Jak najlepiej zwiedzić Palermo (i się nie zniechęcić)?
Tytuł nie jest przypadkowy, bo rzadko się zdarza, by miasto wydźwignęło się z kiepskiego pierwszego wrażenia, a tak właśnie jest w przypadku Palermo. To rzadka mieszanka pięknego i odpychającego jednocześnie otoczenia. I tym bardziej warto jest odwiedzić największe miasto Sycylii.
Do Palermo wjeżdżaliśmy jak na skrzydłach, wracając ze słonecznego Cefalu – chyba najbardziej urokliwego miasteczka na wyspie, w której każde z nas zostawiło po małym kawałku serca. Tak mamy w miejscach, które urzekają nas klimatem, położeniem, architekturą ludźmi. To każde miejsce, z którego wyjeżdżając obiecujemy sobie, że jeszcze kiedyś tu wrócimy. Dlaczego? Zobaczycie w kolejnym wpisie.
Po wizycie w takim miejscu poprzeczka jest zwykle zawieszona wysoko, ale z drugiej strony – wprowadzony w miły nastrój organizm ma tendencje do łagodniejszej oceny zastanej rzeczywistości.
Tymczasem. Palermo przywitało nas delikatnym potwierdzeniem stereotypu, a więć, że – pisząc delikatnie – nie jest to zbyt czyste miasto.
– Wszędzie te śmieci, no i korki. Co poradzić? My, mieszkańcy Palermo kochamy to miasto i jednocześnie nienawidzimy – mówi nam młody chłopak, który przyjechał dać nam klucze do naszego mieszkania.
To hasło na murze idealnie odzwierciedla charakter Palermo.
Mieszkania naprawdę fajnego (choć po kolorystyce i wystroju podejrzewaliśmy, że w przeszłości mieścił się tu dom uciech), w cichej uliczce, ale jakieś 300 metrów od ścisłego centrum miasta, za które płaciliśmy jakieś 100 zł za dobę. I oferującego masę dodatkowych atrakcji:
Właściciel np. nie powiedział nam, że dokładnie pod nami, w niepozornej komórce, znajduje się… sala prób, w której miejscowa amatorska orkiestra symfoniczna przygotowuje się do swoich koncertów. Na początku było to nawet dość zabawne – siedzieliśmy sobie wieczorem, oglądaliśmy film, gdy nagle bum! – tuż przed godziną 21 buchnął nam w uszy takt filmowej muzyki w klimatach Ennio Morricone.
Pierwsza reakcja: fajnie, pewnie jakiś szalony sąsiad ma melomańską pasję. Szybko jednak okazało się (przy okazji orkiestrowej przerwy na papierosa), że sąsiad jest nie jeden, ale ok. czterdziestu, na dodatek uzbrojonych w puzony, skrzypce i szereg innych instrumentów. Ogólnie wrażenie było dość przyjemne, ale po całym dniu włóczenia się po Palermo jednak nie spodziewaliśmy się, że do godziny 23 ktoś jeszcze będzie chciał nas ukulturalniać na siłę. To był nasz drugi wieczór w tym mieście, pierwszego wybraliśmy się na wstępny rekonesans, by poczuć klimat tego miasta.
Za cel naszego spaceru obraliśmy położone blisko centrum bazary i targi. Spacerujemy wśród kolorowych kramów i wesoło zagadujących sprzedawców i ani się obejrzymy, a wychodzimy kawałek w bok. To ciągle centrum Palermo, ale już nie takie ścisłe. I tu włącza się pierwsze, jak najgorsze wrażenie. Czemu jak najgorsze? Bo ilość śmieci porozrzucanych na wszystkie strony świata sprawia, że ulice wyglądają jak po wybuchu bomby atomowej. Jest brudno, a zapach przyprawia o mdłości. Jest tak źle, że gdyby zebrało mi się na dwójkę i przykucnąłbym na środku tej ulicy, to podejrzewam, że miejscowi tylko westchnęliby ramionami. Na szczęście to tylko pierwsze wrażenie.
Drugie wrażenie jest takie, że jest to miasto pełne życia. By to zobaczyć, wystarczy przejść się głównymi ulicami miasta.
Nasz drugi dzień zaczynamy od przejścia via Macqueda, którą dochodzimy do Piazza Bellini – pierwszego wartego uwagi miejsca w Palermo, na którym znajdują się średniowieczne świątynie. Tuż obok znajduje się Piazza Pretoria, przy której znajduje siedziba burmistrza i władz miasta. Warto tu zajść ze względu na XVI-wieczną fontannę, zwaną fontanną wstydu. Jest kilka wersji pochodzenia tej nazwy: najbardziej prawdopodobna sięga XIX wieku i dotyczy bezpośredniego jej sąsiedztwa, czyli władz miejskich Palermo, uznawanych za jedne z najbardziej skorumpowanych w całych Włoszech.
"Fontanna wstydu" w Palermo
Sama historia fontanny też jest bardzo ciekawa – została stworzona do ogrodu możnego don Luigiego de Toledo we Florencji. Jednak w 1573 roku, gdy przeprowadzał się on do Neapolu, sprzedał fontannę władzom Palermo. Do miasta trafiła ona rok później – na czas transportu podzielono ją na 644 elementy i ponownie połączono już na Sycylii.
Dochodzimy do Quattro Canti, czyli skrzyżowania najbardziej ruchliwych ulic w Palermo, będącego jednocześnie nieformalnym sercem miasta. Ruszamy w stronę via Vittorio Emanuele. To tu znajduje się najwięcej kafejek, lodziarni z pysznymi przysmakami i sklepami. Także tędy prowadzi droga do największych zabytków miasta.
Weźmy choćby ogroną katedrę. Choć jej budowa rozpoczęła się w połowie XI wieku (i potrwała ponad 120 lat), dziś jest mieszanką wielu architektonicznych stylów przez co (zwłaszcza wewnątrz) niekoniecznie może trafić w gust każdego. Ale jednak jest to miejsce, które jak najbardziej warto zobaczyć.
Katedra? Warto – dla jednego człowieka
Chodzimy sobie po tym Palermo i zastanawiamy się, co takiego jest w organizacjach mafijnych, że ludzie tak szaleją na ich punkcie? Najchętniej czytane książki w Polsce? Pamiętniki „Masy”. Największy kasowy hit? „Ojciec chrzestny”, który opisuje zresztą losy mafinej rodziny pochodzącej z położonego nieopodal Palermo Corleone. Sami jadąc na Sycylię wraz z całym światem (tym mającym Netfliksa 😉 ) zatracaliśmy się w oglądaniu drugiej serii kultowego „Narcos” (Nie tak dobra jak pierwsza, ale dla Wagnera Moury warto obejrzeć) o losach Pablo Escobara. A przecież jesteśmy w światowym epicentrum mafii, która też pewnie przyciąga jak magnes turystów. I wciąż ma się całkiem dobrze. By zobaczyć naocznie, że działalność ośmiornicy to nie jest tylko fantazja rodem z Mario Puzo, warto zajść do katedry.
Katedra w Palermo
Znajduje się tam grób ojca Pino Puglisiego – bohaterskiego księdza, który nie ugiął się pod presją mafii i prowadził z nią bezlitosną wojnę. Walczył tak jak potrafił – pomagając dzieciakom i młodzieży wyjść na ludzi, jednocześnie otwarcie krytykując przestępczą organizację i kościół, który udawał, że problem sycylijskiej ośmiornicy nie istnieje.
„Musimy krytykować kościół, jeśli czujemy, że nie spełnia on naszych oczekiwań. Ale musimy krytykować ten kościól jak kochająca matka, nie jak teściowa” – śmiał się Puglisi, który nic sobie nie robił z licznych ostrzeżeń sycylijskiej ośmiornicy.
W 1990 roku Pino objął na własną prośbę parafię San Gaetano w Brancaccio – jednej z bardziej niebezpiecznych dzielnic Palermo. Założył tam schronisko dla dzieci i próbował je przekonać do zmiany stylu życia. Podobne próby podejmował z owładniętymi strachem mieszkańcami dzielnicy. W ten sposób rzucał wyzwanie miejscowym mafiozom, co z pewnością im się nie podobało. Został zabity przez mafię w 1993 roku, w dniu swoich 56. urodzin. A 20 lat później został beatyfikowany w Palermo.
Takich śladów stałej obecności mafii na ulicach Palermo jest znacznie więcej.
Wróćmy jednak do naszego spaceru – 5 minut wolnym krokiem dalej wchodzimy do uroczego parku, za którym znajduje się monumentalny Pałac Normanów – była rezydencja królów Sycylii. Dziś z jednej strony mieści się tu lokalny parlament, z drugiej – obiekty muzealne. Sam zamek w środku nie jest szczególnie imponujący, podobnie z salą wystaw czasowych. Jest jednak ważny powód, dla którego warto rozważyć wysupłanie 10 euro na bilet. To ociękająca złotem i bogatymi zdobieniami Kaplica Palatyńska z połowy XII wieku. To jeden z najlepiej zachowanych zabytków łączących elementy normańskie, bizantyjskie i arabskie.
Kaplica Palatyńska
Po zwiedzeniu kaplicy (czy było warto? Gdy pomyślimy, ile gelato mogliśmy kupić za bilety mamy ambiwalentne odczucia) udajemy się na długi, około 20-minutowy spacer do jednej z najbardziej nietypowych atrakcji. Nie tylko w Palermo, ale chyba i w całej Europie. Z pewnością nie jest to atrakcja…
…dla ludzi o słabych nerwach
Jedną z najbardziej nietypowych atrakcji Palermo są katakumby w Convento dei Cappucini, w których pochowano ponad 8000 osób. Co w tym niezwykłego? Ano to, że do dzisiaj w kilkudziesięciu rzędach pełnych tuneli możemy zobaczyć czaszki, kościotrupy, a nawet zabalsamowane ciała ludzi, których chowano często nawet setki lat temu. Czy warto tam się wybrać? Jest to dość przerażające doświadczenie (ale pisze to facet, który bał się nawet na „Zmierzchu”. Swoją drogą, świetne kino! 🙂 ), które ma swoje bardziej traumatyczne momenty. Na przykład, gdy dochodzimy do zwłok Rosalii Lombardo, czyli „śpiącej królewny” – zmarłej w 1920 r. dwuletniej dziewczynki, której ciało wygląda tak, jaby spała. Ale najbardziej traumatyczne w samych katakumbach było to…
Nie wiem, co jest straszniejsze. To, że ktoś zabrał tu dziecko czy może… brrrr….
Popołudnie spędziliśmy włócząc się po ulicach Palermo – dotarliśmy do portu, z którego główną ulicą wróciliśmy do centrum. I wieczorem, choć nogi odmawiały już posłuszeństwa, wybraliśmy się do zagłębia street foodowego, które podpatrzyliśmy na blogu Italia poza szlakiem.). To absolutnie fantastyczne miejsce, które z palermiańśkiego chaosu czyni zaletę. Grillowane owoce morza, mięso i inne lokalne specjały serwowane w spartańskich warunkach. Do tego plastikowe, rozlatujące się krzesełka, wystawiony na murek telewizor, gdzie miejscowi oglądają Ligę Mistrzów. I pozornie niechlubne bary, przed którymi wysiadują miejscowi mieszający się z turystami. Eh, fantastyczne miejsce, które polecamy wam z czystym sercem.
Wejście do zagłębia pysznego żarcia i dobrej zabawy. Wystarczy skręcić w prawo z reprezentacyjnej Via Roma.
Jest jeszcze wcześnie. To nawet nie jest pora na biforek 😉
A przecież ciekawych miejsc w Palermo jest znacznie więcej. Weźmy choćby fenomenalny Teatro Massimo – największy teatr operowy we Włoszech szczyczący się jedną z najlepszych akustyk na świecie.
Zmordowani wróciliśmy do domu, gdzie czekał nas wspomniany wcześniej koncert muzyki filmowej. A następnego dnia ruszyliśmy do Monreale.
I był to jeden z tych momentów…
…kiedy szczęka opada do samej ziemi. Bogactwo zdobień, detali i przepychu, a także to jak świetnie zachowana jest ta XII-wieczna świątynia sprawia, że chyba faktycznie znaleźć w Europie równie dobrze zachowany średniowieczny budynek. Katedra w Monreale nie mogła być jednak budowana inną metodą niż „na bogato”, skoro jej celem było to, by jeden watażka mógł przyćmić drugiego. A konkretnie król Sycylii Wilhelm II Dobry chciał przyćmić biskupa Palermo Gualtierro Offarmilio. Efekty ich rywalizacji mogą podziwiać potomni, a naprawdę jest co oglądać.
Monreale znajduje się na przedmieściach Palermo. Dojechać tam jest dość łatwo, choć na miejscu możecie mieć spore problemy z parkowaniem.
Konkluzja
Palermo to idealne miejsce na weekendowy wypad lub nawet trochę dłuższe odwiedziny. I to nawet mimo tego, że pierwsze wrażenie nie jest najlepsze. A może właśnie dlatego.
Kolejny wpis o Sycylii znajdziecie tutaj.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
10 komentarzy
Monika
Mega pomocny wpis. Mnie Palermo urzekło, generlanie południe Włoch to moje klimaty:)
weekendowi
super:) pozdrowienia
ewa
a gdzie dokładnie jest to zagłębie street foodowe? via Roma długa…..
ewa
wybieram się i najbardziej interesuje mnie gdzie jest to zagłębie street foodowe. Bo via Roma długa… a skręcić w prawo hmmmm – w stronę lądu czy morza? podpowiesz?
Pingback:
Agnieszka /Zależna w podróży
Hehe, no tak… Monreale nie może nikogo pozostawić obojętnym. Palermo się kocha, albo nienawidzi. Wydaje mi się, że gdybym miała zamieszkać na Sycylii na stałe, byłoby to miejsce, w którym bym się czuła najlepiej. Po prostu uwielbiam nocne życie Palermo. Inna sprawa, że to miasto, w którym odpoczywam i poddaję się destrukcji, więc nie byłoby możliwości, że bym była w nim prężnie działającą buisnesswoman.
Ech… zatęskniłam. Właśnie z chłopakiem rozmawialiśmy o tym, że trzeba na Sycylię pojechać jesienią. Palermo nie będzie można ominąć.
Magda
Ja uległam pierwszemu wrażeniu – niezbyt dobremu, ale za to Taormina jest przecudowna, a z tamtejszych miasteczek pokochałam również Castellamare?
Ma coś w sobie ta Sycylia, a te śmieci dodają jej charakteru i potwierdzenia, że coś z tej mafii chyba jeszcze zostało, a czyż poniekąd nie po to wybieramy Sycylię?
Z pewnością, jak większość przewodników odradzam odwiedzenie Corleone, bo to małe miasteczko, w którym nie ma śladu mafii, a mieszkańcy są wręcz oburzeni turystami. Poza tym droga do Corleona była straszna i w wielu miejscach brakowało asfaltu:)
weekendowi
My Corleone też odradzimy – droga była ok, ale faktycznie nie ma tam nic ciekawego. Pozdrawiamy I&M
Natalia | Zapiski ze świata
Za pierwszym razem stwierdziłam, że mi się nie podoba, za drugim spodobało bardzo, a za trzecim zakochałam się bez pamięci. Palermo wymaga czasu 🙂
weekendowi
Super, że miałaś tę szansę:) pozdrawiamy, I&M