pasty i przystawki, świetne oliwki i wybitne wino podawane w ogromnych karafkach. No i złośliwe, droczące się z klientami kelnerki. Po wizycie tam lepiej już nic nie zwiedzać – można ewentualnie udać się do jakiegoś kościoła, by pomodlić się o wybaczenie grzechu obżarstwa, jaki zapewne popełnicie w tym miejscu.
Dzień trzeci rozpoczynamy od podróży metrem na stację czerwonej linii Circus Maximus.
To kiedyś był największy stadion świata, z trybunami na 250 tys. widzów, gdzie odbywały się słynne wyścigi rydwanów. Dziś nie ma po nim śladu, więc trudno imaginować sobie pędzącego na złamanie karku Charltona Hestona – na jego miejscu pozostała jedynie wielka wyrwa w ziemi, która daje ogląd tego jak ogromna była to budowla. Warto jednak wybrać się na spacer wzdłuż cyrku, zwłaszcza że z tego miejsca świetnie widać mury Forum Romanum i Pałacu Dioklecjana. Spacer ten zresztą nie będzie bezproduktywny (w tym miejscu zapewne mocno protestowałaby Iza) – po spacerze na całej długości cyrku i przejściu na drugą stronę ulicy przechodzimy ledwie 100 metrów, by zobaczyć kolejną, pozornie niepozorną atrakcję: bazylikę Santa Maria in Cosmedin, w której przedsionku znajdują się słynne usta prawdy, czyli medalion przedstawiający jakieś brodate bóstwo. Tam zawsze jest kolejka chętnych do cyknięcia fotki (kosztuje bodaj 1,5 euro), choć na szczęście dużo mniejsza niż do Koloseum. Nie brakuje oczywiście wesołków, którzy nieudolnie próbują imitować słynną scenę z „Rzymskich wakacji”, gdy Gregory Peck skutecznie wystraszył boską Audrey.
Spod bazyliki możemy albo udać się nad Tybr albo udać się prosto Via del Teatro de Marcello, gdzie po lewej zobaczymy kilka zachowanych starożytnych budynków (znów oczyma duszy widzę protestującą małżonkę), a zwłaszcza „tytułowy” Teatr Marcellusa. Z prawej zaś dobrze widać tarpejską skałę, z której w starożytnym Rzymie zrzucano zdrajców (A dziś kiepskich przewodników – dodała Iza, najwyraźniej mi grożąc, dlatego ostatecznie nie udaliśmy się nad jej krawędź).
Stamtąd warto ruszyć jeszcze cztery litery do Lateranu (też można podjechać metrem). To historyczna granica Rzymu, o czym świadczą dobrze zachowane mury obronne i ważne miejsce dla katolików z uwagi na pobliską Bazylikę św. Jana – drugi najważniejszy kościół Rzymu, jak najbardziej wart obejrzenia, gdzie do początku XIV wieku rezydował papież.
Ale wojujący ateiści też mogą mieć pewną satysfakcję z odwiedzin tego miejsca – ostatecznie to tutaj w 1929 roku podpisano traktaty laterańskie, które do minimum ograniczyły polityczną potęgę Watykanu, pozostawiając stolicę Piotrową w granicach obowiązujących o dnia dzisiejszego.
To tu przez pewien czas mieściło się centrum katolickiego świata, bo przez kilkadziesiąt lat na tym terenie mieszkali papieże. Tuż obok znajduje się niepozorny klasztor, kiedyś będący częścią starego Pałacu Laterańskiego, który też warto odwiedzić – to tutaj według tradycji znajdują się schody, którymi Jezus był prowadzony na sąd do Poncjusza Piłata. Ty też możesz po nich przejść, jest tylko jeden szkopuł – tradycja wymaga, abyś pokonał tę trasę na kolanach.
A stamtąd proponuję przejść się spacerkiem wzdłuż via di San Giovanni. Dokąd prowadzi ta droga? Do Koloseum, a tuż przed nim…tak, dokładnie, do tych świetnych knajpek z fantastycznym żarciem.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
13 komentarzy
Iwona
Witam , pozadrosciałam Wam pięknego wypadu – mam bilety więc niedlugo pojdę w Wasze i innych turystów ślady.
Mam probę i pytanie – gdzie szukać tanich noclegów w Wiecznym Mieście ?
weekendowi
Chyba najszybciej i najwygodniej na booking. Pozdrawiamy
tomek
Moja recepta na Rzym jest taka, wylot sobota, niedź-wtorek pierwszy Romapass, środa do Watykanu, Papież i muzeum, zejdzie cały dzień, czw-sob drugi Romapass. Jak będziecie mieli dobre buty to może wam się uda i akwedukty zobaczyć. Trzeba tylko wyczaić które muzeum jest najdroższe i tam wejśc na Romapass i niektóre muzea są nieczynne w poniedziałki. A mieszkaliśmy przy dworcu Termini za 250 zeta chyba 6 dni, tyle że w grudniu byliśmy.
weekendowi
Dzięki za rady:) Pozdrawiamy I&M
baśka
Z łatwością wyjaśnię ten oto fenomen trwałości budowli. Zamróz.
Czyli po prostu jedna z form wietrzenia. Jako, że w Rzymie temperatury spadają poniżej 0 sporadycznie, prawie tam nie występuje 😉
nie to co u nas.
AgataM
Hej, dzięki za fajną ecencję … zastanawia mnie tlyko jedno, schody w Rzymie po których prowadzono Jezusa pod sąd Piłata? To chyba nie ten region Świata? 😉
kama nigdy więcej Pizerri Resorgimento koło murów Watykanu
U Luzziego tanio i smacznie, nie tak jak drożyzna i wprost fatalna i obrzydliwa pizza w Caffe-Pizza-Gelati Resorgimento na rogu Piazza del Risorgimento/Vatican. Uważajcie i omijajcie z daleka (sam róg i stoliki na zewnątrz) Jadłam Pizzę z szynką, serem i pieczarkami, która była jak flak ociekający tłustym sosem. Już na samo wspomnienie robi mi się słabo. Dramat i wydane pieniądze, a człowiek zły i głodny.
weekendowi
Dzięki za ostrzeżenie:) może więcej czytelników na tym skorzysta. Pozdrawiamy!
Mateusz
O kilka miejsc o których nie słyszałem a mam zamiar w lipcu wybrac się do rzymu więc wielkie dzięki! Wogóle czymi się wydaje czy jakoś ostatnio ceny podróży zmalały? ZNalazłem bilet do Rzymu z bydgoszczy lotniczy oczywiście za 189 zł i to z bagażem!
weekendowi
Dobra cena! Udanego wyjazdu:)
Pingback:
Przemk0
My bilety do Koloseum zamówiliśmy wcześniej przez oficjalną stronę: http://www.coopculture.it/en/colosseo-e-shop.cfm
Dodatkowy koszt to aktualnie 2 EUR za rezerwacje. Bilety dostaje się w formie pliku PDF, który następnie polecam załadować na smartfona i już mamy najbardziej bezproblemowy sposób na dostanie się do Koloseum. W naszym przypadku (Niedziela ok. 13, końcówka lipca) weszliśmy zupełnie bez kolejki, a ta po bilety ciągnęła się znacznie.
Jak już zdarzy się wam nie mieć biletów wykupionych wcześniej to broń boże nie stójcie w kasach w Koloseum, lepiej iść do kasy przy którymś wejściu na Palatyn lub Forum Romanum. Bilety i tak są łączone na wszystkie 3 atrakcje.
Campo De’ Fiori – Nam nie objawił się tak magicznie jak autorowi artykułu. Może przez to, że tak barwnym opisem podniósł wysoko poprzeczkę. Warto po zobaczeniu placu udać się na Zatybrze (Trastevere) i tam też jeśli i pić już do końca dnia 🙂
A co do picia to jeśli znudzi was wino lub danego dnia nie będziecie mieli ochoty to dobrego piwa można się napić już na samym Campo De’ Fiori jest Roma Beer Company, dalej w stronę Zatybrza szukajcie Open Baladin (44 krany), a na samym Zatybrzu “Ma Che Siete Venuti a Fà” obok jest jeszcze Bir&Fud, ale tam nas barman źle potraktował więc nie polecamy.
Trattoria Luzzi – Po długim zwiedzaniu to może być rzeczywiście dobra opcja. Ceny są przystępne. Zapewne dla zmęczonych turystów dobry makaron z górą sera (dosłownie górą, bo jak chcesz sera to przyniosą Ci cała miskę i można sypać i sypać) plus wino na karafki (również tanie) to będzie super opcja. My wpadliśmy na lunch czyli jedną pizzę i 0.5l białego wina. Pizza generalnie dobrej jakości, ale ciasto nie powala. Na uwagę zwraca dobry ser. Wino jak to wino domowe na karafki. Lekkie i świetne jako podkład, a nie po to aby się rozsmakowywać.
W samym artykule brakuje nieco ważnego aspektu czyli zakupów. Jeśli ktoś planuje zakup skórzanej odzieży, butów to może warto rozejrzeć się też w Rzymie. Ceny wcale nie muszą być wyższe niż u nas.
A tak ogólnie to pomocny artykuł. Dzięki!
Marta
Do Rzymu zawsze warto wracać…polecam zwiedzanie na skuterach. Zabrakło mi w opisie muzeum Villa Borghese. Widok na kopule bazyliki watykańskiej “zapierający dech” dosłownie, bardziej niż z zamku anioła, to widok przez dziurkę od klucza zakonu maltańskiego.