Warning: file_exists(): open_basedir restriction in effect. File(core/post-comments) is not within the allowed path(s): (/home/weekendowi/domains/weekendowi.pl:/tmp:/var/tmp:/home/weekendowi/.tmp:/home/weekendowi/.php:/usr/local/php:/opt/alt:/etc/pki) in /home/weekendowi/domains/weekendowi.pl/public_html/wp-includes/blocks.php on line 532
Kazachstan: Jak wynająć auto, za ile i czemu jest to „mission impossible”? - weekendowi.pl
Azja

Kazachstan: Jak wynająć auto, za ile i czemu jest to „mission impossible”?

Kiedy człowiek wypożyczający ci samochód mówi, że miejscowi policjanci „love the money”, ale żeby nie dawać im więcej niż 5 tysięcy…nooo, góra 10, bo więcej to już gruba przesada… To wiedz, że będzie się działo.

Są różne sposoby poruszania się po Kazachstanie, ale wśród turystów z Polski najbardziej powszechne to autostop i wynajęcie auta z kierowcą. Łapanie stopa w tym kraju jest zresztą dość powszechne i absolutnie bezpiecznie: dla Kazachów to normalny środek transportu. Szczególnie dobrze widać to wieczorami, np. w piątek przy wyjazdowych arteriach z Ałmaty takich jak okolice Zielonego Bazaru, gdy dziesiątki ludzi dosłownie blokuje pasy ruchu i próbuje skłonić auta do zatrzymania się. A kierowcy… chętnie się zatrzymują, traktując to jako sposób na dorobienie czy podzielenie się kosztami podróży. No właśnie – autostop w tym kraju jest płatny i dobrze jest przed rozpoczęciem wspólnej podróży ustalić, ile mniej więcej będzie to kosztowało. Możliwe są też podróże bezpłatne, bo Kazachowie to ludzie do rany przyłóż, trzeba to jednak zawczasu ustalić z kierowcą.
Drugim sposobem jest wynajęcie auta z kierowcą na miejscu – to wygodne rozwiązanie, choć niestety kosztuje całkiem spore pieniądze. I wcale nie jest tak, że zamawiając auto z kierowcą jesteśmy zwolnieni z myślenia czy planowania podróży i możemy się zrelaksować. Przykład? W czasie wyprawy nad jezioro Kolsaj spotkaliśmy grupkę Polaków (jeśli to czytacie, to pozdrawiamy), którzy najwyraźniej czegoś szukali. Gdy spytalismy, jak możemy im pomóc, odparli, że szukają tego „jeziora z lasem”, czyli… oddalonego o jakieś 30 kilometrów dalej Kajyngdy. Oczywiście, przywiózł ich tu bezkowatym Mercedesem miły pan taksówkarz. Który oczywiście wiedzial, że do tego „fajniejszego” jeziora dojechać nie ma szans, podrzucił więc swoich klientów tam, gdzie było mu najłatwiej.

Z tych wszystkich powodów najlepszym rozwiązaniem podczas pobytu w Kazachstanie wydaje się wynajęcie auta. Nie jest to jednak proste rozwiązanie, bo… większość wypożyczalni w Ałmatach pozwala na wypożyczenie samochodu tylko w granicach miasta. U Agnieszki na blogu też możecie o tym trochę poczytać.

Mocno utrudniony jest też z nimi kontakt – na 10 maili wysłanych przed wyjazdem, dostaliśmy tylko jedną odpowiedź. Powody są dwa: po pierwsze, wspomniany we wcześniejszym tekście naprawdę marny angielski Kazachów. Powód drugi to fakt, że… kazachskie wypożyczalnie zasadniczo niechętnie wypożyczają auta… poza Ałmaty. Wiem, że w tym momencie pytacie o sens i logikę takiego postępowania… Cóż, dla nas tez było to zastanawiające -tłumaczono nam potem, że to z troski o fatalny stan dróg w kraju. Ale wiecie co, te drogi wcale nie są gorsze, a czasem nawet lepsze niż w Armenii czy Gruzji.

Wróćmy jednak do naszej wypożyczalni. Ostatecznie wynajęliśmy kompaktową Kię Rio za ok. 120 złotych dziennie (ze zniżką dla posiadaczy paszportu Polsatu). Do tego trzeba było doliczyć kaucję w wysokości ok. 500 złotych.

Wynajęcie auta 4×4 jest ponad dwa razy droższe, ale czy to się opłaca? Mówiąc szczerze – zdecydowanie nie. Drogi w południowym Kazachstanie są momentami bardzo kiepskie, ale spokojnie dacie radę przejechać małym autem. A do miejsc, do których potrzebne jest zdecydowanie większe auto, np. nad jezioro Kajyngdy, i tak lepiej nie zapuszczać się samemu, tylko na miejscu zrzucić się z innymi turystami i wynająć za niewielką opłatą miejscowego kierowcę, który z radością dowiezie nas na miejsce.
To chyba jedyne miejsce, gdy samochód 4×4 mógłby się przydać. Natomiast dojazd nad jezioro jest miejscami tak trudny, że nawet terenówka nie zagwarantowałaby wam, że bez odpowiedniego skilla dojedziecie na miejsce.

Formalności udało się dopełnić dość łatwo (wśród warunków znalazły się m.in. dopłata 50 USD za wjazd na teren Kirgistanu) i mogliśmy ruszać w drogę. Choć wcześniej Nick, czyli nasz człowiek z wypożyczalni, doradził nam kilka rzeczy. Oprócz miejsc, gdzie absolutnie nie wolno nam się zapuszczać autem (większość z nich była jak najbardziej przejezdna dla zwykłej osobówki, ale o tym później 😉 ), najciekawszą poradą była ta dotycząca miejscowych policjantów. A konkretnie rada była taka, że policjanci… „love the money”, jak to dyplomatycznie wyraził się nasz rozmówca. I kochają je tak bardzo, że potrafią zatrzymać auto i pod pozorem jakiegoś wyimaginowanego wykroczenia upomnieć się o swoje. I wtedy lepiej im zapłacić, bo policjant też człowiek, dowodził ekspert z wypożyczalni. Ale nie więcej niż 5-10 tys. tenge (50-100 PLN), bo powyżej to już gruba przesada. Ze zrozumieniem pokiwaliśmy głowami i wyjechaliśmy naszą Kią Rio na ulice Ałmaty.

Nie minęło 10 minut, gdy… z nienacka pojawił się za nami radiowóz, a policyjna syrena jasno kazała nam się zatrzymać. Scenariusz był dokładnie taki jak nam powiedziano. Dopuściliśmy się 2 wykroczeń – jednym było to, że nie przepuściliśmy dziewczyny na pasach. Drugim – że polskie prawo jazdy… jest niezgodne z kazachskim prawem i powinno zostać notarialnie przetłumaczone. I że prawo jazdy rekwirują a pojazd trafia na komendę. Oczywiście, byli świetnie przygotowani – mieli telefon z włączoną funkcją tłumaczenia, więc nie pozwolili, aby nawet na chwilę rozmowa wymknęła im się spod kontroli.

Co byście zrobili w takiej sytuacji? Z perspektywy czasu odpowiedź wydaje się prosta: udać głupa, kręcić albo iść w zaparte i powiedzieć: „dobra, to bierzcie to auto i jedziemy prosto do waszego komendanta”. Ponoć w takich sytuacjach policjantom mięknie rura i oddają dokumenty. Ale czasem stres bierze górę, do tego małe dziecko, no i kurde, przecież dopiero wyjechaliśmy. Zapłaciłem i cholernie tego potem żałowałem.

Ale z drugiej strony, to był jedyny taki przykry incydent podczas całej podróży i mogliśmy się „delektować” Kazachstanem za kółkiem naszej białej strzały. W tym momencie warto odpowiedzieć sobie na jedno pytanie: Czy Kazachstan to dobry kraj na wypożyczenie auta. Odpowiedź brzmi: oczywiście tak, choć z ograniczeniami.

Poniżej macie uproszczoną mapkę naszej eskapady. Z Ałmaty przejechaliśmy jakieś 160 kilometrów do Kanionu Szaryńskiego. Przez cały czas droga była w porządku, nie licząc samego dojazdu do parku narodowego (jakieś 20 kilometrów), który był średnio komfortową żwirówką. Po wjechaniu do parku nasze auto osobowe musimy zostawić na górze i nie możemy zjechać np. do schroniska w samym kanionie. Ale znów – konieczność 3 kilometrowego spaceru kanionem to nie jest żadne ograniczenie, tylko jedno z najpiękniejszych widokowo przeżyć, jakie będzie Wam dane zaobserwować w Kazachstanie.

Pierwotnie mieliśmy nocować w kanionie, gdzie jest fantastyczna „oaza” pod nazwą Eko Park. Dodatkową atrakcją jest możliwość nocowania… w prawdziwych jurtach! Niestety, ceny jak na trzyosobową rodzinę okazały się bardzo mocno zaporowe (ale o tym jeszcze będzie okazja napisać), postanowiliśmy więc się stamtąd ewakuować. Było to tym łatwiejsze, że spotkaliśmy tam Patrycję i Kamila z Polski, którzy podróżowali na stopa. Szybko się z nimi dogadaliśmy i ruszyliśmy w dalszą drogę w stronę jeziora Kajyngdy. Jechaliśmy tam trochę w ciemno, bez zaklepanego noclegu i ze świadomością, że nad samo jezioro nie da się dojechać naszą kijanką. Ale z drugiej strony…. kurde, takie turystyczne miejsce musi mieć z pewnością jakieś miejsca noclegowe dla podróżników. A w ostateczności zawsze możemy się pobawić w „Azja Express” ;).
Z transportowego punktu widzenia to był dla nas najtrudniejszy odcinek podróży. Gdy zjechaliśmy z głównej drogi A-351 na prowadzącą nad jezioro trasę P-16 jakość trasy dość mocno się pogorszyła. Ogólnie rzecz biorąc ta droga, prowadząca do miejscowości Saty (liczy ok. 80 kilometrów) ma swoje lepsze i gorsze momenty, jednak jazda po zmroku wymaga sporego skupienia i nie jest zbyt przyjemna – właśnie z uwagi na to, że momentami droga jest pełna dziur i wybojów. Wciąż jednak jest to trasa, którą małym autem przejdziecie bez problemu.

W Saty pojawiliśmy się ok. 20 i już przy wjeździe do tej miejscowości znaleźliśmy nocleg. Z prawej strony, tuż przy remontowanej drodze już z daleka widać było białe jurty, czekające tylko na turystów. Szybko ustaliliśmy ceny (wyszło ok. 60 PLN za jurtę) i… od razu ustaliliśmy też transport nad jezioro. Jak się okazało, razem z nami w „ośrodku” nocowała też piątka turystów z Czech i Słowacji. Właścicielka szybko znalazła nam więc miejscowego posiadacza lekko zdezelowanej terenówki, który zobowiązał się przewieźć nas wszystkich na miejsce. Cena, o ile dobrze pamiętam – to jakieś 15 PLN od osoby. Bardzo, bardzo tanio zważywszy na warunki, w jakich podróżowaliśmy – z Saty do samego jeziora jest jakieś 12 kilometrów, ale polna droga jest najeżona kamieniami, przebiega przez strumyk i inne tego typu terenowe przeszkody. Nie pamiętam już, ile jechaliśmy (45 minut, może dłużej), ale tylko dlatego, że chciałbym tę trasę jak najszybciej wymazać z pamięci, bo trzęsło niemiłosiernie, a sam kierowca naszej „terenówy” w kilku miejscach miał nietęgą minę.
Kajyngdy i słynny „zatopiony las” to zresztą fantastyczne miejsce i niezależnie od tego, na ile dni wybieracie się do Kazachstanu, to powinniście za wszelką cenę obejrzeć to magiczne jezioro. Podobnie zresztą jak jeziora Kojsal, oddalone o jakieś 25 kilometrów na południe od miejscowości Saty. Tu droga nie jest rewelacyjne, ale spokojnie da się dojechać autem praktycznie pod samo jezioro.
Następnego dnia z samego rana ruszyliśmy w stronę parku narodowego Altyn Emel z międzylądowaniem w Żarkencie. To bardzo ciekawe miejsce znajdujące się na styku kultur – jakieś 30 kilometrów dalej znajduje się granica Kazachstanu z Chinami. Efektem tego położenia jest chyba najbardziej oryginalny meczet, który kiedykolwiek będzie wam dane oglądać. Meczet jest bowiem wykonany z drewna (rzekomo przy jego budowie nie użyto ani jednego gwoździa) i do złudzenia przypomina chińską pagodę. Zwieńczony drewnianym dachem z emaliowaną dachówką i chińskimi napisami służył przez lata Ujgurom. W czasach radzieckich stracił swoją religijną funkcję i dopiero w 1962 roku stał się muzeum. Obiekt jest niezwykle oryginalny i z pewnością warto nadrobić trochę drogi, by go zobaczyć.
No właśnie… nadstawcie teraz oczu, bo w tym miejscu damy wam chyba najważniejszą poradę. Jeśli wynajmiecie nowe auto jeżdżące na swojskiej 95-oktanowej benzynce, to wyruszając z Ałmatów poważnie rozważcie zabranie ze sobą trochę paliwa w zapasie. My podeszliśmy do sprawy bardzo optymistycznie, no bo jak to? Nie będzie po drodze stacji? Na pewno będą. No i stacje faktycznie były, tyle że sprzedawały maksymalnie 92 oktany. Nie trzeba znać się na samochodach, by wiedzieć, że wlewanie paliwa gorszej jakości może mieć negatywne reperkusje dla silnika. Ostatecznie… zatankowaliśmy dosłownie 6 litrów takiej benzyny (bo mieliśmy jeszcze jakąś 1/4 baku) i z duszą na ramieniu ruszyliśmy na poszukiwania stacji. No i mieliśmy nosa, bo stacja z 95-tką była dopiero w Szonży, czyli dobre 150 kilometrów od Saty. Sugerujemy więc, abyście mieli to z tyłu głowy, gdy będziecie planować swoją wyprawę.

I tu właściwie kończą się jakiekolwiek kontrowersje dotyczące jakości dróg. Bez problemu dotarliśmy bowiem z Żarkentu do miasteczka Batik, które jest bramą do parku narodowego Altyn Emel. Tam na terenie parku też poruszaliśmy się autem – drogi są żwirowe, więc nie wykręcicie zawrotnych prędkości, ale z drugiej strony – to przecież park narodowy, więc po co się spieszyć?!?
A droga z Altyn Emel do Ałmatów to już prawdziwa bajka. Mieliśmy po drodze tylko jeden problem, gdy zboczyliśmy, by obejrzeć Tamgały Tas, czyli wykonane w XVII wieku przez Ojratów buddyjskie rysunki. W tym przypadku sprawdziło się stare powiedzenie, że Google Maps zazwyczaj bywa twoim przyjacielem, ale czasem zdarza się też, że jest twoim wrogiem i wybierając najbardziej optymalną trasę trafisz na ścieżkę, której nie pokonasz nawet połączeniem Tarpana z Land Roverem. Wybrnęliśmy z tego problemu zostawiając auto przy drodze i udając się na 30-minutowy spacer do miejsca docelowego. Nie było to zbyt przyjemne, bo akurat tego dnia doskwierał dość mocny upał, jednak w sumie uważamy, że było warto.
Jeśli więc zastanawiacie się nad środkiem transportu w Kazachstanie, a autostop jednak uważacie za zbyt nieprzewidywalny, to z całą stanowczością polecamy wam wynajęcie samochodu.

Pozostałe teksty o Kazachstanie znajdziesz tutaj.

PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI! 

Jesteśmy podróżniczą rodziną. Poznaliśmy się w 2007 r. i od razu okazało się, że podróże to jedna z naszych wspólnych pasji. I tak jeździmy razem przez życie. W 2011 r. wzięliśmy ślub, a od sierpnia 2013 r. dołączyła do nas Helenka. Nasza kochana córka od razu złapała podróżniczego bakcyla. Ale nie mogło być inaczej – już w brzuchu mamy zwiedzała m.in. Izrael i Islandię, a pierwszą świadomą podróż – samochodowy trip po Bałkanach – zaliczyła mając 12 tygodni. Obecnie jest nas czwórka do zespołu dołączyła druga córka Idalia.

21 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *