-
Albania – pierwsze wrażenia. Takie, że lepiej od razu uciekać
Pamiętacie „Eurotrip” i sceny z Bratysławy? Tak, wszyscy byliśmy wtedy oburzeni, jakimi ignorantami są Amerykanie. Ale wiecie co? Albania wygląda trochę podobnie – zwłaszcza od strony granicy z Macedonią. Prawie 137 kilometrów na trasie od klasztoru św. Nauma nad jeziorem Ochrydzkim do Tirany to była dla mnie prawdziwa trauma. Z wielu powodów. Umieściliśmy Albanię w planie naszej wyprawy, aby zmierzyć się ze stereotypami dotyczącymi tego kraju. A właściwie z ich brakiem. Bo z czym kojarzy wam się Albania? Mi tylko z biedą, Radiem Tirana, śmiesznymi białymi czapeczkami noszonymi przez miejscowych i z żebrzącymi dziećmi. Ten ostatni stereotyp wyhodowałem już podczas pobytu na Bałkanach – na kilku blogach znalazłem informacje, żeby…
-
Pozytywny tekst o lotnisku w Modlinie. Nie, nie zwariowałem
Przy wszystkich wadach najbardziej pechowego portu lotniczego w Polsce, lotnisko w Modlinie miło nas swego czasu zaskoczyło. A wszystko w myśl zasady „Czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal”. Ten tekst nie będzie o tym, że: – tylko debil buduje lotnisko w widłach dwóch wielkich rzek bez systemu ILS naprowadzającego samoloty w warunkach gęstej mgły; – nie żal mi niektórych właścicieli przylotniskowych parkingów, których pazerność na kasę przekracza granice zdrowego rozsądku; – od ponad 6 lat, kiedy zaczęły się przygotowania do budowy lotniska, nie udało się zbudować toru kolejowego, dzięki któremu z centrum Warszawy pod samo lotnisko kursowałyby regularne pociągi. A tor to przecież ogromny – jego planowana długość…
-
Barcelona to nie raj na ziemi. Podróż poślubna z piekła rodem [Część 2]
W poprzednim wpisie o mieście Gaudiego i Pepa Guardioli widzieliście, jak łatwo gubię wątek i wpadam w dygresje. Dlatego dzisiaj obiecuję, że postaram się trzymać poziom i opisywać możliwie najbarwniej naszą podróż. Wróćmy więc do Barcelony, Albo może lepiej za chwilę… Przez większość zeszłorocznych wakacji wszelkiej maści mniej i bardziej moralne autorytety przekonywały, że nic tak nie wyleczyło Polaków z ich kompleksów i poczucia prowincjonalności jak Euro 2012. Że daliśmy radę, kibicom z zagranicy się podobało, że nie było obciachu (poza polsko-rosyjskimi bójkami, no ale wiadomo, że jak się Polak i Rusek napiją, to bywają czasem nazbyt wyrywni) ani szczególnych organizacyjnych fuszerek. W tym samym tonie wypowiadały się media, hurtowo…