Warning: file_exists(): open_basedir restriction in effect. File(core/post-comments) is not within the allowed path(s): (/home/weekendowi/domains/weekendowi.pl:/tmp:/var/tmp:/home/weekendowi/.tmp:/home/weekendowi/.php:/usr/local/php:/opt/alt:/etc/pki) in /home/weekendowi/domains/weekendowi.pl/public_html/wp-includes/blocks.php on line 532
Co warto zobaczyć w Kijowie w 24 godziny. Zwiedzanie w klimatach “Muppet Show” - weekendowi.pl
Europa Środkowa i Wschodnia

Co warto zobaczyć w Kijowie w 24 godziny. Zwiedzanie w klimatach “Muppet Show”

– Nie podoba mi się ten nowy Majdan i plac Niepodległości, kiedyś było tu więcej zieleni. Ale pewnie Kijów potrzebuje takie miejsca na te nasze wszystkie rewolucje. Te, które były i te, które nadejdą – mówi pani Natalia, nasz na oko 85-letni przewodnik. Dzięki niej stolica Ukraina spodobała nam się tak bardzo. A nie było to łatwe, bo na odkrycie jej uroków mieliśmy tylko kilkanaście godzin.

Pani Natalia jest rodowitą kijowianką starej daty. Już po pierwszych zdaniach widać, że kocha swoje miasto, ale też niekoniecznie akceptuje zmiany, które współcześnie w nim następują. To taka klasyczna postawa „kiedyś było lepiej”. Trochę jak Statler i Waldorf z "Muppetów", jednak z tą różnicą, że pani Natalia nie jest złośliwa ot, tak sobie.

– O, tutaj jest hotel. Bardzo wysoki, ale bardzo brzydki. Socrealistyczna bryła popsuła krajobraz – co chwila wtrąca, gdy nasz autokar dojeżdża do centrum miasta. – Tutaj był piękny park, ale ta łachudra Janukowycz pozwolił wybudować tu wielkie apartamentowce. Jak tak można? Takie piękne miejsce! – nie kryje emocji.

Czasem to jest takie zabawne narzekanie dla narzekania.

– Nasz mer Kliczko ostatnio próbował zmniejszyć korki w mieście i próbował przekonać ludzi, żeby przesiedli się z samochodów na rowery. Głupi jakiś – uśmiechnęła się i znacząco puknęła w czoło, gdy staliśmy w sznurze kilkudziesięciu aut w drodze do Złotej Bramy. – Sam nawet zaczął jeździć na rowerze, jego ochroniarze też zresztą. I jak to się skończyło? O, tutaj, na tym przejściu dla pieszych wyrżnął jak długi o krawężnik. I tyle z kampanii. Gazety pisały, śmiechu było bardzo dużo – śmieje się pani Natalia.

Zacznijmy jednak nasze zwiedzanie od początku i odpowiedzmy sobie na kilka fundamentalnych pytań. Po co mam jechać do Kijowa? Żeby odkryć, że to bardzo ładne, europejskie miasto ze wspaniałymi zabytkami. I że jeśli podobało ci się we Lwowie, to w Kijowie będzie tak samo.

Ile czasu potrzeba na zwiedzanie Kijowa?

Zależy od tego, ile masz wolnego czasu. Myślę, że jeden dzień (od rana do wieczora) wystarczy tylko na delikatny ogląd największych atrakcji. Bo obawiam się, że na zobaczenie wszystkiego, co najfajniejsze w stolicy Ukrainy może nie wystarczyć nawet weekend.

Ale doba to też całkiem niezły czas, jeśli np. lecicie gdzieś dalej do Azji z przesiadką w Kijowie. Czym? A choćby liniami UIA, które mają całkiem rozbudowaną siatkę kierunków azjatyckich. My z ich uslug korzystaliśmy przy okazji podróży do Iranu. Jak było? Ukraine to nie Emirates, ale w kategorii jakość/niska cena przewoźnik jest bardzo dobry. No chyba, że znacie inną linię, która przeleci was do Teheranu za 400 zł w obie strony? 

Ale po co mam tam jechać? Przecież tam jest wojna!

W Kijowie nie ma żadnej wojny, a od Donbasu, gdzie toczyły się walki, dzieli stolicę kilkaset kilometrów. Zamieszki i walki z policją, w których zginęło kilkadziesiąt osób, miały miejsce w 2014 roku. Dziś przypominają o nich tylko zdjęcia ofiar i spalony (obecnie odbudowywany) budynek centralnych związków zawodowych na Majdanie Niepodległości. Ludzie boją się odwiedzać miejsca, gdzie kiedyś działo się coś złego. I to niekoniecznie nawet bezpośrednio tam. Bo tak jak rozumiem, że po zamachach w Turcji czy Tunezji liczba turystów wykupujących wycieczki leci na ryj, tak absolutnie zadziwiły mnie wyniki badań pewnego brytyjskiego biura podróży. Spytano w nim wyspiarskich turystów o to, wizyty w jakim kraju w Europie obawiają się najbardziej. Odpowiedź: uwaga! Bośnia i Hercegowina! Czyli miejsce, gdzie – okej, Serbowie z Bośniakami nie odwiedzają się może na niedzielnych obiadach, ale wojna, czystki etniczne i te inne straszne wydarzenia mialy miejsce ponad 20 lat temu. A jednak ta łatka skojarzenia pozostała i na długo tak samo będzie pewnie z Kijowem.

A skoro tak, czas zacząć odkłamywać nieco stolicę Ukrainy. Na lotnisku Kijów-Boryspol lądujemy o 7.30 i ruszamy na autobus, którym po chwili dojeżdżamy do metra. Po 10 minutach podjeżdżamy pod stację metra, którą możemy wygodnie dojechać do centrum miasta. Od czego zacząć?

kijow1

Myśmy rozpoczęli od bulwarów nad Dnieprem, choć było nam o tyle łatwiej, że mieliśmy zapewniony transport i nie jechaliśmy metrem. Przekraczając most nad Dnieprem od razu widzimy, że w panoramie miasta spośród morza zieleni wyróżniają się 2 obiekty: monumentalny klasztor i mieniący się w słońcu pomnik Matki Ojczyzny.

kijow2

Pomnik to oczywiście dar Związku Radzieckiego w dowód przyjaźni. Zbudowany w 1975 roku jest równie szpetny jak podobne monumenty, które w podobnym okresie powstały np. w Tbilisi. Po odzyskaniu niepodległości był on dla Ukraińców nie lada problemem – nie brakowało głosów, żeby wyburzyć sukinkotkę, jednak ostatecznie zdecydowano się tylko na…skrócenie jej miecza. Tak, aby najwyższą budowlą górującą nad miastem były złote kopuły Peczary, a nie znienawidzony monument.

Idąc dalej bulwarami nad rzeką znajdziemy inne ciekawe zakątki, np. symboliczny pomnik ofiar wielkiego głodu na Ukrainie, w wyniku którego zmarło ponad 6 mln Ukraińców.

– Przez tę naszą tragiczną historię i pamięć o nich, ale też współczesny konflikt trudno będzie nam kiedykolwiek pogodzić się z Rosjanami. Musimy dążyć do zgody, ale trzeba robić to z głową. Przecież to co się dzieje w Donbasie, to jest wina Juszczenki, który chciał siłą wprowadzać derusyfikację. A efekt sami widzicie – mówi pani Natalia.

Rozmawiamy dalej, co chwila zahaczając o politykę, bo tego tematu nie da się uniknąć. Wspominamy o planowanej dekomunizacji ulic w Polsce. Pani Natalia jest jak najbardziej za.

– U nas też próbują to robić, ale idzie im ciężko, bo ludzie już nie pamiętają, kim są ludzie, którzy są patronami ulic. Ale na szczęście są jeszcze ludzie, którzy nie chcą się z tym pogodzić. No bo proszę – jeśli do niedawna patronem mojej ulicy był człowiek, który pomógł wprowadzić Armię Czerwoną do Kijowa, to jak ja mam się z tym czuć w niepodległej Ukrainie? – denerwuje się.

kijow3

Monument ofiar Wielkego Głodu.

Wsiadamy do busa i jedziemy dalej. Po chwili jesteśmy już przy Ławrze Peczerskiej – ten położony na wysokiej skarpie prawosławny klasztor jest prawdziwym symbolem miasta. Wspaniały zespół budynków powstał w XVII i XVIII wieku, jednak pierwsze zabudowania powstały tutaj już w XI wieku. Ławra to jednak gigantyczny kompleks – znajduje się w nim aż 16 cerkwi, seminarium duchowne, klasztor, stara drukarnia czy pozostałości po pierwszych zabudowaniach na wzgórzu.

Tak na dobrą sprawę mozna by tu spędzić kilka godzin, ale wiecie – jak ekspresowo, to ekspresowo. Ruszamy więc dalej, mijając monumentalne socrealistyczne kamienice i brzydkie hotele (to nie moje są słowa, to znów pani Natalia) i w końcu trafiamy pod równie monumentalny hotel Ukraina (charakterystyczny, brzydki jak noc), górujący nad Placem Niepodległości, znanym również jako Majdan.

kijow5

To z tym miejscem łączą się wszystkie najważniejsze wydarzenia ze współczesnej historii Ukrainy. To tu w 2003 r. rozbudziły się ukraińskie nadzieje podczas pomarańczowej rewolucji, to tu te nadzieje pękały jak mydlana bańka. To tu wreszcie pod koniec 2013 roku rozbił się Euromajdan, to tu doszło do krwawych starć, których efektem była ucieczka Janukowycza z kraju i wybuch krwawego konfliktu z Rosją, wojny domowej i aneksja Krymu.

Ślady walk są tu zresztą obecne na każdym kroku – po obu stronach ulicy w rzędzie są ustawione tabliczki ze zdjęciami i nazwiskami poległych. Najlepiej widać to, gdy staniemy tarasie widokowym na górze placu, nieco poniżej hotelu. Po prawej stronie widać spalony budynek centrali związków zawodowych, który teraz jest mozolnie odbudowywany. Gdy spojrzymy w dół, tuż przy pomniku Michała Archanioła znajduje się narysowany kontur mapy Ukrainy. Kontur niestety – dość już nieaktualny.

kijow4

Przez Majdan przebiega z obu stron Chreszczatyk – reprezentacyjna aleja Kijowa. Z drogimi sklepami, kawiarniami. Wszystko jest nowe, tak jak na Majdanie. Pani Natalii to się nie podoba – kiedyś plac był pełen drzew, dzisiaj jest betonowym placem bez duszy.

– Ale pewnie Kijów potrzebuje takiego miejsca na te wszystkie nasze rewolucje. Te, które były i te, które będą – mówi trochę do siebie.

Na placu największy hałas robią domorosłe biura podrózy, które za kilkanaście dolarów dowiezie cię do najnowszej atrakcji turystycznej okolic Kijowa – monumentalnej willi Janukowycza. Tej ze złotym kiblem, złotymi klamkami (większość już wykręcona) i prywatnym zoo. Jeśli ktoś ma kilka godzin czasu – pewnie warto. Niestety, nasz harmonogram nie jest może zbyt napięty, ale taka wyprawa to przynajmniej pół dnia, którego nie mamy. Oprócz naganiaczy na placu sporo jest też młodych chłopców, często w mundurach ukraińskiej armii, którzy zbierają pieniądze od turystów i okolicznych. W dość osobliwy sposób – rzucając na ramiona turystów gołąbka i proponując okolicznościowe zdjęcie. Nie są przy tym jakoś przesadnie nachalni. Są za to trochę nostalgiczni, smutni, jakby delikatnie zrezygnowani.

kijow6

Po krótkim spacerze (na Placu warto zobaczyć choćby zrekonstruowaną Bramę Lacką (na zdjęciu powyżej) – w przeszłości jedną z trzech bram wjazdowych do historycznego Kijowa) powoli wracamy do naszego busa. Przy okazji mamy okazję trochę przespacerować się bocznymi uliczkami, bo nasz kierowca dostał mandat za złe parkowanie i chcąc nie chcąc musiał trochę pokluczyć po Kijowie w oczekiwaniu na nas. 

Ale to dobrze, bo dzięki temu widzimy jak bardzo zadbane jest centrum – skwery posprzątane, historyczne kamieniczki jakby świeżo wymalowane. W końcu docieramy na skwerek, gdzie zaparkowany jest nasz środek transportu i przez chwilę oglądamy chyba najbardziej oryginalną budowlę Kijowa. To tzw. dom z chimerami, zwany też Domem Horodeckiego, od nazwiska architekta – Polaka i miłośnika podróży, który właśnie w Kijowie stworzył swoje najbardziej znane dzieła.

Budynek jest znany z dwóch rzeczy: pierwszą jest fronton ozdobiony rzeźbami dzikich stworów. Ale jeszcze bardziej zadziwia jego forma – budynek zbudowano na stromym zboczu. A w związku z tym, by był bardziej stabilny od strony zbocza ma on aż 5 kondygnacji, a od ulicy Bankowej – tylko 3. Dziś mieści się tam kancelaria prezydenta Ukrainy.

Wsiadamy i jedziemy dalej. "Jedziemy" to jednak lekkie nadużycie, bo po przejechaniu kilkudziesięciu metrów już stoimy w korku. Bo korki w centrum niezależnie od pory dnia to część kijowskiego slow life, bo tutaj nikt się nie spieszy. Taka jest uświęcona tradycja, a kto próbuje ją zmienić ten dziwak. Na przykład ten cały Kliczko, z którego już się śmiała pani Natalia. Rymsnął o krawężnik na tym rowerze, a obok niego zdezorientowana gromadka ochroniarzy – też na rowerach. No, nie przyjęły się te rowery w Kijowie – znów się śmieje, gdy akurat przejeżdżamy obok budynku Opery.

– O, tu mieszka Kliczko – pani Natalia pokazuje okazałą kamienicę. – O, a o ten krawężnik rymsnął – to chyba jej ulubiony temat do żartów. Ale to dobry żart, taki z puentą: od następnęgo dnia znany bokser przesiadł się do służbowej limuzyny.

My tymczasem powoli suniemy dalej i napotykamy na niesamowite nagromadzenie Tarasa Szewczenki. To taki ukraiński Mickiewicz, a właściwie +1, bo jeszcze był malarzem. Jako wieszcz jest w Kijowie patronem wszystkiego co się rusza. Cały autokar trzęsie się ze śmiechu, gdy w ciągu minuty pani Natalia wymienia: jedziemy aleją Tarasa Szewczenki, o tutaj mijamy pomnik Tarasa Szewczenki, a tutaj mamy Uniwersytet im. Tarasa Szewczenki. O, a tutaj Opera im. Tarasa Szewczenki… – ucina i szybko dodaje jakby sama do siebie.

– No tak, dużo mamy tu tego Szewczenki. Chociaż tę operę mogliby sobie darować. Przecież Szewczenko na pewno nigdy tam nie był… – próbuje tłumaczyć. 

Żarty żartami, ale oba budynki warto obejrzeć. Zwłaszcza wściekle czerwony główny gmach uniwerku.

Chrobry Chrobry, byłeś dobry

W końcu wysiadamy i po krótkim spacerze dochodzimy do kolejnej, tym razem najbardziej „polskiej” atrakcji Kijowa, czyli Złotej Bramy. A właściwie wariacji na jej temat, bo gdy kilkadziesiąt lat temu wzięto się do jej odbudowy, nie było żadnych rycin dotyczących jej wyglądu. Czemu brama jest „polska”? Bo tu, jeśli wierzyć starym podaniom i kronikom w 1018 r. stanął Bolesław Chrobry ze swoją armią i domagał się wpuszczenia do miasta.

A ponieważ miejscowi trochę się ociągali (i w sumie trudno im się dziwić) Chrobry miał z całej siły uderzyć mieczem w bramę, który w ten sposób delikatnie się wyszczerbił. Tak narodziła się legenda o Szczerbcu – mieczu koronacyjnym władców Polski i jednym z najcenniejszych zabytków w naszym kraju, który obecnie znajduje się na Wawelu. Jak to wszystko wyglądało? Oddajmy głos anonimowemu autorowi Kronik Wielkopolskich (źródło: Wikipedia, a co?).

"Miał on również otrzymać od anioła miecz, którym z pomocą Boga zwyciężał wszystkich swoich przeciwników. Ten miecz aż do dziś przechowuje się w skarbcu kościoła krakowskiego. Królowie polscy wyruszając na wojny, mieli zwyczaj nosić go i zawsze z nim triumfowali nad wrogami. (…) Wspomniany zaś miecz króla Bolesława, dany mu przez anioła, nazywa się Szczerbiec dlatego, że na wezwanie anioła przybywszy na Ruś, pierwszy uderzył nim w Złotą Bramę, która zamykała gród kijowski na Rusi. Od tego uderzenia miecz poniósł niewielką stratę, która w polskim zwie się szczerba, i stąd nazwa Szczerbiec (…)"

Niezłe jaja, co? Kto by pomyślał, że pod koniec XIII wieku w Polsce już jarali zioło… Aczkolwiek aby wszystko się w tym opisie zgadzało należałoby dodać, że miecz wyszczerbił na bramie nie Bolesław, a jego duch. Bo oficjalnie została ona zbudowana w 1037 roku, a więc 12 lat po tym, gdy ten świetny władca dokonał żywota. Fakt, że kronika pochodzi z 1296 roku, a jej autor powtórzył wzmiankę o Złotej Bramie, którą opisywali Wincenty Kadłubek i Gal Anonim. Tyle tylko, że autor Kroniki dodał od siebie wątek miecza. Komu wierzyć? Jak zwykle w takich sytuacjach, proponuję wierzyć „Gazecie Wyborczej” 😉

kijow7

Według opisów zbudowana w XI wieku brama była imponująca, a jej wzorem miała być jej słynna imienniczka w Konstantynopolu. Niestety, już w XVI wieku brama była kompletnie zrujnowana. Obecnie na miejscu Złotej Bramy stoi wybudowana ponad 30 lat temu rekonstrukcja, która jest tak naprawdę tylko fantazją na temat tego jak mogła ona wyglądać. I to fantazją nader skromną, bo z nielicznych zachowanych opisów wynika np. że brama była ogromna – sam wjazd miał aż 9,5 metra szerokości. Z kronikarskiego obowiązku dodajmy, że niezależnie od tego, do której bramy pukał Bolesłąw to jego misja zakończyła się sukcesem. 14 sierpnia zajął on Kijów, a efektem wyprawy było przyłączenie do Polski Grodów Czerwieńskich i podpisanie z Jarosławem Mądrym paktu o nieagresji.

Hagia Sophia w skali mikro

To wszystko są ważne zabytki i piękne miejsca, ale przecież nie bez kozery o Kijowie mówi się, ż to „miasto złotych kopuł”.

kijow9

O imponującej Ławrze Peczerskiej już pisaliśmy, ale kto wie, czy bardziej imponującą budowlą nie jest Sobór Mądrości Bożej znajdujący się w centrum Kijowa. Mniej monumentalny od Ławry, jednak absolutnie niesamowity, jeśli chodzi o wspaniałe, świetnie zachowane XI-wieczne freski wewnątrz samego soboru. Nie są przesadą porównania do Hagia Sophia w Stambule – z tą różnicą, że oczywiście w Kijowie skala jest mniejsza, ale za to freski znacznie lepiej zachowane.

kijow10

Najważniejszym i najpiękniejszym dziełem jest tutaj 6-metrowa mozaika „Oranta” z XI wieku z wizerunkiem Matki Boskiej w centralnej części.

Co by tu zjeść?

Ale my tu gadu, gadu, a tymczasem kiszki powoli zaczynają już grać nam marsza. W tej sytuacji powoli udajemy się w stronę dobrej knajpy z lokalnym żarciem. Wychodzimy więc z soboru przez monumentalną bramę z dzwonnicą i idziemy prosto przez imponujący plac, mijając po drodze pomnik Bohdana Chmielnickiego.

kijow8

Kierujemy się na kolejny monastyr – tym razem widoczny w oddali charakterystyczny niebieski monastyr św. Michała (na zdjęciu w oddali) – najstarszy obiekt sakralny na Rusi, któremu też należy poświęcić choćby kilka minut. Wiem, wiem, głód zaczyna powoli doskwierać, więc kierujemy się już na jedzenie. Dokąd? Do „Puzatej Chaty”, czyli najbardziej znanej ukraińskiej sieci serwującej lokalne jedzenie. Wychwalają ją miejscowi, wychwala TripAdvisor i podróżnicze blogi, warto więc sprawdzić, czy faktycznie warto się tam wybrać.

kijow12

I wiecie co? Jak najbardziej tak – jedzenie jest bardzo dobre i w przystępnych cenach. Coś dla siebie znajdą zwolennicy ukraińskiego barszczu, zawiedzeni nie będą też jednak zwolennicy bardziej konwencjonalnej kuchni. Jest to zresztą bar samoobsługowy – bierzemy, co i ile potrzebujemy, a następnie przy kasie płacimy należność. W centrum Kijowa najbliższy bar znajduje się na placu Kontraktowym. Od strony soboru trafić tam łatwo – po prostu cały czas idziemy w dół, m.in. ulicą Andrejewską aż w końcu ukaże nam się charakterystyczny czerwony budynek.

kijow11

Po drodze na jedzenie widoki też są niczego sobie 🙂

I to by było na tyle. Jeśli chcecie dostać się z powrotem do centrum, a nie uśmiecha wam się wchodzenie pod górę (po takim obiedzie jaki zjecie – a zapewniam, że widząc te góry smakołyków porzucicie choć na chwilę wszelkie diety i dbanie o linię), możecie udać się ulicą Piotra Sahajdacznego do stacji metra Posztowa płoszcza. Tuz obok niej znajduje się kolejka linowa, która w 3 minuty dowiezie was z powrotem nieopodal soboru św. Michała.

kijow13

Nie wiem, na co mi była  potrzebna ta bułka? No, ale… 🙂

Godnych uwagi miejsc w Kijowie jest znacznie więcej. Ot, choćby wspaniałe kamienice jak Dom Horodeckiego, Pałac Maryński czy (podobno) bardzo ciekawe zoo. Miłośnicy groundhopingu z pewnością nie odmówią też sobie wizyty na Stadionie Olimpijskim, na którym odbył się finał „naszego” Euro 2012. Ale to już są atrakcje, których nie da się zwiedzić jednego dnia. I z pewnością są to takie miejsca, dla których warto do Kijowa wybrać się raz jeszcze, co z pewnością w najbliższej przyszłości uskutecznimy.

Na sam koniec nasi gospodarze zabierają nas jeszcze do centrum handlowego. Pewnie dlatego, żeby  pokazać, że tu jednak jest normalnie, po europejsku. Że w Kijowie jest masa młodych, energicznych ludzi, fajne sklepy, nie ma wojny. W sumie niepotrzebnie. Wiemy i widzimy.

kijow14

I to by było na tyle, jeśli chodzi o Kijów. Zdjęcia nie są może najwyższej próby, ale mamy na to świetne wytłumaczenie. Tym razem Kijów zwiedzałem sam (ja, Mariusz), a Iza została w domu. A jak być może wiecie – w naszym duecie ja jestem bardziej od pisania, a Iza bardziej od (świetnej zresztą) strony wizualnej.

Ale nie ma tego złego… już wkrótce odwiedzimy Kijów i już w pełnym składzie i z pewnością zdamy Wam pełną relację z tego, co warto robić w tym mieście, gdy ma się trochę więcej czasu niż kilkanaście godzin.

PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI! 

Jesteśmy podróżniczą rodziną. Poznaliśmy się w 2007 r. i od razu okazało się, że podróże to jedna z naszych wspólnych pasji. I tak jeździmy razem przez życie. W 2011 r. wzięliśmy ślub, a od sierpnia 2013 r. dołączyła do nas Helenka. Nasza kochana córka od razu złapała podróżniczego bakcyla. Ale nie mogło być inaczej – już w brzuchu mamy zwiedzała m.in. Izrael i Islandię, a pierwszą świadomą podróż – samochodowy trip po Bałkanach – zaliczyła mając 12 tygodni. Obecnie jest nas czwórka do zespołu dołączyła druga córka Idalia.

33 komentarze

Skomentuj weekendowi Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *