-
Śladami Wielkiej Rzeczpospolitej. Jak pokonaliśmy historyczną Polskę od morza do morza [CZĘŚĆ 1]
Jest co najmniej 4100 dowodów na to, że to był idealny wakacyjny wyjazd. Czemu aż tyle? Po jednym za każdy przejechany kilometr. Na naszym rozkładzie znalazły się Podkarpacie, Bieszczady, Ukraina, Rumunia, Mołdawia, Naddniestrze…znowu Ukraina…i znowu Rumunia. Jako Weekendowi ruszamy w podróże dość często, choć w blogerskim mikroświecie jesteśmy raczej szaraczkami – średnio jedna dłuższa eskpada przypada nam co 2-3 miesiace. Zazwyczaj wylatujemy gdzieś samolotem, choć najbardziej lubimy chyba objazdowe wycieczki autem. To idealna sprawa, gdy sam sobie jesteś sterem (ale nie holenderskim – ktoś kojarzy żarcik?) i decydujesz co, gdzie i kiedy robisz. Autem zrobiliśmy już kilka niezłych wycieczek – w 2010 r. objechaliśmy Skandynawię i kraje bałtyckie, w 2013…
-
Mołdawia: 12 powodów, by odwiedzić kraj, w którym nie ma NIC do zobaczenia
Mołdawia to z punktu widzenia europejskiego turysty „terra incognita”. Czy słusznie? Trochę tak, bo z punktu widzenia mainstreamowego turysty jest tu trochę nudno. Ale czy to oznacza, że nie warto tu przyjechać? Absolutnie nie! Zanim zaczniemy, proponujemy szybką partyjkę w skojarzenia. Z czym kojarzy wam się Mołdawia? Jeśli odpowiecie, że z niczym, to naprawdę żaden wstyd. Jeśli odpowiecie, że z winem, to już macie wielki szacun. Mi Mołdawia kojarzyła się jeszcze z serialem „Dynastia”. Jeśli nie wiecie o co chodzi, to TUTAJ możecie przeczytać nasz tekst pod jakże znamiennym i klikalnym tytułem „Mołdawska masakra na królewskim weselu, która zmieniła historię”. No i trochę z piłką nożną – kojarzyłem taką drużynę jak…
-
Naddniestrze, czyli jak w kilka godzin stracić cierpliwość i prawo jazdy
Jeśli koniecznie chcecie jechać do Naddniestrza, to raczej nie samochodem. Na granicy czeka was dość długi przymusowy postój i dziwne opłaty, a jeśli celnicy nie ograbią was do cna, zrobi to naddniestrzańska drogówka, która być może – tak jak nam – zechce wam zabrać prawo jazdy za wyimaginowane przekroczenie prędkości o 10 km/h. Wbrew pozorom nas wcale nie ciągnie w najbardziej niebezpieczne rejony Europy. Fakt, byliśmy z naszą trzymiesięczną pociechą w Kosowie, a teraz dopiero co wróciliśmy z Ukrainy, ale w obu krajach nie spotkało nas nic złego. No, prawie, ale przedziurawionych oponach i korzystaniu z ukraińskich warsztatów samochodowych napiszemy następnym razem. W zasadzie w każdym z tych „niespokojnych” krajów…