Warning: file_exists(): open_basedir restriction in effect. File(core/post-comments) is not within the allowed path(s): (/home/weekendowi/domains/weekendowi.pl:/tmp:/var/tmp:/home/weekendowi/.tmp:/home/weekendowi/.php:/usr/local/php:/opt/alt:/etc/pki) in /home/weekendowi/domains/weekendowi.pl/public_html/wp-includes/blocks.php on line 532
Maramuresz: Najdziwniejszy zabytek na liście UNESCO i najbardziej niesamowity cmentarz świata - weekendowi.pl
Europa Środkowa i Wschodnia

Maramuresz: Najdziwniejszy zabytek na liście UNESCO i najbardziej niesamowity cmentarz świata

Nie ma lepszej pory na zwiedzanie malowniczej krainy na północy Rumunii niż niedziela. A już najlepiej, żeby była to niedziela w samo południe, gdy w kościele w Sapancie odbywa się suma. To najlepszy czas, by obejrzeć niesamowity Wesoły Cmentarz i poznać bliżej Maramuresz – region, w którym momentami masz wrażenie, że czas się zatrzymał.

Przeczytaj też: Rzuć wszystko i jedź do Rumunii. Jak w godzinę zabiliśmy krzywdzące stereotypy o tym kraju

„Pod tym ciężkim krzyżem / Leżą zwłoki mojej teściowej / Postaraj się jej nie zbudzić / Bo skróci mnie o głowę” – to jeden z ponad 800 rymowanych epitafiów znajdujących się na nagrobkach Wesołego Cmentarz (tłumaczenie autorskie moje. Całkiem nieźle, co?).

Cimitirul Vesel to chyba najciekawsza atrakcja Rumunii – dzieło niejakiego Stana Ioana Patrasa, który pełnił funkcję lokalnego Leonarda da Vinci, bo był rzeźbiarzem, poetą i malarzem z zamiłowania, a pierwsze krzyże zaczął składać już w wieku 14 lat.

Efekt jego pracy to kilkaset kolorowych, rzeźbionych w drewnie fantazyjnych nagrobków, na których znajdują się ręcznie malowane podobizny zmarłych i krótsze lub dłuższe ironiczne wierszyki, które z humorem i dystansem opisują zmarłego.

Na obrazach znajdziemy nie tylko podobiznę zmarłego. Rysunki mówią nam też, czym dana osoba zajmowała się przed śmiercią albo w jaki sposób zginęła. Mamy więc nagrobek miejscowego pijaka, którego z baru wyciąga za fraki śmierć. Widzimy też rolnika, który wbrew tradycji pracował w polu 20 lipca w dzień św. Eliasza. A jak głosi obyczaj, kto nie posłucha, narazi się na gniew Eliasza. Tak też stało się w tym przypadku – nieposłuszny rolnik zginął porażony piorunem.

Każdy nagrobek to osobna historia, do zrozumienia której nie trzeba znać rumuńskiego. A cmentarz cały czas się powiększa, bo na wesoły nagrobek może liczyć każdy z 5000 mieszkańców Sapanty (insider tip: czyta się „Sapyncza”). A odkąd w 1977 roku Patras zmarł (wcześniej sam rzeźbiąc swój nagrobek) wesoły cmentarny biznes przejął po nim jego uczeń Dumitru Pop.

Pozornie interes kręci się tu jak w klasycznym zakładzie pogrzebowym: gdy umiera ktoś z miejscowych, Pop czeka na zgłoszenie się rodziny. Tu jednak podobieństwa się kończą, bo Pop sam decyduje jak będzie wyglądał nagrobek, a także, jaka inskrypcja znajdzie się na pomniku. By dowiedzieć się czegoś więcej o zmarłym, udaje się na stypę, na której tradycyjnie w Rumunii wspomina się anegdoty z udziałem zmarłej osoby. Ale to nie wystarczy, bo rodzina może być nieobiektywna: zaopatrzony w notes Pop chodzi więc po miasteczku i wypytuje o zmarłego, szukając najbardziej charakterystycznych cech, którymi można daną osobę opisać. I choć czasem wbija im pośmiertne szpile, to jeszcze nie zdarzyło się, by jakakolwiek rodzina wnosiła reklamację. Bo zawsze opisuje i odmalowuje prawdziwy obraz zmarłego.

Wesoły Cmentarz z pewnością wart jest wizyty, a skoro to już ustaliliśmy, czas na garść praktycznych informacji.

1. Jak dojechać?

Sapanta leży tuż przy granicy ukraińsko-rumuńskiej, więc być może warto tam zajechać przy okazji zwiedzania południowej Ukrainy. My udaliśmy się tam z Baia Mare, gdzie nocowaliśmy – odległość to 87 kilometrów, jedzie się tam ok. 90 minut krajową 19-tką i potem drogą wojewódzką 183.

Nasza trasa pierwszego dnia – z Baia Mare do Sapanty i dalej do Bogdan Voda

2. Kiedy najlepiej jechać?

Bez dwóch zdań w niedzielę, a już najlepiej dotrzeć tam w samo południe, kiedy miejscowi gromadzą się w kościele na mszy. To niesamowita okazja, aby poznać obyczaje Maramuresz – bo tu niezależnie od wieku kobiety, mężczyźni i dzieci ubierają się w tradycyjne stroje. Kobiety mają na sobie charakterstyczne kwieciste sukienki z dużym kloszem, mężczyźni zaś noszą futrzane serdaki i tradycyjne czapy.

Uczestnictwo w niedzielnej mszy to fajne doświadczenie także ze względu na tradycyjny podział ról – gdy już ławki w kościele szybko się zapełnią, przed kościołem wokół kolorowych nagrobków stoją tylko kobiety. W tym samym czasie prawie wszyscy faceci stoją tuż za bramą wejściową na cmentarz,  obok miejscowej karczmy.

Zwiedzanie Wesołego Cmentarza w czasie mszy ma jeszcze jedną zaletę, jeśli jesteś dusigroszem – nie trzeba płacić za bilet wstępu, który normalnie kosztuje 5 lei.

3. Co warto zobaczyć w okolicy?

Przede wszystkim Baia Mare – bardzo przyjemne, kameralne miasteczko ze świeżo odnowioną małą staróweczką. Idealne miejsce na krótki spacer czy kawkę. Aż trudno uwierzyć, że jeszcze 14 lat temu nazwa tego miasta była synonimem katastrofy. W 2000 roku w miejscowej kopalni rozleciał się zbiornik z wodą z cyjankiem i innymi ciężkimi metalami. Zatruta woda popłynęła Cisą aż do Dunaju, przez co prawie 2,5 mln ludzi było odciętych od wody, a tysiące ryb pływało po okolicznych rzekach do góry brzuchami. Trudno się dziwić, skoro stężenie toksycznych substancji 800 razy przekraczało normę.

Kiedy będziecie wyjeżdżać z Wesołego Cmentarza skręćcie na głównej drodze w prawo – po przejechaniu jakichś 2 kilometrów skręćcie w lewo do monastyru Sapanta – Peri, który rzekomo jest najwyższym drewnianym kościołem na świecie – wieża ma aż 78 metrów wysokości.

Dolina Izy – żywy skansen

Sapanta to wizytówka Maramuresz, ale nie jedyne miejsce warte zobaczenia. Ze wszystkich części Rumunii jakie zwiedziliśmy, ten region wywarł na nas największe wrażenie. Pewnie przez te kloszowane spódnice i ludowe stroje noszone przez miejscowych. Pewnie trochę dlatego, że to region nieskalany wielkim przemysłem, gdzie naturę i piękne krajobrazy masz na wyciągnięcie ręki. A nade wszystko dlatego, że Maramuresz wygląda trochę jak żywy skansen, tak jakby czas się tu zatrzymał. Świetnie jedzie się malowniczą doliną Izy mijając drewniane domostwa z ogromnymi, wspaniale zdobionymi bramami wejściowymi. I równie ozdobnymi ławeczkami, na których leniwie zalegają przed domem całe rodziny, obserwując przejeżdżające samochody. Oczywiście, nie tylko – obok drewnianych chatynek jest równie dużo ogromnych kilkupiętrowych gargameli. Widząc je, zastanawiasz się, czemu Bóg tak poskąpił Rumunom architektonicznego gustu, a po drugie – skąd oni mają kasę na takie ogromne domiszcza?

To jedno z tych miejsc, w których myślisz sobie, że pewnie mógłbyś tu spędzić więcej czasu, a w Rumunii ta refleksja powracała do mnie kilka razy. Jeśli jednak twój czas jest ograniczony, to prawdziwą esencją Maramuresz jest malownicza dolina rzeki Izy, ciągnąca się na odcinku ponad 70 kilometrów od Sapanty.

Dolina Izy słynie ze wspaniałych drewnianych monastyrów, znajdujących się na światowej liście dziedzictwa UNESCO. Jest więcej niż pewne, że jadąc tą trasą, będziecie się co chwila zatrzymywać, by podziwiać widoki. Najbardziej imponujące świątynie znajdują się w miejscowościach Ieud, Bogdan Voda i Barsana. Najciekawiej jest w tej ostatniej – w Barsanie znajduje się imponujący kobiecy klasztor, z którego rozciągają się świetne widoki na okolicę. To jeden z pierwszych klasztorów w Rumunii zbudowanych po śmierci Ceaucescu, jego budowa została ukończona niespełna 20 lat temu.


Klasztor w Barsanie

W Barsanie znacznie ciekawiej jest jednak jakieś 2 kilometry wcześniej (patrząc od strony Sapanty), w pobliżu centrum wioski. To niepozorny stary kościołek, zlokalizowany na wzgórzu Jbar. Ten kościółek to drewniana cerkiew Ofiarowania Maryi w Świątyni – pięknie położona budowla znajdująca się na liście UNESCO. Obiekt jest fantastycznie zlokalizowany, ale cholernie trudno go zlokalizować, co czyni go chyba najdziwniejszym budynkiem na tej jakże szacownej liście.

Bo choć z głównej drogi można ledwo dojrzeć jego drewnianą iglicę, jest też malutka tabliczka informacyjna, gdzie należy skręcić, to szybko okazuje się, że droga się kończy, a kościółka jak nie było tak nie ma. Dopiero odrobinę kombinując dochodzisz do konstatacji, że do cerkwi najłatwiej dojść przez:
– Dom jednego z gospodarzy (w przewodnikach piszą, że chętnie puszcza turystów przez swoje podwórko)
– Przez dziurę w cmentarnym płocie
– Przez ledwie widoczną i nieoznaczoną ścieżkę prowadzącą wzdłuż jakiegoś płotu zaczynającą się w połowie wzgórza

Kościółek w Barsanie – lista UNESCO 🙂

Większość świątyń jakie spotkacie jest zamknięta na cztery spusty i otwierana tylko w konkretnych godzinach na nabożeństwo. Jeśli bardzo zależy wam na wejściu do środka, poszukajcie w pobliżu drzwi wejściowych kartki z numerem telefona do zarządcy świątyni i zadzwońcie. Najpewniej po paru minutach za drobną opłatą będziecie mogli podziwiać wnętrze świątyni.

PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI! 

Jesteśmy podróżniczą rodziną. Poznaliśmy się w 2007 r. i od razu okazało się, że podróże to jedna z naszych wspólnych pasji. I tak jeździmy razem przez życie. W 2011 r. wzięliśmy ślub, a od sierpnia 2013 r. dołączyła do nas Helenka. Nasza kochana córka od razu złapała podróżniczego bakcyla. Ale nie mogło być inaczej – już w brzuchu mamy zwiedzała m.in. Izrael i Islandię, a pierwszą świadomą podróż – samochodowy trip po Bałkanach – zaliczyła mając 12 tygodni. Obecnie jest nas czwórka do zespołu dołączyła druga córka Idalia.

5 komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *