9 dowodów na to, że Bornholm to raj na ziemi. Nawet, jeśli nie jesteś emerytem
Bornholm to idealne miejsce na doładowanie akumulatorów. Cisza, spokój, dobre żarcie, piękne krajobrazy – dziś przedstawiamy Wam najważniejsze dowody na to, że warto tam pojechać na urlop.
1. Spokój
Na Bornholmie sezon trwa krótko. Tak jak w innych nadbałtyckich okolicach zaczyna się w połowie czerwca, kończy – z początkiem września. Wtedy wszyscy stąd znikają – niby od czasu do czasu spotykasz jakichś emerytów z Niemiec, miejscowi też gdzieś tam się kręcą (głównie w większych miastach jak Ronne czy Nexo), ale tak naprawdę całą wyspę macie tylko dla siebie. Niczym niezmąconą ciszę przerywają tylko zwierzątka – przez ogródek przy naszym domku w Dueodde regularnie przebiegały sarenki, zające i wiewiórki, co wprawiało nas w błogi nastrój (Nie licząc Łukasza, który za każdym razem żałował, że nie ma wiatrówki). Świetne miejsce na doładowanie akumulatorów.
Nasz domek w Dueodde
2. Plaże
Są absolutnie niesamowite. Przed przyjazdem tutaj czytaliśmy z lekkim niedowierzaniem i uśmieszkami foldery reklamujące, że „eksperci uznają je za najlepsze plaże świata” (Jacy eksperci? A jak ja jako ekspert-plażowicz powiem, że najlepsza plaża jest w Mielnie, to co?), ale po przyjeździe musieliśmy przyznać rację tym hasełkom.
Piasek jest niesamowity – biały, mięciutki, strasznie sypki, bez żadnych kamieni. Oczywiście, na nasz ogląd sytuacji miał też wpływ punkt 1 – po prostu nad morzem oprócz pojedynczych spacerowiczów było przeraźliwie pusto. Z jednej strony, rozumiem, bo wieje niemiłosiernie, choć w połowie września było bardzo ciepło (ok. 20-25 stopni), a woda w Bałtyku – co potwierdzam osobistym doświadczeniem – jest znacznie cieplejsza niż po polskiej stronie.
3. Urokliwe miasteczka…
Wiecie, te małe kamieniczki, słodkie ryneczki, monumentalne wieże kościołów i fajne nabrzeża z małymi knajpkami, gdzie warto przystanąć na kawę. Miasteczek jest kilka – najbardziej cenione przez turystów to Gudhejm.
Gudhjem
I całkiem słusznie, ale nam najbardziej podobało się w Svaneke (fajna mikroskopijna staróweczka, a na dodatek robią tam fantastyczne lokalne piwo, ale to nie dlatego aż tak nam się tam podobało) i Snogebaek.
Szczególnie urokliwe jest to ostatnie i w sumie trudno powiedzieć czemu, bo nic tam nie ma – dwie smażalnie ryb, dwie niemożliwie drogie restauracje otwarte od czwartku do niedzieli w godzinach 18-22 i rozlatujące się molo. Pewnie chodzi o okoliczne krajobrazy i spokój – przejeżdżaliśmy przez to miasteczko praktycznie co drugi dzień o każdej możliwej porze dnia i za każdym razem wyglądało tak, jakby przed chwilą przetoczyła się przez nie epidemia dżumy.
4. Rower
Bornholm to najlepsze miejsce do zadbania o własną formę. Wyspę oplata sieć ścieżek rowerowych, a co lepsze – da się ją okrążyć rowerem w jeden dzień, bo wycieczka wzdłuż wybrzeża to w sumie tylko ok. 105 kilometrów. Oczywiście, mimo ambitnych planów nie udało nam się tego dokonać. Choć chęci mieliśmy szczere, a serca czyste. Zaraz pierwszego dnia wsiedliśmy na nasze rowery (ich wypożyczenie na Bornholmie nie jest szczególnie drogie – za 1 dobę trzeba zapłacić ok. 30 zł) i mieliśmy w planie trasę Dueodde – Ronne. Odległość niby znośna – ledwie 30 kilometrów w jedną stronę, więc wiesz. Kto ma dać radę, jeśli nie my? Szybko okazało się jednak, że biurwę z biura wyrwiesz, ale jej nawyków już niekoniecznie. Po 45 minutach pedałowania mieliśmy dość. Ostatecznie trochę pokluczyliśmy i wybraliśmy okrężną trasę do Nexo. W sumie zrobiliśmy nieco ponad 40 kilometrów i to była nasza druga najdłuższa wycieczka. Podobną – do oddalonego o 20 kilometrów Svaneke – zrobiliśmy kilka dni później. Było super, ale jednak potwierdziła się stara zasada, że rower jest fajny, ale tylko wtedy, jeśli „stosujesz” go regularnie. A jeśli już jesteśmy przy tłumaczeniu się, w czym jesteśmy całkiem nieźli – Bornholm wcale nie jest płaską wyspą. Na samej trasie Nexo-Dueodde są co najmniej 2 bardzo strome podjazdy i kilka dość stromych, co powoduje, że dla osób nie korzystających codziennie z uroków siodełka, momentami zamiast przyjemności będzie to prawdziwa droga przez mękę.
5. Atrakcje turystyczne
Jak na tak małą wyspę, ciekawych miejsc jest naprawdę dużo. Oprócz wspomnianych wcześniej Gudhejm i Svaneke koniecznie trzeba odwiedzić ruiny zamku Hammershus – ponoć największe w Skandynawii.
Jak już tam będziecie, koniecznie zajedźcie też na nabrzeże, położone poniżej – stamtąd z kolei rozpościera się świetny widok na zamek. Pozycją obowiązkową są też kościoły na Bornholmie, zwłaszcza te najsłynniejsze, romańskie obiekty w kształcie rotundy. Są ich w sumie cztery i gwarantuję, że nigdzie indziej nie zobaczycie podobnych.
Ale dla nas największym zaskoczeniem in plus była…
6. Sztuka
I to nie byle jaka. Bornholmskie Muzeum Sztuki, czyli Kunstmuseum zwraca uwagę już samą oryginalną bryłą i modernistycznym wnętrzem. Muzeum urzeka już samym otoczeniem – zazwyczaj tego typu placówki znajdują się w głośnych centrach miast, tutaj mamy ciszę, spokój i wielkie zielone pastwiska, na których pasą się krowy. A fajnym dodatkiem jest długi taras widokowy, z którego rozciąga się widok na morze i położone nieopodal święte klify Hligdomsklipperne.W środku jest równie ciekawe – w kilkunastu salach znajdziecie obrazy i rzeźby wykonane przez artystów (nie tylko lokalnych) zainspirowanych miejscową kulturą i przyrodą. Trafiają się też ciekawe wystawy czasowe – my trafiliśmy na jakieś rzeźbiarskie biennale, w którym swoje prace przedstawiali artyści z każdego kraju UE
7. Grzybulki!
Ten okrzyk mojej zachwyconej żony, a także moich zachwyconych przyjaciół słyszałem na początku naszego wyjazdu przynajmniej kilka razy dziennie. Tak, Bornholm w połowie września to prawdziwy raj dla grzybiarzy.
Podgrzybki, borowiki, koźlaki, kanie – czego ci tylko potrzeba, możesz zebrać na kilogramy. I wcale nie trzeba jakoś szczególnie wysilać wzroku, bo o te grzyby to właściwie się potykasz na każdym kroku. W pierwszych kilku dniach z każdego spaceru wracaliśmy z kilkoma reklamówkami pełnymi grzybów, które potem smażyliśmy, suszyliśmy, garnirowaliśmy i robiliśmy wszystko inne, o czym tylko możesz sobie wyobrazić. No i jedliśmy, ale tak gdzieś po 3-4 dniach już mieliśmy dosyć (znów – z wyjątkiem Łukasza 😉 ).
Polowanie na grzyby było tym łatwiejsze, że:
a) rosły w tempie błyskawicznym i po chłodnej nocy na miejscu wyrwanych pojawiały się nowe
b) Duńczycy nie przejawiali nimi żadnego zainteresowania, najpewniej uważając tak jak autor tego tekstu, że grzyby rosną w Tesco albo w Carrefourze. Przez 2 tygodnie byliśmy więc grzybowymi baronami, jedyny drobny pojedynek tocząc z grupą wybrednych niemieckich emerytów, którzy polowali na kurki. No, raz udało im się nas wyprzedzić i trochę narwali. Ale w ramach akcji odwetowej dzień później wykonaliśmy kompleksowy skan okolicznych lasów, wycinając populację kurek praktycznie do nogi. Jeśli więc jesteś grzybiarzem, koniecznie musisz odwiedzić Bornholm. Ja nie jestem, ale osoby z mojego najbliższego otoczenia są jak najbardziej, w tej sytuacji były więc one absolutnie zachwycone.
8. Lody!
Nigdy nie słyszałem, że Duńczycy słyną z lodów. Tymczasem wszędzie, gdzie wstępowaliśmy na lody, były one co najmniej dobre – i w Svaneke, i w Allinge, ale zdecydowanie najlepsze były w Gudhjem. Śmiem twierdzić, że nigdy nie jadłem tak dobrych słodyczy jak w "Special Ice-Cream" właśnie w tym miasteczku. Jeśli jeszcze kiedyś będziemy chcieli odwiedzić Bornholm, to będzie jeden z lepszych argumentów za powrotem.
9. Inne smakołyki
Bornholm słynie z wędzarni ryb. Tradycyjny bornholmski przysmak to wędzony śledź podany na chlebie razowym z odrobiną szczypiorku i surowym żółtkiem. Nie jest to przekąska tania (jedna kanapeczka kosztuje 30-40 zł), ale z pewnością smaczna. Ale są też inne przysmaki: na Bornholmie robią m.in. pyszny ser pleśniowy St. Clemens (w miejscowości Klemensker), oprócz wspomnianego wcześniej piwa podobno niezłe wino (nie próbowaliśmy), a także…świetną musztardę.Na razie to tyle. W styczniu napiszemy trochę o kosztach, cenach i logistyce.
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
10 komentarzy
ZlyCzlowiek
Wy chyba sobie robicie jaja że piszecie o strzelaniu do zwierząt chuj wam na leb elo
Iwona
Cudowna wyspa, ale tytuł “nawet jeśli nie jesteś emerytem” nie trafiony. Bornholm to wyspa dla ludzi aktywnych (dla emerytów też 🙂 Niestety większość postrzega Bornholm jako wyspę dla emerytów, często tak słyszę. Na Bornholmie możemy znaleźć wszystko w jednym miejscu: nurkowanie, rowery, spacery, golf, wędkarstwo, kajaki, wspinaczka, no i oczywiście piękne miejsce dla żeglarzy https://visitbornholm.com/pl/bornholm/aktywnie
WERA
Witam, w przyszłym roku planuję wyjazd na Bornholm. Czy można by było wiedzieć w jakim konkretnie ośrodku/domku Państow byli? Z góry dziękuję 🙂
weekendowi
https://www.visit-bornholm.pl/nocleg,I51510,4,0.html to ten domek.
Ana
My wracamy na Bornholm od kilku lat. Za każdym razem nas zachwyca i zaskakuje. W tym roku także ruszamy… bilety już kupione! Cudne miejsce!
Amanda
Świetna relacja! Sparaliżowała mnie natomiast kwestia o wiatrówce – brrrrr 🙁
Jasiek_r
Fajne, szkoda tylko że nic nie piszecie jak tam się dostaliście, o kwestiach finansowych itp.
weekendowi
Hej, wybraliśmy drogę przez Niemcy i potem promem z Sassnitz na Bornholm. Rozpiętość cenowa duża więc trzeba na bieżąco sprawdzać. Warto rozważyć wrzesień, który tak naprawdę jest już końcem sezonu na wyspie. Może powstanie osobny wpis na temat cen. Pozdrawiamy I&M
Emi
Spokój i cisza to najlepszy z argumentów 🙂 Chociaż byłam na Bornholmie dobrych naście lat temu i przyznam, że ten spokój dobry byłby na dni kilka, ale mieszkać tam? Chyba bym oszalała 😛
weekendowi
A kto mówi od razu o mieszkaniu? 🙂 Warto się na trochę wybrać 🙂