Warning: file_exists(): open_basedir restriction in effect. File(core/post-comments) is not within the allowed path(s): (/home/weekendowi/domains/weekendowi.pl:/tmp:/var/tmp:/home/weekendowi/.tmp:/home/weekendowi/.php:/usr/local/php:/opt/alt:/etc/pki) in /home/weekendowi/domains/weekendowi.pl/public_html/wp-includes/blocks.php on line 532
Jak państwo policyjne w Iranie wzięło nas za bandę sodomitów - weekendowi.pl
Azja

Jak państwo policyjne w Iranie wzięło nas za bandę sodomitów

Nas, ultrakonserwatywną rodzinę z małym dzieckiem! Bo nie minęła nawet minuta od naszej rozmowy, gdy zadzwonił telefon. – Być może w czasie wizyty w naszym sanktuarium ktoś mógł wam składać różne nieprzyzwoite propozycje. Ze względu na wasze bezpieczeństwo radzimy, abyście z nich nie korzystali – odezwał się głos w słuchawce.

W poprzednim odcinku naszej sagi o Iranie Ridge wyjawił Alexis, że jest jej ojcem, a my wyjawiliśmy Wam, że trochę w Iranie nagrzeszyliśmy. Wymieniliśmy nawet pełną listę 26 ciężkich grzechów, których nie w arto popełniać w tym kraju

Jesteśmy w świętym mieście Kom – drugim najbardziej religijnym mieście Iranu po Meszhedzie. Dla Irańczyków to szczególne miejsce – to tu znajduje się mauzoleum Fatimy al-Masumy, siostry imama Alego Rezy. Ale przede wszystkim dlatego, że to tu przez lata nauczał ajatollah Chomeini – duchowy wódz islamskiej rewolucji, która w 1979 r. zmiotła monarchię szacha Pahlaviego i zaprowadziła szariat. Chomeini nauczał tu, a w latach 1963-64 serią płomiennych antyrządowych wystąpień rozniecił rewolucyjny ogień w Irańczykach. To tu 3 czerwca 1963 r. przestrzegał szacha, że jeśli nie zmieni swojego postępowania, pewnego dnia będzie musiał uciekać z kraju. Tu został też Chomeini aresztowany i stąd wygnany na obczyznę, gdzie spędził ponad 15 lat. W Kom wreszcie zamieszkał tuż po powrocie do Iranu, zanim na stałe przeniósł się do Teheranu.

Nas do Kom ściągnęła głównie fantastyczna architektura ogromnego mauzoleum Fatimy. Na zwiedzanie ruszyliśmy wieczorem, kiedy po drobnych perturbacjach znaleźliśmy już fajny hotel.

Humory dopisują, kupujemy trochę słodyczy (w ścisłym centrum Kom poza jedną budą z czymś przypominającym hot-dogi trudno o cokolwiek innego do jedzenia), cykamy fotki i niespiesznie docieramy do świątyni. Przy wejściu standard – ja wchodzę swoim wejściem, Iza z Helką wejściem dla babeczek. I w sumie nie wiadomo czemu, bo to tylko wejście na dziedziniec, a nie do meczetu. Ale niech im będzie – wchodzę na luzaku (broda jednak robi swoje), ale widzę, że dziewczyn nie ma. Wracam do wejścia i widzę jak Iza siłuje się z kilkumetrowym pasem materiału. No tak, musi założyć czador.

"I believe in miracles / Where you from, you sexy thing?"

Kiedy jest już wystarczająco zakryta wchodzimy całą rodziną, co ma swoje plusy i minusy. Minusem jest to, że zostaliśmy już wyhaczeni jako obcy, a to niesie za sobą daleko idące konsekwencje. Bo ledwo pojawiliśmy się na dziedzińcu, od razu podchodzi do nas jeden z panów „kustoszy” i prowadzi do „foreign visitors center”, gdzie urzędują miejscowi tajniacy-opiekunowie-przewodnicy. Zwał jak zwał.

I choć próbują to ukryć pod tradycyjną perską gościnnością wcale nie cieszy ich nas widok. Powód? Po kompleksie świątynnym każda zagraniczna delegacja musi mieć swojego opiekuna, który nie odstępuje cię na krok i śledzi każdy twój ruch.

Takiego opiekuna łatwo poznać – trzyma w ręku taką zieloną miotełkę do odgarniania kurzu. Trudno powiedzieć po co mu ona – być może w obliczu łamania prawa zagraniczniak zostanie załaskotany na śmierć, ale mniejsza z tym.

Przewodnicy są więc chyba trochę rozczarowani, bo generalnie jako innowiercom należy nam się solidne oprowadzanko po kompleksie, a tymczasem jedyny z ich wesołej gromadki znający jako tako angielski, czyli Mehmed, skończył już zmianę i siedzi w domu. Zastępuje go Muhammad, który stara się jak może uprzyjemnić nam czas – robi nam zdjęcia, zagaduje pytaniami w stylu „Beautiful, no?” i generalnie jest bardzo miły.
Zdjęcie z naszym przewodnikiem zostało wykonane jeszcze zanim stwierdził, że jestem sodomitą. To dlatego jeszcze się uśmiecha i nie trzyma dystansu 🙂

Poważnie, chyba naprawdę jest mu przykro, że nie może nam powiedzieć więcej, a bardzo by chciał. Po jednym z moich pytań o to czy obecnie do Kom przyjeżdża wielu zagranicznych turystów (Mogłem sobie łatwo dośpiewać, że niekoniecznie, bo innych nie-Irańczyków w ciągu pół dnia w tym mieście nie zarejestrowałem) w końcu wpada na genialne rozwiązanie swojej niewiedzy i…dzwoni do Mehmeda. Po chwili rozmowy podaje mi słuchawkę.

– It's for you, my friend – mówi, a ja mam kolejnego mindfucka. Biorę telefon, a Mehmed mi mówi, że jego koledze Muhammadowi jest bardzo przykro, że nie może nam pomóc, ale na szczęście Mehmed zna angielski więc odpowie na każde nasze pytanie. Głupio mi tak go pytać o tak błahą sprawę (zwłaszcza że już jest po jego szychcie), więc mówię, że wszystko super i spokojnej nocy życzę. Mehmed i nasz przewodnik oddychają z ulgą i idziemy dalej. Uchodzimy może 5 minut i widzę, że nasz przewodnik staje przy drzwiach i składa posuwisty pokłon. Normalnie bym się nie zdziwił, ale tylko on tak zrobił, pozostali miejscowi wszelkiej maści się nie kłaniali. No to pytam.

– Czemu to zrobiłeś? To znaczy czemu się ukłoniłeś tam?

– Mariusz, przestań…. – Iza niezbyt ostentacyjnie szturcha mnie w bok, widząc zmieszanie na twarzy Muhammada.

– Sorry, have to call – nasz wstrząśnięty niezmieszany przewodnik sięga po telefon i nie daje sobie wytłumaczyć, że to bez sensu. W końcu udaje nam się go przekonać, ale tylko na chwilę, bo Muhammad zagaduje dwóch młodzianów wyglądających na studenciaków. Po chwili jeden z nich do nas podchodzi i się przedstawia płynną angielszczyzną.

– Cześć, przyjacielu, jestem Iman, a w odpowiedzi na twoje pytanie, to jest to taka tradycja i obyczaj. Ta świątynia powstała w miejscu śmierci Fatimy, siostry tego a tego imama, który…. – tu zaczyna się ok. 10-minutowy wykład na temat historii tego miejsca, Iranu i wszystkich innych rzeczy dookoła.

Zaraz potem zaczynamy sobie gadać po angielsku i widzę ulgę na twarzy Muhammada. Pewnie sobie myśli, że jak w końcu mamy się z kimś wygadać to on nie będzie musiał się już wysilać.

No to gadamy sobie: skąd jesteśmy, gdzie byliśmy i dokąd jedziemy (Iman strasznie poleca Kaszan, bo stąd pochodzi i super, że tam wpadniemy), oczywiście następuje tradycyjna wymiana uprzejmości. Lachestan? O, Poland super, na co odpowiadam moim stałym repertuarem najbardziej neutralnych politycznie skojarzeń z Iranem, czyli siatkówką i Ali Daeim I nagle ni stąd ni zowąd nasz gość zadaje pytanie.

– A macie w Polsce jakiś problem z uchodźcami?

– Eee, nie ma żadnego problemu, bo nie ma uchodźców. Uchodźcy wolą Niemcy, Skandynawię… – odpowiadamy.

– Pytam, bo sporo Irańczyków to uchodźcy – mówi Iman.

– Ale jak to? Przecież uchodźcy to Syria i Irak, nie? – trochę się dziwimy.

– No tak, ale z Iranu też ucieka dużo ludzi. Więźniowie sumienia – opowiada Iman. Widzę już kątem oka, że Muhammad zaczął się nam jakby baczniej przyglądać. Dalej nic nie rozumie i głupio się uśmiecha, ale uważnie próbuje coś zrozumieć.

– To znaczy…

– No wiecie, geje, homoseksualiści. U nas za sodomię jest kara śmierci – a ja już widzę, że Muhammad nagle zrozumiał. Na dźwięk słowa „gej” i "sex" zaczyna coś szybko mówić półszeptem do naszych rozmówców, ale ci go uspokajają. I rozmawiamy dalej aż tu nagle Iman rzuca.

–  Wiecie, przyjechałem tu na weekend do mamy i angażuję się od paru miesięcy w couchsurfingu. I jeśli nie macie gdzie nocować albo zostajecie jeszcze jeden dzień w Kom to byłby dla mnie wielki zaszczyt, gdybyście zechcieli przenocować u mnie w domu… – mówi Iman.

– A mama?

– Dla mamy też zaszczyt. Na pewno się ucieszy.

Nic z tego nie wyszło, bo hotel mieliśmy, a na drugi dzień ruszaliśmy do Kaszanu. I z pozoru to była zwyczajna rozmowa, jakich w Iranie mieliśmy jeszcze wiele, gdyby nie jeden drobny szczegół. Podziękowaliśmy za propozycję, ale w razie czego (Iman nalegał) wymieniliśmy się mailami i numerami telefonu.

– No no no – zamruczał ze złością Muhammad, gdy zobaczył, że Iman wpisuje swój numer do mojego telefonu. Było wyraźnie widać, że walczy w nim irański wkurw z perską gościnnością wobec przybyszów. No bo jak to: najpierw homosexual, a teraz się wymieniacie numerami? I to jeszcze w świątyni?!?

W końcu skończyliśmy rozmowę i udaliśmy się powolnie w stronę wyjścia. Nie minęła minuta, gdy od naszego przewodnika uslyszałem dobrze znane zdanie.

– My friend, is for you – i podał mi słuchawkę.

Zanim mogłem coś powiedzieć, usłyszałem krótki monolog. – Szanowny panie, bardzo dziękujemy za wizytę w naszym sanktuarium. Jednocześnie muszę pana poinformować, że nie wszystkie osoby, z którymi państwo rozmawialiście, były pracownikami naszego sanktuarium. I jest całkiem prawdopodobne, że w czasie wizyty w naszym sanktuarium ktoś mógł wam składać różne propozycje, także nieprzyzwoite. Dlatego ze względu na wasze bezpieczeństwo doradzam, abyście państwo z nich nie korzystali – to stary, dobry Mehmed w słuchawce z krótkim wykładem na temat turystycznego BHP.

Oczywiście, podziękowaliśmy za poradę, rozłączyliśmy się, a po chwili już żegnaliśmy się z Muhammadem, który wyglądał tak, jakby dwutonowy kamień spadł mu właśnie z serca.

Swoją drogą, po wyjściu z sanktuarium złapał nas Iman i jeszcze sobie chwilę pogadaliśmy. Ale wciąż nie udało mu się nas namówić – ani na couchsurfing, ani na sodomię.

Co jednak nie zmienia faktu, że gdy będziecie w Iranie, to bardzo polecamy wam takie sanktuaria z obowiązkowym przewodnikiem. Drugie podejście do takiego zwiedzania zaliczyliśmy w Sziraz, gdzie zwiedzaliśmy Shah Cheragh, czyli mauzoleum Króla Światła. To absolutnie wspaniała budowla, zachwycająca przepychem i masą architektonicznych detali (choć ta w Kom jest bardziej…ozdobna), po której oprowadzali nas wolontariusze. Jedyny problem – w czasie zwiedzania musieliśmy się rozdzielić. Izę oprowadzała kobieta, a mnie jakiś dziarski 16-latek o wyglądzie 35-latka (na zdjęciu pozujemy jak postępowa para rodem z Holandii).

SAMSUNG CSC

Obydwoje dali radę, chociaż Iza dostała więcej praktycznej wiedzy na temat szyickiej odmiany islamu, a ja trochę mniej. To dzięki niej dowiedziałem się na przykład, że ta zielona miotełka, którą wyśmiewałem kilka paragrafów wcześniej służy do wskazywania pielgrzymom kierunku, w którym znajduje się Mekka. Ale jestem przekonany, że w razie czego doskonale czyści też kurze. Ale dla mojego przewodnika też należą się propsy – jak na 16-latka o wyglądzie 35-latka dał sobie radę idealnie.

I na koniec jeszcze zdjęcie z przewodniczkami z Iranu. Nasza to ta ładniejsza 😉

Tu znajdziesz pozostałe wpisy o Iranie

PODOBAŁ CI SIĘ WPIS? POLUB NA FEJSBUKU, PODZIEL SIĘ Z INNYMI! 

Jesteśmy podróżniczą rodziną. Poznaliśmy się w 2007 r. i od razu okazało się, że podróże to jedna z naszych wspólnych pasji. I tak jeździmy razem przez życie. W 2011 r. wzięliśmy ślub, a od sierpnia 2013 r. dołączyła do nas Helenka. Nasza kochana córka od razu złapała podróżniczego bakcyla. Ale nie mogło być inaczej – już w brzuchu mamy zwiedzała m.in. Izrael i Islandię, a pierwszą świadomą podróż – samochodowy trip po Bałkanach – zaliczyła mając 12 tygodni. Obecnie jest nas czwórka do zespołu dołączyła druga córka Idalia.

34 komentarze

Skomentuj Trish Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *