11 rzeczy, które nas zachwyciły i zadziwiły we Włoszech. Nie tylko Toskania
O Italii napisano już chyba wszystko. Ale zawsze pisze się dokładnie to samo. Że piękne zabytki, cudowna kuchnia, nieziemskie krajobrazy, wspaniali ludzie i piękna pogoda. I że drogo jak skurczybyk. Czy tak jest naprawdę? Weekendowi pojechali, sprawdzili, a oto ich wnioski.
Włochy rozleniwiają, dlatego mapki nie będzie. Triumfalny marsz Weekendowych nadszedł tym razem od wschodu i przebiegał następującą trasą: Triest – Wenecja – Padwa – Ferrara – Bolonia – Florencja – Siena – Cortona – Montepulciano – Piza – La Spezia – Cinque Terre – Werona – Triest.
Co najbardziej utkwiło nam w pamięci?
1. Wszędzie we Włoszech zjesz dobrą pizzę? Błąd!
W czasie naszej podróży próbowaliśmy jej w wielu lokalach i wyniki naszego smakowego eksperymentu są fifty-fifty. We Florencji obie próby skończyły się fiaskiem – raz mieliśmy do czynienia z odgrzewanym plackiem, a za drugim razem z zatłuszczonym oliwą zakalcem, który w smaku przypominał wytwory z Pizza Hut. Jasne, niektórzy lubią, ale jednak po ojczyźnie placka z serem spodziewaliśmy się czegoś więcej. Podobnie nieudane były eksperymenty w Bolonii. Dość powiedzieć, że najlepszą pizzę zjedliśmy w Sienie w lokalu o jakże malowniczej nazwie „Ramzes Kebap”. Poważnie – rodowity Turek sprzedał nam tak dobrą margeritę, że po paru metrach wróciliśmy się i zabraliśmy sobie duże porcje na wynos. Równie dobrą pizzę znaleźliśmy w Pizie – w Antica Trattoria da Bruno przy Via Luigi Bianchi 12 – to uliczka tuż obok Krzywej Wiezy w Pizie. A lokal to chyba jedyny powód, dla którego wizyty w Pizie nie uznajemy za stratę czasu.
Piza to Krzywa Wieża. I tyle. Koniec. Nic więcej 🙂
2. Najbardziej zadziwiająca budowla to wcale nie katedra we Florencji (choć szczękę z podłogi trzeba było zbierać po jej zobaczeniu), tylko…dworzec kolejowy w Reggio Emilia. A żeby było śmieszniej – my nawet na tym dworcu nie byliśmy, tylko mijaliśmy go, jadąc autostradą z La Spezia w kierunku Trentino. Niesamowita, futurystyczna forma i terminal w kształcie harmonijki – choć obiekt jest potężny wygląda bardzo lekko, jakby miał się wznieść w powietrze.
W czasie naszej wycieczki miałem jeszcze jeden współczesny obiekt, który zaskoczył mnie równie pozytywnie, choć już nie we Włoszech – to stadion Olimpijski w Monachium. Tak, wiem, że teraz Bayern gra na nowoczesnej Allianz Arenie, którą też oglądaliśmy z bliska. Ale ten supernowoczesny stadion z wysokimi trybunami prawie przylegającymi do boiska jest taki sam, jak dziesiątki innych nowoczesnych europejskich aren. Wiem, że to banał, ale brakuje mu…duszy. Natomiast Olympiastadion mimo upływu lat (ponad 40) prezentuje się bardzo okazale. Choć obiekt jest ogromny (ma 67 tys. miejsc) to dzięki położeniu w niecce nie dominuje nad krajobrazem, tylko idealnie wpisuje się w park olimpijski. A park jest naprawdę świetnie utrzymany – masa zieleni, sztuczne jezioro, równe alejki. Spacerując tak sobie myślałem, że gdyby w moim mieście był taki park na pewno zacząłbym biegać, jeździć na rolkach lub uprawiać jakikolwiek inny sport. Z drugiej strony – tak samo myślałem, gdy nie miałem jeszcze firmowej zniżki na Multisporta – oh, jakby to fajnie było sobie pochodzić na siłownię. Potem zniżkę dostałem, kartę nabyłem i…tyle go widzieli na tej siłowni.
W Olimpijskim najbardziej podoba mi się ten futurystyczny dach z pleksi, jakby falujący i wyginający się na boki, wsparty na potężnych pylonach. Dziś nie jest to technologiczne aj waj (falujące szkło, zresztą dość szkaradne, znajdziecie np. przy wejściowej fasadzie do Złotych Tarasów), ale gdy pomyślimy sobie, że ta kontrukcja ma obecnie 43 lata, to musi budzić szacunek.
3. Odszczekuję Toskanię. Bo ilekroć rozmawialiśmy ze znajomymi o podróżach i słyszeliśmy o tym, że oni jadą/wrócili/wybierają się do Toskanii, bo „tam jest tak przepięknie”, uznawałem to za banał i wyświechtany schemat. Wiesz, naoglądali się „Pod słońcem Toskanii” i teraz sobie pojadą do jakiejś dziury zabitej dechami z widokiem na cyprysową alejkę, będą jedli przepłacone oliwki, opijali się podłym winem i snuli marzenia, jak to miło byłoby rzucić pracę w korpo ikupić kawałek ziemi, z rozpadającą się ruderą i winnicą. Gdzie tu przygoda? Gdzie emocje? To nie Albania, Macedonia czy chociaż Kosowo. No, tak myślałem. A potem pojechaliśmy do Toskanii i…hau hau hau! Odszczekuję, bo dawno nie byliśmy w równie urokliwym miejscu. I tu nie chodzi o zachwycającą Florencję czy urzekającą Sienę, ale te wszystkie małe miasteczka z uroczymi staróweczkami.
Fakt, na początku te wszystkie krajobrazy były dla mnie trochę banalne, ale potem pojechaliśmy do Cortony. Tak, tej z „Pod słońcem Toskanii”. To, co tam zobaczyłem, trudno opisać, dlatego napiszę tak – kto nigdy nie siedział na aucie na parkingu przy tarasie widokowym w Cortonie jedząc zimną pizzę i oglądając zachód słońca, malowniczo zachodzącego nad spowitą mgłą doliną rozciągającą się aż po horyzont ten…ten nie zna życia. Kto nie był w Montepulciano, Montalcino czy San Gimigliano. A najgorsze, że my (naszym zwyczajem) wpadliśmy tam jak po ogień i nie mieliśmy czasu na delektowanie się okolicą. Ale to dobrze, bo Toskania tylko podnerwiła nam żołądki i apetyty – wiemy, że kiedyś tam wrócimy. I kto wie, może kupimy kawałek ziemi i….
Zachód słońca widziany z Cortony
4. I kiedy już myśleliśmy, że nic piękniejszego w czasie tej podróży nas nie spotka, postanowiliśmy na sam koniec zawinąć do La Spezia, które samo w sobie nie jest zbyt piękne (a pisząc ściślej – jest dość szkaradne), ma jednak niepodważalny atut – znajduje się ledwie kilkanaście kilometrów od Cinque Terre, czyli malowniczych pięciu miasteczek przepięknie położonych nad samym morzem i osadzonych na stromych klifach. To przepiękne, fantastycznie położone miejsca, w dodatku (tak mi się wydaje) nie aż tak bardzo oblegane przez turystów (choć Bogiem a prawdą zwiedzaliśmy w listopadzie, więc nie mogło być inaczej).
Do tego naszej wizycie sprzyjała pogoda – grzało przyjemne słoneczko, temperatura dobijała do 15 stopni (tak, w listopadzie!). A jak już wielokrotnie tu pisaliśmy – pogoda ma kapitalne znaczenie w kontekście docenienia miejsca, w którym jesteś. Tu też niestety nie zobaczyliśmy wszystko – na dłużej byliśmy tylko w najsłynniejszych Riomaggiore i przepięknej Manaroli (gdzie mieszkańcy co roku robią największą szopkę bożonarodzeniową na świecie), na chwilę zajrzeliśmy też do Vernazzy i kilku pomniejszych wiosek.
Największa szopka świata za dnia nie jest może szczególnie imponująca…
…ale wieczorem to już zupełnie inna rozmowa.
Na resztę nie starczyło nam czasu, bo aby dobrze zwiedzić Cinque Terre potrzeba minimum jednego dnia – i to takiego od bladego świta do późnego wieczora. A ponieważ nocowaliśmy w La Spezii mieliśmy chytry plan, aby dokończyć zwiedzanie. Niestety, niebo było zachmurzone, wiał nieprzyjemny wiaterek, zbierało się na deszcz – to już nie byłoby to samo.
5. Cinque Terre wygrywa plebiscyt na największe oczarowanie we Włoszech, ale co najmniej ex aqueo z równie zachwycającą Sieną.
Niektórym członkom naszej ekspedycji Siena wyjątkowo przypadła do gustu 😉
To pięknie położone miasto z bardzo oryginalnym, opadajacym rynkiem (który 2 razy do roku wysypuje się ziemią i organizuje tzw. Palio, czyli wyścigi konne) i wspaniałą katedrą. Ta w Sienie z zewnątrz nie może się co prawda równać ze swoją odpowiedniczką z Florencji (czy cokolwiek może?), ale to jej czarno-białe wnętrze prezentuje się bajecznie.
6. A Florencja? Poprzeczka była zawieszona bardzo wysoko, ale sprostała naszym wymaganiom. Choć gdybyśmy mieli jeszcze raz podejść do zwiedzania, to Pałac Pittich i część Ogrodów Boboli byśmy odpuścili.
No i zastanowilibyśmy się nad sensownością zwiedzania Galerii Ufizzi, choć trudy podziwiania tysięcy dzieł sztuki wynagradza w niej fenomenalny taras widokowy z najlepszym widokiem na kopułę katedry i ratuszową wieżę.
Galeria Uffizi w środku i na zewnątrz
Na moje usprawiedliwienie napiszę tylko, że zwiedzaliśmy tuż po skończeniu przez nas lektury najnowszej książki Dana Browna „Inferno”.
Kościół Santa Croce. To tu pochowani są m.in. Michał Anioł i Nicolo Machiavelli
Jak w każdej jego książce fabuła jest dość naciągana, ale jednocześnie bardzo wciągająca. Do tego Brown ma talent do opisów miejsc – u niego nawet nieciekawe miejscówki wyglądają, jakby były najbardziej bezcennymi dziełami sztuki. A co dopiero opisy Florencji? Miał ułatwione zadanie i wywiązał się z niego bez zarzutu.
7. Największe rozczarowanie? Najchętniej napisalibyśmy, że Piza (Krzywa wieża? Big deal, zapraszamy do Torunia), ale uratowała ją wspomniania w punkcie 1 trattoria. W tej sytuacji musimy jednak wskazać Wenecję, choć trochę z naszej winy – nie sądziliśmy, że miasto jest tak rozległe i po zostawieniu auta na ekstremalnie drogim parkingu (w Wenecji innych nie ma) ruszyliśmy w stronę placu św. Marka.
W międzyczasie zaczęło lekko siąpić, solidnie padać, lać jak z cebra i znowu mżyć. Fakt, nieszczególnie się spieszyliśmy, często zbaczaliśmy z trasy, żeby oglądać inne atrakcje (Rialto!) i na miejsce przybyliśmy zziajani po prawie dwóch godzinach.
Z uwagi na pogodę radości już nie było – ruszyliśmy więc wodnym autobusem w drogę powrotną. I to jest jedyna nauka, jaką mamy wam do przekazania: Warto powałęsać się po Wenecji, ale koniecznie z biletem na komunikację miejską w ręku. Fakt, nie jest to tania przyjemność, bo pojedynczy bilet kosztuje 7 euro, ważna dobę karta miejska – 20, a dwie doby – 30 euro, ale przynajmniej macie pewność, że nie będziecie tracić czasu na bieganie zaułkami, które po kilku minutach będą dla was wyglądać absolutnie tak samo.
8. Uważaj na autostradach. Trochę jeździliśmy po europejskich drogach, ale nigdzie nie ma takiego ruchu jak we Włoszech. Nie wiem, jak to wygląda na południu kraju, ale na północy Włoch na głównych autostradach tych aut jest zatrzęsienie. I to niezależnie od pory dnia – aut była więc masa około południa, gdy jechaliśmy z Triestu do Wenecji i wieczorem, gdy jechaliśmy z Bolonii do Florencji. Setki ciężarówek, dziesiątki osobówek, a do tego część włoskich autostrad to drogi, które u nas nie uzyskałyby nawet statusu drogi ekspresowej. Dodatkowo jadąc do Włoch przygotuj się na spore korki na tych ich wąziutkich uliczkach – myśmy doświadczyli jednego potężnego we Florencji (co było dziwne, bo akcja miała miejsce przed ósmą wieczór) i drugiego mniejszego w Padwie (tuż po godz. 14). Nie znasz dnia ani godziny, drogi zmotoryzowany przyjacielu. A czy jest drogo? A, to zależy, ale raczej nie. Średnie ceny kształtują się na poziomie 7-10 eurocentów za kilometr. Przykładowe stawki za przejazd:
Autostrada A1 Mediolan – Neapol. 776 km – cena 55,5 euro (średnia: 0,071 euro/km)
A16 Neapol – Canosa. 194 km – 14,6 euro (średnia: 0,075 euro/km)
A13 Bolonia – Padwa. 96 km – 6,9 euro (średnia: 0,07 euro/km)
A7 Milan – Genua 138 km – 9,1 euro (średnia: 0,065 euro/km)
A4 Turyn – Triest 530 km – 43,8 euro (średnia: 0,082 euro/km)
Więcej na temat cen za przejazd autostradami we Włoszech znajdziecie na tej stronie. Szczególnie polecamy kalkulator kosztów.
9. Boli za to serce i portfel przy każdej wizycie na stacji benzynowej. Ceny są straszliwe – w listopadzie 2014 średnia stawka za litr dieselka wynosiła 1,60 euro, dziś jest o niecałej 10 eurocentów taniej, ale marna to pociecha. Dla porównania – cena paliwa w Austrii to obecnie 1,20-1,30 euro za litr, a w Niemczech spada nawet do 1,10 euraka. W tej sytuacji nie może chyba dziwić, że od Triestu jechaliśmy na oparach, byle do granicy.
10. Listopad to jednak dobry termin na pobyt we Włoszech. Turystów mało (nawet we Florencji), pogoda piękna, a ceny noclegów znośne – we Florencji za nocleg w 2-osobowym pokoju (fakt, nie w centrum, ale w zabytkowym pałacu tuż obok przystanku autobusowego) płaciliśmy 20 euro od osoby. Od początku marca do końca października taki sam pokój według cennika kosztuje bagatela 65 euro.
Nasz nocleg we Florencji bardzo się Heldonowi spodobał 🙂
11. Ależ ten balkon Julii w Weronie jest mały. Ale ryneczek i ruiny koloseum mają pierwsza klasa.
Największa atrakcja Werony…
A na jako bonus prezentujemy zdjęcie pięknego mężczyzny z małym fiutkiem. Pozycja obowiązkowa, gdy jesteście we Florencji.:)
PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI!
14 komentarzy
Tomasz
Super relacja, dzięki!
Zdecydowanie ułatwia podejmowanie decyzji i planowanie trasy. Haha piękną pogodę trafiliście w listopadzie, super!
Ciekawostka na koniec: w Reggio Emilia miał powstać nasz Hymn Narodowy. To właśnie w tym miasteczku Wybicki napisał bliskie nam słowa… 🙂 a teraz spoczywa w Poznaniu!
Zuzia
Bardzo ciekway wpis! Właśnie się wybieram na weekedn majowy do Włoch, wiele cennych rad więc zapisuję i na pewno skorzystam! Pozdrawiam ciepło
weekendowi
Dzięki i pozdrawiamy również I&M
Pingback:
Pingback:
Joanna
Piza to nie tylko Krzywa Wieża! Byliście w baptysterium? W katedrze? I nic?!
ssandrass
Ja również zakochałam się w Cinque Terre i Sienie 🙂 chyba najbardziej urokliwe miejsca w jakich byłam we Włoszech 🙂
Jednak Florencja i Wenecja również skradły moje serce!
Faktem jest, że w Wenecji nie przejdzie się spokojnie nie musząc przepychać się przez tłumy, ale udało nam się znaleźć urocze zaułki, które były jakby zarezerwowane tylko dla nas 🙂
Kasia w Krainie Deszczowców
o Cinque Terre slyszalam duzo zachwytow. Jest wiec na mojej Bucket List. Ciekawe podsumowanie.
Dominik Herman
Fajna relacja. Ale tak czytam i złapałem się za głowę – jak mogliście takim pędem oblecieć tyle pięknych miejsc? Nie wolno tak robić. Wenecja jest cudowna gdy świeci słońce – ja zwiedzałem pełne 2 dni i jeszcze było nam mało! Biegnięcie w deszcze z parkingu na plac św. Marka i z powrotem to nie jest zwiedzanie – nie możecie więc powiedzieć, że zobaczyliście Wenecję, nie ma mowy. Jeśli chodzi o Pizę, dla mnie to małe urokliwe miasteczko, jest spokojnie – przylatując na lotnisko do Pizy wystarczy wyjść z terminala i przejść na drugą stronę ulicy aby znaleźć się w Pizie 🙂 Wszystko na wyciągnięcie ręki. Odnośnie pizzy – zgadzam się, że nie wszędzie we Włoszech można dobrze trafić, ale… akurat we Florencji jadłem najlepszą na świecie w jakiejś małej knajpce, bez stolików, z 2 włochami wydającymi kawałki gorącej pizzy zza lady, ociekające sosem pomidorowym, oliwą i z winem z kubeczka do popicia. Poezja. Tak więc zależy jak się trafi 😉
Zazdroszczę wam toskanii – jedno z miejsc, w które chciałbym się wybrać. Od siebie mogę polecić Bergamo – ładne miasteczko, piękne widoki, w sam raz na 1-2 dni.
Weekendowi
Taki mieliśmy schemat podróży. Urlop nie jest z gumy, a na tym samym wyjeździe objechaliśmy Słowenię i kawałek Niemiec. W związku z tym w pełni świadomie zrezygnowaliśmy z pełnego zwiedzania Wenecji. I zgoda – pewnie bardziej by nam się podobało przy innej pogodzie, ale z drugiej strony, my nigdy nie lubiliśmy tłumów 🙂
Toskanię gorąco polecamy, choć też przelecieliśmy przez nią jak Pendolino. Ale wyjazd spełnił też swój cel “edukacyjny” – wiemy, że tam kiedyś wrócimy. I to nie na krótko 🙂
Pozdrawiamy 🙂
Weekendowi
A Bergamo znamy i polecamy 😉 O naszych wrażeniach możesz przeczytać tutaj —> https://weekendowi.wordpress.com/2013/08/24/bergamo-miasto-ktore-zmienilo-moje-zycie-wpadnij-bo-mediolan-ci-nie-ucieknie/
Tati B.
ja jestem zakochana w Toskanii. Zawsze chciałam pojechać do Florencji, a Florencja akurat zaskoczyła mnie najmniej. Po małych urokliwych miasteczkach była dla mnie dużym turystycznym molochem. Ale Ufizzi robi swoje. I katedra. Najbardziej podobała mi się Siena i Lucca. Mimo wszystkich turystów. I fakt, na dobrą pizzę trzeba trafić. Szczególnie w miejscach mocno turystycznych.
Łygi
Rozczarowani Pizą ? Jeśli przyjechaliście obejrzeć tylko wieże, i tylko wieże obejrzeliście to się wam nie dziwię. Też byłem lekko rozczarowany, ale odkryłem urok tego miasta zanurzając się w kręte i wąskie uliczki starego miasta. To bardzo klimatyczne nie dotknięte turystycznym blichtrem miejsce. Trochę zaniedbane domy i ulice starego miasta dodają tylko autentyczności. Przy okazji to prawdziwy labirynt w którym z przyjemnością się zagubiłem.
Reasumując: Piza to nie tylko krzywa wieża !!!
Weekendowi
Masz oczywiście rację, ale punkt widzenia zależy od punktu…podróży. Dla nas Piza była jedną z ostatnich destynacji we Włoszech, którą zwiedzaliśmy już po całej Toskanii, więc siłą rzeczy te malownicze, wąskie uliczki widziane w 15 miejscu nie robiły na nas dużego wrażenia. Dużo fajniejszy klimat ma naszym zdaniem choćby Siena. A Piza to z naszej perspektywy miasto, jakich sporo 😉
Pozdrawiamy 🙂