10 miejsc, które koniecznie chcesz zobaczyć przed śmiercią
Zamknij oczy i wyobraź sobie: nie masz żadnych obowiązków, dysponujesz za to nieograniczonymi środkami, masą wolnego czasu i możesz wyjechać, gdzie tylko chcesz. Gdzie byście wyruszyli? Nowy Rok sprzyja robieniu zestawień i podsumowań, dlatego zrobiliśmy z Izą takie listy – to miejsca, które z pewnością zobaczymy. Specjalnie nie piszemy "kiedyś", bo w dzisiejszym świecie to trochę synonim słowa "nigdy"…
Na liście każdego z nas znajduje się po 10 miejsc. Już na pierwszy rzut oka widać, które z nas stąpa twardo po ziemi, a które trochę bardziej buja głową w chmurach. Na początek moja lista (Kolejność mniej lub bardziej przypadkowa).
1. Cartagena de Indias – bo tak jak moją filmową słabością jest Emir Kusturica, tak literackim idolem jest Gabriel Garcia Marquez – przeczytałem prawie wszystkie książki, jestem wielkim fanem. Obu panów łączy realizm magiczny – godzinami mógłbym czytać o wniebowstąpieniu boskiej Remedios, które nastąpiło na oczach wszystkich mieszkańców Macondo. W pamięci utkwił mi też opis Cartagena de Indias – rzekomo magicznego miasta, który Marquez opiewa w swojej autobiografii „Życie jest opowieścią”. A ponieważ jego wizję potwierdził mi naoczny świadek, nie ma wyjścia – wizyta w Kolumbii jest na czele mojej listy.
Niewątpliwym bonusem wyjazdu do Kolumbii byłaby wizyta w Medellin, by wybrać się tam na wycieczkę śladami narkotykowego barona Pablo Escobara.
A skoro już jesteśmy w Ameryce Południowej, to stamtąd tylko krok do…
2. Brazylia – a jak już będziemy w Brazylii to swoje pierwsze kroki skierowałbym…nie, nie do Rio. Tylko do Brasilii, bo perspektywa zwiedzenia miasta, które zostało zbudowane od zera 50 lat temu na jakimś totalnym pustkowiu jest strasznie kusząca. Piękne, monumentalne i w pełni modernistyczne budowle, czyli miasto do oglądania i totalnie nie nadające się do życia. Kolejna wyprawa z cyklu tych obowiązkowych.
3. Bejrut – o tym, że kiedyś tam pojadę byłem przekonany, odkąd w wieku 10 lat po raz pierwszy zobaczyłem „Nagą broń”. Bo skoro w jednym miejscu na tajnym knuciu planu unicestwienia świata mogą się spotkać Chomeini, Gorbaczow, Kaddafi i inni członkowie „Osi Zła”, to znaczy, że mnie też nie może tam zabraknąć.
4. Santiago de Compostela – a pisząc ściślej, Droga św. Jakuba. Od dawna chciałem przejść lub choćby przejechać tę trasę, którą przez wieki pokonały dziesiątki milionów pielgrzymów, a najlepiej przejść nią samotnie. Bo ja czasem lubię przebywać tylko i wyłącznie we własnym towarzystwie. I świetnie się wtedy bawię. Co robię? Rozmyślam o ostatecznym krachu systemu wielkich korporacji 🙂 Najchętniej przeszedłbym trasą przez Navarrę: od Pampeluny, przez Burgos, Logrono i Leon aż do sanktuarium.
5. Maroko – ale nie Casablanca (znaczy też, tylko później), tylko Ouarzate. Nie znacie? A znacie „Grę o tron”, „Gladiatora”, „Mumię” i „Królestwo Niebieskie”? Pytanie retoryczne. Właśnie te i wiele innych filmów były kręcone właśnie tutaj. I do dzisiaj pozostały tam te wszystkie makiety. Zdecydowanie must see!
6. Carcassonne – bo dla całej naszej kompanii to kultowa gra planszowa, wypadałoby więc zobaczyć inspirację. Zwłaszcza, że trudno o drugie tak dobrze zachowane i tak duże wczesnośredniowieczne miasto. A skoro już jesteśmy we Francji, to moim drugim typem jest Mont Saint-Michel, położone niestety po drugiej stronie krainy Żabojadów. Tak, Francja to na razie wielka czarna dziura na naszej turystycznej mapie. Ale do czasu…
7. Nowy Jork – bo popełniłem największy grzech z możliwych, zatrzymując się tam tylko na 2,5 dnia. Było super, ale jednocześnie odczuwałem ogromny niedosyt, który męczy mnie do dzisiaj. Temat do nadrobienia (mam nadzieję) jak najszybciej!
8. Tasmania – bo Diabeł Tasmański i „Młody Einstein”!
A jak będziemy w Tasmanii, to stamtąd jest tylko rzut beretem do Ayers Rock.
9. Sighisoara – wiadomo, Vlad Palownik zwany Draculą. W pakiecie z Bukaresztem (bo mam słabość do ogromnych socrealistycznych koszmarków)
10. Bratysława –bo jeśli regularnie czytacie tego bloga, to wiecie, że dzięki moim kompanom z podróży nie dane mi było jeszcze odwiedzić tego miasta, choć okazji do tego mieliśmy od groma. Pewnie, najprawdopodobniej stolica Słowacji nie chwyci mnie za jajca ani za serce, ale skoro od tylu lat nie jest mi dane tego samemu ocenić, to miasto zaczyna mieć dla mnie posmak "zakazanego owocu", które chce się zobaczyć tym bardziej. Jedyna nadzieja w Helence, że podrośnie i też będzie chciała koniecznie zobaczyć – dziecku trudno będzie odmówić. W każdym razie – ja w wizytę w Bratysławie wciąż wierzę.
A teraz lista Izy.
1. Irlandia, a w szczególności Dublin –"Zieloną Wyspę" chcę odwiedzić koniecznie najlepiej w okolicy Dnia Świętego Patryka, który kojarzy mi się z zaręczynami. Byłoby świetnie przeżyć to święto w oryginalnej scenerii. A jak w Irlandii, to obowiązkowo Dublini, bo jestem bardzo ciekawa, jak zaczynało U2 – jeden z moich ulubionych zespołów.
2. Gruzja – piękne góry, fantastyczna kuchnia i przesympatyczni ludzie – czy może być lepsze połączenie? No i wreszcie są tanie loty z Polski, z których aż żal nie skorzystać. Na pewno niedługo tam pojedziemy. [Od siebie dodam, że do Gruzji chciałbym pojechać dopiero jak już skończyć się ta „moda na Gruzję”, która panuje w Polsce od jakichś 2 lat. Dzięki, Meller… W efekcie pojedziemy dopiero wtedy, jak Gaumardżos i Chimkali zaczną być “passe” – Mariusz]
3. Australia – mają wszystko: słoneczną pogodę, piękne plaże, dziką naturę i piękne Sydney. Jasne, są pewne niedogodności, ale chętnie zmierzę się z moją arachnofobią i lękiem przed wężami, byle zobaczyć, jak boksują się kangury.
4. Nowy Jork – marzy mi się od lat. Most Brooklyński, Statua Wolności, SoHo, Central Park – mogłabym wymieniać atrakcje tego miasta bez końca, a pewnie i tak wszystkiego nie uda nam się zobaczyć. Bardzo chcemy tam jechać. Kiedy? Najlepszy byłby początek grudnia – można się śmiać z "Kevina", ale spędzenie przedświątecznego oczekiwania na Mannhatanie to jedno z moich marzeń.
5. Wyspy Owcze – bo już Islandią byliśmy zachwyceni, a Wyspy Owcze są ponoć jeszcze piękniejsze i jeszcze bardziej dzikie. Uwielbiam takie mroźne klimaty i krajobrazy.
6. Bergen – w zeszłym roku byliśmy w Stavanger i od tej pory norweskie fiordy stały się moją największą turystyczną fascynacją. A Bergen nie dość, że piękne miasto, to w jego okolicach jest ogrom pięknych widoków
7. Stambuł – Hagia Sophia, Grand Bazaar i klimat miasta łączącego Europę z Azją. Bardzo chcę tam jechać i na szczęście ten punkt na mojej liście odhaczymy już w marcu.
8. Nowa Zelandia – oglądaliście trylogię "Władca Pierścieni" i macie jeszcze jakieś wątpliwości, czemu tak bardzo chcę tam jechać?
9. Hamburg – byłam tu wiele razy i chyba nigdy mi się nie znudzi. Miasto – miłość od pierwszego wejrzenia. A najlepszy czas na wizytę to okres jarmarku bożonarodzeniowego.
10. Afryka: Przede wszystkim Maroko i Casablanca, ale w planach i marzeniach mam też wspinaczkę na Kilimandżaro [A tutaj to mnie moja Kochana Żona zaskoczyła – Mariusz].
Oto nasze podróżnicze marzenia – niektóre z nich zrealizujemy już wkrótce (Stambuł i być może NYC), na inne trzeba będzie poczekać dłużej (Kolumbia), a jeszcze inne mogą nigdy nie nastąpić (Bratysława). A teraz Wasza kolej – zamknijcie oczy i pomyślcie, gdzie chcielibyście pojechać. Pierwsza myśl najlepsza 😉 A potem podzielcie się Waszymi marzeniami z nami 😉
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
5 komentarzy
Pingback:
Joanna Stepkowska
Irlandia to nie Dublin (chociaz ten tez ma swoj urok), i mowie to mieszkajac tu juz prawie 9 lat. Polecam Ring of Kerry (county Kerry), Ring of Connemara i ogolnie tzw West Coast wzdloz oceanu 🙂 – pozdrowienia z Irlandii 🙂
Weekendowi
Jesteśmy już po wycieczce, więc potwierdzamy – Irlandia to zdecydowanie nie Dublin. Pętla Kerry strasznie nam się podobała, ale w konkursie na najbardziej urokliwe miasto w Irlandii musielibyśmy zdecydowanie postawić na Kilkenny 😉
Dziękujemy za pozdrowienia i pozdrawiamy 🙂
issoria
Spełnienia marzeń zatem 🙂
Btw., odnośnie Bergen – miejsce ze zdjęcia leży ponad 200 km dalej w linii prostej, więc to taka trochę dalsza okolica 😉
Z podróżniczym pozdrowieniem,
iss
czupryn
Skromna ta lista jak na listę marzeń. Ale ze smakiem 🙂